"(...) Naśladując celowo styl wzniosły uciekam w literackość języka, a uciekam przed pustką, którą coraz mocniej odczuwam i która właściwie nie jest sama w sobie niczym złym, bo cóż złego może brać się z “niczego” - nic, albo przynajmniej niewiele. Nie zmienia to faktu, że wypełnia mnie próżnia, bo jeśli zakwestionować kilka form spędzania wolnego czasu oraz wybory, które każą mi wstawać z łóżka i “pójść” - nic nie zostaje. Jakieś widma. Łatwo je rozpędzić. Rozpuszczą się w dziennym świetle, szczególnie teraz, w ostrym słońcu maja. Z drugiej strony to jest doświadczenie co najmniej interesujące, że za oknem soczystość tej wiosny, a w człowieku czarna noc polarna - no kurwa Grenlandia, islandzka magma, lądolód i żadnego pingwina na pociechę. (...)"