"(...) "Ludzie źle mierzą czas - jest tylko jedna miara czasu, prędkość doznania" - pisze Frigyes Karinthy w "Podróży wokół mojej czaszki" i jeśli przyjąć to za prawdę, należy uznać, że mój czas na przestrzeni ostatnich kilku tygodni rozpędził się do granic wytrzymałości. Wiele się bowiem dzieje w "doznaniach". Szczęśliwie dzieje się pogodnie. Przynajmniej tam, gdzie rzecz dotyczy książki i tego, co się wokół książki wydarza. W pozostałym zakresie - kortyzol. Tsunami kortyzolu. Brzuch mi od tego kortyzolu urośnie, rytm dobowy, który już wcześniej pozostawiał wiele do życzenia, posypie się ostatecznie i definitywnie, a komórki nowotworowe mnożyć się będą bez opamiętania. Oczywiście biorąc pod uwagę obiektywne istnienie kwantowego opisu rzeczywistość można przyjąć, że przeszłość, przyszłość i teraźniejszość już się wydarzyły, a skoro tak, to powstaje przestrzeń w zakresie możliwych, wręcz pożądanych afirmacji, bo skoro można myśleć o przyszłości w kategorii "wspomnienie" to można sobie to wspomnienie dowolnie namalować. Można to zrobić uwalniając się od zarzutu fikcji, który to zrzut ów proces musiałby unieść. Koniec końców jest to jednak jakiś rodzaj zmyślenia. Coś na kształt postulatu czy jeśli ktoś woli - "pobożnego życzenia". (...)"