Polski Wrzesień 1939 roku – raz jeszcze…

Obrazek posta

Dyslokacja wojsk niemieckich, 31 sierpnia 1939 r. (fot. Wikipedia)

 

Kilkuletni etap podważania obowiązującego systemu światowego i łatwych „pokojowych” podbojów definitywnie zakończył się w marcu 1939 roku odmową rządu polskiego przyłączenia się do obozu niemieckiego. Odrzucając ofertę wasalizacji i stanowiące jej integralną część żądania terytorialne, Polska zadała cios strategicznym planom III Rzeszy bezkrwawego uzyskania bezwzględnej przewagi potencjałowej na kontynencie, mającej umożliwić pokonanie Francji i Anglii, a następnie ZSRR w następujących po sobie jednostronnych wojnach.

Fiasko niemieckiego projektu uzależnienia całej strefy międzymorskiej następowało w momencie, gdy Niemcy nie uzyskały jeszcze docelowego stanu rozbudowy sił zbrojnych. Wiosenne zbliżenie polsko-brytyjskie będące początkiem powstania bloku angielsko-francusko-polskiego, do którego zaczęły orbitować kolejne państwa, groziło Niemcom uwikłaniem się w długotrwałą, dwufrontową wojnę, do której Wehrmacht jeszcze nie był przygotowany.

Nie zmieniał tego fakt, że Niemcy dysponowali w 1939 roku najsprawniejszą machiną wojenną świata, przewyższającą każdego pojedynczego przeciwnika. Zgodnie z tradycyjną doktryną przygotowywano się do wykonywania gwałtownych uderzeń na jednym froncie w celu rozbicia wojsk przeciwnika w toku krótkotrwałej, najwyżej kilkutygodniowej kampanii na dystansie maksymalnie 400–500 km. Na zachowanie ciągłości operacji przez okres dłuższy i na większą głębokość w warunkach końca lat 30. Niemcy nie były przygotowane. „Wojna manewrowa na szczeblu operacyjnym” (Bewegungskrieg) nie była w latach 30. niczym nowym, choć sprzężenie jej z ówczesnymi nowinkami technologicznymi w postaci samochodów, czołgów i samolotów zwiększało niebywale jej skuteczność, zwłaszcza w starciu z tradycyjnymi armiami pieszo-konnymi w rozległym teatrze operacyjnym, najlepiej nizinnym, słabo nasyconym wojskiem.

 

Niemiecka kolumna pancerna, 1942 (fot. Wikipedia)

 

Najlepszą odpowiedzią na strategię niemiecką było doprowadzenie do wojny dwufrontowej, związanie Wehrmachtu na jednym froncie i natychmiastowe przeciwuderzenie na drugim.

 

Znalazło to odzwierciedlenie w postaci utworzenia obozu angielsko-francusko-polskiego wiosną 1939 roku i w zawartych wówczas umowach sztabowych. „Front Obrony Pokoju” przewyższał III Rzeszę ogólnym potencjałem gospodarczym i militarnym. Przewaga w wojskach lądowych i całkowita dominacja na morzach ograniczona była częściowo przez niemiecką wyższość w lotnictwie, łatwą zresztą do zneutralizowania przy utrzymaniu istniejącej dynamiki zbrojeń. Politycy obozu antyhitlerowskiego spodziewali się zresztą, że sama groźba wojny dwufrontowej zmusi Niemcy do porzucenia agresywnej retoryki i wypracowania kompromisowego rozwiązania kryzysu.

Mimo niekorzystnych warunków Hitler postanowił eskalować konflikt, starając się doprowadzić do podziału wśród sojuszników i wyeliminować Polskę w zlokalizowanym konflikcie. Dyplomatyczne inicjatywy niemieckie podejmowane do połowy sierpnia 1939 roku w celu wyizolowania Rzeczypospolitej nie przynosiły jednak rezultatu, skłaniając ostatecznie Hitlera do przyjęcia propozycji Stalina zawarcia strategicznego porozumienia. Podpisany 23 sierpnia 1939 roku pakt dawał szansę na wycofanie się Francji i Wielkiej Brytanii ze zobowiązań wobec Polski i jej błyskawiczne pokonanie.

Atak niemiecki zamierzano przeprowadzić 26 sierpnia, wyłącznie dywizjami czynnymi, w przeważającej części pancerno-motorowymi, w celu dezorganizacji polskiej mobilizacji i koncentracji. Duch oporu Polaków miał zostać złamany po dywanowym nalocie na Warszawę, a powstrzymać mocarstwa zachodnie od wzięcia udziału w wojnie miały fakty dokonane – błyskawiczne opanowanie Gdańska i zajęcie Bydgoszczy, będącej jednym z większych skupisk mniejszości niemieckiej. Wieść o podpisaniu sojuszu polsko-brytyjskiego, wiadomości z Rzymu o nieprzygotowaniu Włoch do wojny, a wreszcie przeszacowanie stanu polskich przygotowań obronnych skłoniły Hitlera 25 sierpnia do odwołania uderzenia. Generał von Brauchitsch, naczelny dowódca OKH (Oberkommando des Heeres), dostał kilka kolejnych dni na mobilizację całości planowanych sił. W ostatnich dniach sierpnia zakończona została, równolegle do niemieckiej, mobilizacja alarmowa Wojska Polskiego; zaczynała się mobilizacja powszechna.

Niemieckie siły zbrojne rozpoczęły działania wojenne, przekraczając granicę polską przed świtem 1 września. Wraz z uderzeniami lądowymi przeprowadzono szereg nalotów lotniczych w głębi kraju, uderzając w węzły kolejowe, lotniska pokojowe i miasta. Wojska niemieckie wkraczały do Polski niemal na całej długości granicy, również z terenów znajdującej się w orbicie wpływów III Rzeszy Słowacji. Działania objęły także Gdańsk, w którym walkę podjęły przygotowane polskie placówki. Wokół Zatoki Gdańskiej doszło do starcia flot obu państw.

 

Ukształtowanie granicy polsko-niemieckiej w naturalny sposób determinowało obustronne plany operacji wstępnych.

 

Pomorze polskie odcinające Prusy Wschodnie od reszty państwa niemieckiego, występ poznański wcinający się na zachód w głąb Brandenburgii oraz bieg Wisły tworzyły przez niemal całe dwudziestolecie międzywojennej trzy podstawy operacyjne do działań armii niemieckiej przeciw Rzeczypospolitej. Kierunki uderzeń wyprowadzane z Prus, z Pomorza Zachodniego i ze Śląska w obszar rdzeniowy państwa polskiego łączyły się koncentrycznie w rejonie Warszawy. W wyniku aneksji Czech i po wkroczeniu Wehrmachtu do centralnej Słowacji w 1939 roku doszedł jeszcze czwarty kierunek – od południa.

Korzystając z geograficznej izolacji Rzeczypospolitej, Niemcy planowali rozbicie jej wojsk w czasie uniemożliwiającym jakąkolwiek reakcję Zachodu. Zgrupowania działające z Prus Wschodnich (3 Armia) i z Dolnego Śląska (8 i 10 Armia) przystąpiły od razu do realizacji planu założenia wielkich kleszczy, w których chciano rozbić i okrążyć wojska polskie rozwinięte na zachód od łuku Wisły. Oprócz tego rozpoczęto realizację zadań dodatkowych – zlikwidowania izolacji enklawy wschodniopruskiej przez przecięcie polskiego Pomorza (4 Armia) oraz zniszczenia wojsk polskich broniących uprzemysłowionego Górnego Śląska (14 Armia).

Chcąc wykorzystać początkowy geograficzny rozdział sił niemieckich, Polacy postanowili przyjąć pierwsze uderzenie wroga, rozwijając armie pierwszorzutowe w strategicznej osłonie w strefie nadgranicznej. Koncentrując siły na spodziewanych kierunkach uderzeń, zamierzano jak najdłużej chronić ziemie zachodniej Polski, będące jej centrum gospodarczym i mobilizacyjnym. Wpływ na tę decyzję miały również względy dyplomatyczne, nie chciano bowiem dopuścić do wykorzystania przez III Rzeszę metody faktów dokonanych. Prowadząc strategiczne opóźnianie z lokalnymi zwrotami zaczepnymi na kilku rubieżach obronnych, intensywnie przygotowywanych przed wojną, planowano związać Wehrmacht nad Wisłą na czas potrzebny armii francuskiej do wykonania uderzenia na niemieckie zgrupowanie w Nadrenii. Akcja Francuzów miała prowadzić do zmniejszenia niemieckiego nacisku na polskim froncie i wyrównania stosunku sił. Skutków zaczepnego wystąpienia Francuzów oczekiwano w okresie od sześciu do ośmiu tygodni.

 

Tymczasem operacje toczyły się w tempie o wiele szybszym i z większą intensywnością niż przewidywano przed wojną.

 

Pierwszego dnia wojny zarysowały się, a w następnych dniach w pełni rozwinęły, cztery wielkie bitwy graniczne, w których po obu stronach uczestniczyło łącznie około dwóch milionów ludzi. Ogromna przewaga liczebna i materiałowa wojsk niemieckich błyskawicznie zaczęła przeważać szale wstępnych bojów, w najskrajniejszy sposób w pasach działania wielkich jednostek szybkich. Już 2 września przełamano front w wielu miejscach.

Niemcy, działając koncentrycznie z rejonów Częstochowy i Podhala oraz rozcinając ugrupowanie w centrum, zagrozili okrążeniem armii „Kraków” broniącej południowo-zachodniego narożnika frontu. Armia „Pomorze” z kolei zaangażowała się w krwawą bitwę o utrzymanie rozdziału wojsk niemieckich oddzielonych „korytarzem” i o wycofanie wojsk eksponowanych w kierunku Gdańska.

Polski Naczelny Wódz, chcąc uniknąć zbliżającej się katastrofy, zareagował natychmiast, montując stopniowy odwrót armii zachodnich w oparciu o ufortyfikowane pozycje armii „Łódź” nad Wartą oraz o koncentrującą się wokół kolana Pilicy i na Kielecczyźnie odwodową armię „Prusy”. Zgrupowanie tych dwóch armii miało się stać zawiasem, wokół którego dokonywałby się odwrót armii „Pomorze” i armii „Poznań” z ziem północno-zachodnich, po czym cztery armie miały zwartym ugrupowaniem wycofać się za Wisłę. Chroniąc się przed porażką, formacje tyłowe od 3 września przystąpiły do organizacji obrony Warszawy i do zabezpieczenia przepraw na Wiśle.

 

Naczelny Dowódca Polskich Sił Zbrojnych Edward Śmigły-Rydz, 1937 (fot. Wikipedia)

 

Choć bitwa graniczna na zachodzie została zakończona polskim odwrotem, pod wpływem silnego oporu polskiego Francja i Anglia 3 września wypowiedziały Niemcom wojnę.

 

Strategiczny cel umiędzynarodowienia konfliktu polsko-niemieckiego został zrealizowany. Dało to Rzeczypospolitej nadzieję na zwycięski wynik wojny. Działając w nowej sytuacji strategicznej, Wehrmacht przystąpił do przyspieszenia prowadzonych działań, chcąc zakończyć kampanię w Polsce przed rozpoczęciem uderzenia francuskiego w Zagłębiu Saary.

Niemieckie działania na skrzydłach przyniosły szybkie rozstrzygnięcie. Na północnym Mazowszu po krwawej kilkudniowej bitwie pod Mławą pobite zostało gros sił armii „Modlin”, a 3 Armia przegrupowana w kierunku wschodnim łatwo zdobyła w nocy z 6 na 7 września przeprawy na Narwi w okolicy Różana, rozpraszając znajdujące się w tym rejonie polskie wojska. Tej samej nocy Niemcy, omijając toczącą się bitwę opóźniającą armię „Kraków”, przełamali polski front południowy oparty na linii Dunajca. Do decydujących wydarzeń miało dojść jednak w centrum frontu.

Już 2 września niemieckie wojska szybkie 10 Armii działające z występu kluczborskiego, częściowo spychając, częściowo rozbijając polskie jednostki osłonowe, wybiły szereg luk w polskim froncie, rozszerzając je w kolejnych dniach do kilkudziesięciu kilometrów. Niemcy dotarli do głównej szosy prowadzącej ze Śląska do Warszawy i otworzyli sobie drogę na Kielecczyznę, błyskawicznie rozwijając uderzenie i nawiązując styczność z główną rubieżą wojsk polskich. Czwartego września 8 Armia zdobyła szereg przyczółków na Warcie, spychając w ciągu następnego dnia prawe skrzydło armii „Łódź”. Jednocześnie XVI Korpus po ciężkich dwudniowych walkach zdobył 5 września Piotrków, rozbijając i rozpraszając próbujące przeciwdziałać z rozkazu Naczelnego Wodza dywizje odwodowej armii „Prusy”. W tym samym czasie dwa szybkie korpusy niemieckie wdarły się na Kielecczyznę, ścierając się w chaotycznych i krwawych bojach z dopiero koncentrującymi się dywizjami armii odwodowej. Zaskakujący dla Naczelnego Dowództwa meldunek o opuszczeniu linii Warty i klęska piotrkowska zmusiły Naczelnego Wodza do wydania rozkazu bezzwłocznego odwrotu za linię wielkich rzek wszystkich zgrupowań zachodnich.

 

Próba powstrzymania wroga na zachodnich rubieżach państwa zakończyła się szybką katastrofą.

 

Ciągłe podtrzymywanie przez wojska niemieckie inicjatywy, nie dające stronie polskiej czasu na przygotowanie skutecznych przeciwuderzeń, złamało obowiązujące do tej pory normy i przewidywania.

Inaczej niż to było w czasie zakończonej przed paroma miesiącami wojny hiszpańskiej, wojska zmechanizowane działające w maksymalnie korzystnych warunkach pogodowych i geograficznych wykazały swą wyższość nad mniej mobilnymi, choć nowocześnie wyposażonymi i intensywnie szkolonymi jednostkami polskiej piechoty. Strach przed uderzeniami lotniczymi na obszar krajowy okazał się przesadzony – Luftwaffe nie była zdolna do uniemożliwienia polskiej mobilizacji i tylko w niewielkim stopniu naruszała koncentrację. Ogromnie skuteczne były natomiast działania niemieckiego lotnictwa w obszarze operacyjnym.

 

Bombowiec nurkujący Junkers JU-87 Stuka (fot. Wikipedia)

 

Niczym nieskrępowane wspierało ono uderzenia wojsk lądowych, zresztą bardziej niż wywołując straty w rozwiniętych obronnie jednostkach, paraliżowało jakikolwiek ruch na polskim zapleczu. Kilkakrotnie mniejsze polskie lotnictwo, choć górujące jakością wyszkolenia, nie było w stanie wyrównać dysproporcji ilościowej i sprzętowej. Z tempem działania jednostek szybkich miały problem nie tylko wojska polskie, lecz również pozostające daleko w tyle niemieckie dywizje piechoty. Za to kawaleria, niedoceniana przed wojną, okazała się sprawnym i potrzebnym narzędziem, bardziej mobilnym od mniej ruchliwej piechoty.

Polski plan operacyjny załamał się całkowicie i jedyną szansą na uniknięcie zupełnej klęski mogła się stać szybka ofensywa odciążająca Francji zmuszająca stronę niemiecką do zmniejszenia nacisku na polskim froncie.

By dotrwać do jej efektów, konieczne stało się uzyskanie swobody działań potrzebnych w celu odbudowania frontu, bez czekania na pauzę operacyjną.

Początkowo zdawało się to niemożliwe. Znajdujące się w odwrocie izolowane zgrupowania z łatwością mogły zostać wyprzedzone przez wojska szybkie, odcięte od przepraw przez wielkie rzeki i zniszczone przez uderzenia pancerno-lotnicze.

Nie tylko wojsko przeżywało kryzys. Wzbierająca z każdym dniem fala tłumów cywilnych uchodźców w panice uciekających przed najeźdźcą hamowała wszelki ruch wojska, stając się świetnym celem dla terrorystycznych nalotów Luftwaffe. Marsz Niemców w głąb Polski znaczony był łunami pożarów masowo podpalanych wsi; mordowanie jeńców i ludności cywilnej było na porządku dziennym. Wojna totalna w pełni objawiała swój zbrodniczy charakter, zdawało się, że spod jej ciosów Rzeczpospolita już się nie podniesie.

Kraj i wojsko przeżywające w tych dniach największy kryzys moralny szybko jednak zaczęło otrząsać się z początkowych niepowodzeń. Masowo zgłaszano się do ochotniczych improwizowanych formacji. Żołnierze polscy w swej masie coraz efektywniej stawiający opór niemieckim czołgom i samolotom, zmieniali powszechne poczucie klęski w determinację i chęć odwetu. Chwilowe obniżenie siły niemieckiej, wywołane forsownym marszem i ciężkimi walkami, oraz decyzje operacyjne niemieckich dowództw podjęte w tym okresie miały im w tym w wydatny sposób pomóc.

Już po pierwszym odwrocie polskich zgrupowań osłonowych Niemcy poczęli uznawać, że obowiązujący plan rozstrzygnięcia wojny na zachód od Wisły musi zostać odrzucony i konieczne stanie się założenie głębszych kleszczy poprzez uderzenie na polskie linie komunikacyjne na wschód od Wisły. Decyzję w tej sprawie generał von Brauchitsch podjął ostatecznie 5 września pod wpływem będącego już w pełnym toku odwrotu polskiego.

Ceną za konieczne przegrupowania miało się stać pozostawienie wielu zgrupowaniom polskim ograniczonej, ale faktycznej swobody działania. Przede wszystkim grupa armii „Północ” po błyskotliwym rozcięciu armii „Pomorze” i zamknięciu wojsk polskich w kotle na północ od Bydgoszczy oraz odrzuceniu armii „Modlin” z pozycji nad granicą nie wykorzystała sytuacji i nie ruszyła za pobitymi polskimi zgrupowaniami. Wychodząc na linię środkowej Wisły, miała szansę znaleźć się na bezpośrednich tyłach polskich zgrupowań zachodnich, zamieniając sukces operacyjny w strategiczne rozstrzygnięcie. Przegrupowała się natomiast do działania przez środkową Narew i Bug na wschodnie przedpole Warszawy, łatwo zresztą zdobywając teren, ale tylko częściowo wiążąc w walce siły polskiego frontu północnego.

Na południu z kolei 14 Armia po nieudanym zamknięciu w kotle polskiego zgrupowania rozwiniętego na Śląsku dostała rozkaz wykonania głębokiego marszu przez Dunajec i środkowy San w ogólnym kierunku na Lublin. Zagon motorowego XXII Korpusu dotarł 10 września nad San, pozostawiając daleko ze sobą nie tylko własne wojska piesze, ale na obu swych skrzydłach również polskie zgrupowania: armię „Kraków” cofającą się wzdłuż Wisły i armię „Małopolska” opóźniającą wroga na pogórzu Karpackim.

W centrum frontu po zdobyciu rejonu Piotrkowa i zepchnięciu ostatnich polskich jednostek zagradzających im drogę pod Tomaszowem Mazowieckim Niemcy mogli już swobodnie wybierać kierunki dalszego marszu.

 

Rozwijając szerokim wachlarzem swoje wojska szybkie, rozwinęli uderzenie w centrum frontu, chcąc jak najszybciej osiągnąć i opanować przeprawy na Wiśle, aby odciąć zgrupowania polskie na zachód od rzeki.

 

Dywizje piechoty pozostały daleko w tyle. Błyskawiczne dotarcie do Wisły, podejście 8 września pod Warszawę i rozbicie struktur organizacyjnych jednostek armii odwodowej wiązało się z rezygnacją z prób zamknięcia w okrążeniu armii „Łódź” na głębokim przedpolu Wisły i wyjścia na bezpośrednie tyły armii „Poznań” i „Pomorze”.

Wysforowanie się niemieckich wojsk szybkich i głębokie uderzenia na skrzydła, czego ubocznym efektem obok przejściowego kryzysu zaopatrzeniowego było powstanie obok klinów pancernych wędrujących kotłów wojsk polskich, postawiło jednak od początku pod znakiem zapytania możliwość utrzymania linii wielkich rzek przez stronę polską.

Marszałek Rydz-Śmigły już 8 września uznał, że odwrót należy poprowadzić znacznie głębiej, niż planowano, aż do południowo-wschodniej Polski. Istotą nowego manewru miało być wyjście z dwustronnego okrążenia geograficznego (ze Słowacji i z Prus Wschodnich), maksymalne skrócenie frontu i obrona przez gros polskich sił linii komunikacyjnych prowadzonych przez Rumunię do państw sprzymierzonych. Uzyskanie swobody odwrotu do Małopolski wymagało jednak narzucenia stronie niemieckiej własnej inicjatywy.

Środkiem miały być nienaruszona dotychczas w bojach armia „Poznań” i poturbowana w Borach Tucholskich, ale wciąż silna armia „Pomorze”. Ćwierćmilionowe zgrupowanie wycofujące się szybko na Warszawę między Wisłą a Bzurą zostało jednak wyprzedzone przez niemieckie wojska prące na Warszawę na południe od Bzury. W takiej sytuacji 8 września dowódca armii „Poznań” generał Kutrzeba zaproponował uderzenie na lewe skrzydło grupy armii „Południe” w celu rozszerzenia dróg odwrotowych na stolicę.

Marszałek Rydz-Śmigły z szefem sztabu generałem Stachiewiczem przeobrazili ten projekt w wielką operację odciążającą. Zgrupowanie dwóch armii pod dowództwem generała Kutrzeby miało z rejonu Kutna uderzyć w ogólnym kierunku na Radom we flankę głównego zgrupowania Wehrmachtu, zmuszając niemieckie dowództwo do zahamowania marszu na wschód i zawrócenia wojsk nad Bzurę. Związanie wojsk niemieckich w rejonie Kutna i Warszawy miało osłonić przegrupowanie reszty armii do południowo-wschodniej Polski. Zgrupowanie generała Kutrzeby zostało przy tym poświęcone, miało prowadzić działania do kresu sił, maksymalizując efekty. Na skutek problemów z łącznością zamiar ten nie został w pełni objaśniony generałowi Kutrzebie, nie miało to jednak, jak się okazało, większego znaczenia.

Uderzenie rozpoczęte po południu 9 września całkiem zaskoczyło stronę niemiecką i doprowadziło do natychmiastowego zatrzymania marszu 8 Armii i zawrócenia jej wraz ze wsparciem kilku jednostek 10 Armii spod Warszawy nad Bzurę. 3 Armia po przełamaniu linii Bugu dostała rozkaz natychmiastowego zwrotu na Warszawę w celu zablokowania wojsk stolicy. Oznaczało to rezygnację z pościgu za wycofującym się na Lubelszczyznę zgrupowaniem polskim. Uderzenie generała Kutrzeby choć skuteczne taktycznie, spotkało się z silnym oporem wojsk niemieckich. Coraz wolniejsze postępy terenowe i tężejąca obrona niemiecka skłoniły 12 września generała Kutrzebę do przerwania natarcia i przegrupowania się do kolejnego uderzenia.

Oprócz montażu uderzenia nad Bzurą przystąpiono do realizacji odwrotu do wschodniej Małopolski. Ostateczną redutę nazwaną przedmościem rumuńskim wytyczono wzdłuż linii dwóch rzek – Dniestru i Stryja. Większość wojsk polskich miało początkowo wycofywać się na rubież obronną opartą na bagnach Polesia i linii Bugu aż do Bramy Przemyskiej. Punktem ciężkości planowanej operacji miał być Lwów, do którego masowo przerzucano wojska z północno-wschodniej Polski. Na przedpolu pozycji obronnej na Lubelszczyźnie przystąpiono do dającej wydatne efekty reorganizacji wojsk cofających się z północy i z zachodu.

 

W tym czasie generalicja niemiecka, negliżując początkowo zagrożenie na Bzurą, przygotowywała się do rozprawienia się z wojskami polskimi na wschód od Wisły.

 

Kleszcze okrążenia postanowiono założyć jeszcze głębiej: XIX Korpus generała Guderiana przerzucony z Pomorza po pobiciu zgrupowania polskiego nad Narwią dostał rozkaz szybkiego marszu na Brześć, XXII Korpus generała Kleista znad Sanu miał iść na Hrubieszów. Oba korpusy po nawiązaniu styczności miały utworzyć zaporę wzdłuż środkowego Bugu, odcinając drogi odwrotowe Polakom.

Marsz XXII Korpusu został pogłębiony przez zagon XVII Korpusu uderzającego ze wschodniej Słowacji na Lwów, pod który podszedł 12 września. Główne zadanie frontowego uderzenia na Lubelszczyznę miała do wypełnienia 10 Armia, była ona jednak wciąż zaangażowana w chaotycznych walkach z odciętymi od przepraw jednostkami armii „Łódź” i armii „Prusy”. Ostatecznie do forsowania środkowej Wisły przez gros sił 10 Armii nie doszło.

Powtórne uderzenie polskie nad Bzurą 14 września, tym razem prowadzone przez generała Bortnowskiego pod Łowiczem, choć wstrzymane tego samego dnia, całkowicie wytrąciło inicjatywę z rąk strony niemieckiej. Z wielką nerwowością porzucono plan uderzenia na Lubelszczyznę, montując pospiesznie zwrot wszystkich dywizji pancerno-motorowych 10 Armii znad Wisły nad Bzurę. Zaangażowanej już w bojach 8 Armii podporządkowano również 4 Armię. W rejon Kutno–Modlin–Warszawa Niemcy skierowali ostatecznie większość sił czterech z pięciu posiadanych armii i gros lotnictwa.

 

Polska kawaleria podczas bitwy nad Bzurą (fot. Wikipedia)

 

Po stronie polskiej obok zgrupowania generała Kutrzeby siły niemieckie wiązała załoga Warszawy oraz wycofana do Modlina armia „Łódź”. Koncentracja przeważających sił nad Bzurą szybko przesądziła o wyniku bitwy. Decydujące uderzenie niemieckie rozpoczęte 16 września doprowadziło do szybkiej penetracji polskiego zgrupowania i zniszczenia go w kolejnych dniach. Tylko części sił udało się przebić do oblężonej Warszawy. Mimo ogromnej lokalnej klęski żołnierze polscy walczący w bitwie nad Bzurą (nazwanej natychmiast przez propagandę hitlerowską „największą bitwą w dziejach świata”) w pełni wykonali zamysł Naczelnego Wodza.

Aż do końca 1941 roku żadnej innej armii nie uda się już wyrwać siłom niemieckim strategicznej inicjatywy. Śmiała koncepcja operacyjna marszałka Rydza-Śmigłego, zainicjowana przez propozycje generała Kutrzeby i zrealizowana w katastrofalnie rozwijającym się położeniu, nie mająca precedensu nie tylko w początkowym okresie II wojny światowej, przyniosła sukces.

Na decydującym polu bitwy na wschód od Wisły pozostała bowiem jedynie 14 Armia, jeden korpus 10 Armii i zbliżający się od północy XIX Korpus, zaangażowany w niedających rozstrzygnięcia walkach z improwizowanymi formacjami broniącymi zachodniego Polesia. Stan tej strategicznej stabilizacji miał zresztą charakter przejściowy, ale na wsparcie zgrupowań niemieckich działających na wschodzie Polski można było liczyć dopiero po rozstrzygnięciu bitwy na zachodnim brzegu Wisły.

Bezpośrednie zagrożenie Lwowa i pojawienie się XXII Korpusu pod Zamościem skłoniło Naczelnego Wodza 13 września do ewakuacji Lubelszczyzny i natychmiastowego rozpoczęcia odwrotu na przedmoście rumuńskie. Dwa dni później Niemcy zorientowali się w manewrze polskim i postanowili przeciąć połączenia z Rumunią, na razie okazało się to jednak niemożliwe. Korpus górski zaangażowany pod Lwowem zagrożony został od zachodu przez starające się przybyć z odsieczą dla miasta trzydywizyjne zgrupowanie polskie. XXII Korpus rozrzucony szeroko na Roztoczu i borykający się z problemami z zaopatrzeniem stanowił za to jedyną przegrodę na drodze odwrotu wojsk polskich w rejon na wschód od Lwowa. Piesze dywizje 14 Armii dopiero podchodziły nad San.

To właśnie w rejonie Tomaszowa Lubelskiego i Zamościa dojrzewała rozstrzygająca bitwa między 14 Armią generała Lista a zbliżającymi się zgrupowaniami polskimi generałów Piskora i Dąb-Biernackiego. Od wyników tego starcia zależały szanse wsparcia wojsk organizowanych pospiesznie na Podolu przez wycofujące się zgrupowania polskie. Czy w oparciu o niewielkie zasoby ewakuowane na przedmoście rumuńskie i pomoc materiałową sojuszników Wojsko Polskie doczekałoby skutków kunktatorsko montowanej ofensywy generała Gamelina? Kwestia ta wywołuje gorące spory, jednakże już nigdy się o tym nie dowiemy…

 

Przed świtem 17 września całą granicę wschodnią Rzeczypospolitej przekroczyły bez wypowiedzenia wojny kilkusettysięczne zgrupowania sowieckie, kładąc kres planom jakiejkolwiek zorganizowanej obrony w Małopolsce. Ofensywa w Zagłębiu Saary straciła rację bytu.

 

Po pierwszej, intuicyjnej, decyzji stawienia oporu nowemu najeźdźcy Naczelny Wódz, działając w duchu zaleceń zmarłego Marszałka Piłsudskiego, postanowił, w celu uniknięcia strat, przerwać kampanię w Polsce i przenieść ciężar prowadzenia wojny na terytoria sojusznicze. Wojsko Polskie dostało rozkaz natychmiastowej ewakuacji do Rumunii i na Węgry, skąd miało zostać przetransportowane do Francji. W celach politycznych nadal miały się bronić Lwów i Warszawa.

Rozkaz o ewakuacji został tylko częściowo wykonany. Błyskawicznie rozprzestrzeniająca się wieść o agresji sowieckiej prowadziła do masowego załamania morale i rozprężenia jednostek. Walki z Niemcami i Sowietami jednak trwały – do 22 września bił się Lwów, 28 września skapitulowała Warszawa, dzień później Modlin. Hel bronił się do 2 października. Zgrupowanie generała Piskora rozpadło się pod wpływem wieści o agresji ZSRR, podobnie zgrupowanie generała Sosnkowskiego pod Lwowem. Grupa armii generała Dąb-Biernackiego, uderzając pod Tomaszowem Lubelskim, została rozwiązana po wyjściu na jej tyły wojsk sowieckich, ostatnie oddziały w tym rejonie poddał Niemcom generał Przedrzymirski 27 września. Generał Kleeberg, walcząc skutecznie ze ścigającymi go wojskami sowieckimi, doprowadził do ostatniej zwycięskiej bitwy z wojskami niemieckimi pod Kockiem. Skapitulował 5 października. Trwające łącznie 19 dni po agresji Sowietów regularne boje wiązały wciąż najbardziej wartościowe niemieckie dywizje.

 

Bombardowanie Warszawy, wrzesień 1939 r. (fot. Wikipedia)

 

Dopiero na przełomie września i października gros sił Wehrmachtu, w tym większość jednostek pancerno-motorowych, w wysokim stopniu zużytych i wyczerpanych intensywnością bojów, ze stosunkowo dużymi stratami w sprzęcie, zwłaszcza lotniczym i pancernym, uzyskało swobodę działania do uderzenia na Francję. Alianci zachodni, choć nie wykorzystali w pierwszej połowie września szansy zdynamizowania własnych działań, korzystając ze związania niemieckich wojsk w Polsce, odrzucili teraz propozycje Hitlera zawarcia pokoju, decydując o kontynuowaniu wojny aż do pokonania Niemiec i o odbudowaniu po wojnie Rzeczypospolitej. We Francji urzędował polski rząd. „Wojna Polska” trwała…

 

Autor

Daniel Tomaszewski

Absolwent Wydziału Inżynierii Lądowej Politechniki Warszawskiej. Jako inżynier budownictwa w prywatnej firmie zajmującej się generalnym wykonawstwem, koordynuje i nadzoruje realizację kompleksowych prac budowlanych. Miłośnik historii, zwłaszcza polskiej wojskowości pierwszej połowy XX wieku oraz amerykańskiego kina.

 

Daniel Tomaszewski

Zobacz również

Wojna trzydziestoletnia na Bliskim Wschodzie
Weekly Brief 23–29.09.2019
„Nad Zbruczemˮ Wiesława Helaka

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...