Widziane ze środka Eurazji

Obrazek posta

(Fot. ze zbiorów autora)

 

Kraj ten jest objęty inwestycjami infrastrukturalnymi realizowanymi w ramach chińskiej inicjatywy Pasa i Szlaku (Nowego Jedwabnego Szlaku). Wysłuchałem uważnie jego uwag na temat oceny tej inicjatywy oraz postrzegania napiętej sytuacji strategicznej będącej wynikiem rozpoczętej rywalizacji amerykańsko-chińskiej o to, kto ustala globalne reguły gospodarcze i reguluje przepływy strategiczne w Eurazji. Kilka stwierdzeń przykuło moją uwagę i uznałem, że się nimi z Państwem podzielę.

 

Przede wszystkim rola Chin jawi się jako rola muskularnego olbrzyma z bardzo silnym i konsekwentnym przywództwem realizującym stałe cele.

 

Jest to perspektywa inna niż nam się wydaje w Europie, zważywszy na sytuację wewnętrzną w Chinach oraz na doniesienia zachodnich mediów związane z presją na gospodarkę Chin, a także na ostatnie doniesienia z Hongkongu na temat trwających w Delcie Rzeki Perłowej zamieszek i protestów. Okazuje się, że miejsce patrzenia ma kolosalny wpływ na nasze sądy!

 

Usłyszałem także, że władza Chin nad inicjatywą Pasa i Szlaku jest bardziej subtelna niż ta, jaką Europejczycy znają z czasów własnej kolonialnej przeszłości, gdy dominowali w strefie brzegowej Eurazji i w Afryce.

 

Wpływy, które Chiny budują w państwach położonych na trasie Pasa i Szlaku, nie mają – według mojego rozmówcy – przybierać kształtu konfliktów, w których Pekin narzucałby swoje rozstrzygnięcia, aby pokazać wszystkim, kto tu rządzi (jak mają w zwyczaju silniejsi partnerzy). Chińczycy postępują inaczej: dbając o wielość powiązań i coraz większą złożoność powstających zależności, osiągają swoje cele bez jawnego „przesilania” konfliktów. Taka strategia Chińczyków na pewno tonizuje niepokój ich słabszych partnerów. Ci, chcąc zapobiegać potencjalnemu wzrostowi chińskich wpływów, budowaliby regionalne koalicje mające na celu równoważenie w ten czy inny sposób potęgi politycznej Chin, a przede wszystkim konkretnych chińskich inwestycji.

 

W rozmowie zwrócono mi uwagę, że chińska, czy też w ogóle azjatycka, koncepcja wygrywania jest inna niż na Zachodzie. Koncepcja zachodnia (słyszałem i czytałem o tym już wiele razy) jest osadzona na zero-jedynkowym mechanizmie, który można streścić następująco: ja wygrywam – ty przegrywasz.

 

Chodzi zatem o definitywne i niebudzące wątpliwości rozstrzygnięcie: widać, że ktoś naprawdę przegrał, widać wyraźnie momenty, które przesądziły o zwycięstwie i porażce, oraz miejsca, gdzie się to dokonywało. I nie chodzi tu tylko o sprawy wojny i pokoju, lecz także o postępowanie w biznesie: podczas transakcji, przy zawieraniu umów, a na pewno wtedy, gdy dochodzi do uzgodnień, które stanowią jakiś początek czy sprawiają, że zaczyna się jakiś proces.

 

Tymczasem, jak mi cierpliwie tłumaczono, chińskie podejście do wygrywania jest „płynne”, ponieważ według Chińczyków wszystko w życiu na siebie nachodzi jednocześnie i jako takie jest nieoznaczone, a sprawy „płyną szeroko” niczym nurt rzeki.

 

Zatem również zwycięstwa są niejednoznaczne. Coś jest realnym zwycięstwem, a tak naprawdę wydaje się, zwłaszcza początkowo, porażką. W dłuższej perspektywie okazuje się jednak, że tyle mieści się w danym zjawisku czy sytuacji elementów, iż zwycięstwo „staje się” jasne dopiero wraz z upływem czasu, a nie jest „zadeklarowane” i „ogłoszone” lub aktem chwili i woli „uznane” czy też w jednym spektakularnym momencie „okazane”.

Również koncepcja porażki jest w związku z tym inna. Myślę, że warto o tym teraz pamiętać, przy pomocy bowiem zupełnie różnych map mentalnych możemy dzięki temu oceniać trwającą rywalizację o dominację w Eurazji. W myśl powyższej logiki przypominać może ona raczej wiecznie płynną grę o ogromnej liczbie podlegających ciągłym zmianom elementów, gdzie nie wiadomo, czy się przegrywa, czy wygrywa, a karty w grze nigdy nie są ostatecznie oznaczone.

 

Gdy już to zrozumiemy, przychodzi czas na pytanie, na jakich wobec tego kryteriach postępowania opiera się w swoich działaniach kierownictwo polityczne rywalizujących potęg. Innymi słowy – jak się „robi statecraft”, czyli jak się prowadzi sprawy państwa, zwłaszcza gdy stawka w grze jest taka wysoka?

 

Jeśli wierzyć mojemu rozmówcy, w Chinach mapy mentalne są zdecydowanie inne, niż nam się tu, w Europie, czy w Stanach Zjednoczonych wydaje. Warto pamiętać, że Chińczycy mogą na przykład inaczej rozumieć mechanizm pułapki Tukidydesa, mimo iż od czasu wydania sławnej książki Grahama Allisona o nieuniknionej wojnie USA i Chin wciąż o pułapce Tukidydesa (a raczej o tym, że chcieliby jej uniknąć) publicznie mówią, co sam słyszałem wielokrotnie na oficjalnych spotkaniach. To może prowadzić do błędnych kalkulacji strategicznych, dotyczących percepcji sytuacji przez elity w Pekinie i odwrotnie – błędów w rozumieniu postępowania Amerykanów przez liderów w Pekinie.

 

Autor

Jacek Bartosiak

Założyciel i właściciel Strategy&Future, autor książek „Pacyfik i Eurazja. O wojnie”, wydanej w 2016 roku, traktującej o nadchodzącej rywalizacji wielkich mocarstw w Eurazji i o potencjalnej wojnie na zachodnim Pacyfiku, „Rzeczpospolita między lądem a morzem. O wojnie i pokoju”, wydanej w 2018 roku, i „Przeszłość jest prologiem" z roku 2019.

 

Jacek Bartosiak Felieton

Zobacz również

Weekly Brief 23–29.09.2019
S&F Hero: Sztuka wojenna: przesmyk suwalski jako przykład samooszukiwania. Część 1
Bitwa zwana 73 Easting

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...