Wczoraj w Wojskowym Instytucie Medycznym zmarł żołnierz 1. Brygady Pancernej, wcześniej ranny na granicy w wyniku ataku nożem, prawdopodobnie przez nielegalnego migranta. W Polsce wiele osób może chcieć dla własnego spokoju postrzegać to wydarzenie jako tragiczny wypadek. Niektórzy starają się usprawiedliwiać, a przynajmniej zrozumieć sprawcę, mówiąc, że to brutalne działania polskich służb prowadzą do takich tragedii. Inni przypisują winę tylko złym migrantom albo tylko służbom białoruskim. Jednak każda osoba, która w ten sposób odbiera tę sytuację, żyje w świecie iluzji. Sednem nie jest to, co się wydarzyło ani kto jest winny. Sednem jest to, że jesteśmy już teraz w stanie wojny z Rosją. Nie z Białorusią, nie z migrantami, nie z aktywistami lewicowymi, ani nie z żadnym rządem w Warszawie. Z Rosją. I im szybciej ten prosty fakt uświadomimy sobie i pogodzimy się z nim, tym łatwiej będzie nam zrozumieć te dramatyczne wydarzenia na granicy.
Możliwe, że niektórzy z moich czytelników uważają, że przesadzam mówiąc o stanie wojny. Oczywiście, nie chodzi mi o wojnę pełnoskalową. Jesteśmy w stanie wojny hybrydowej z Rosją. Doświadczamy rosyjskiej agresji, której skala jest już tak zaawansowana, że mamy do czynienia nie tylko z przypadkowymi ofiarami cywilnymi, ale także bezpośrednimi atakami na polskich żołnierzy, skutkującymi ofiarami śmiertelnymi w ich szeregach. Moim zdaniem, dalszej eskalacji tej wojny hybrydowej nie da się uniknąć. Dzieje się tak dlatego, że wojna hybrydowa sama w sobie nie jest w stanie osiągnąć głównych celów, które Rosjanie sobie stawiają. Jednocześnie to jeszcze nie oznacza, że ostatecznie musi dojść do wojny konwencjonalnej. Wszystko zależy od naszej reakcji i reakcji naszych sojuszników. Nasza pomoc Ukrainie, zarówno militarna, jak i polityczna, nie jest przyczyną tej wojny hybrydowej z Rosją. Ci, którzy twierdzą, że "Ukraina nas wciąga do wojny", są w błędzie. Wręcz przeciwnie. Dzięki zachodniej pomocy wojna na Ukrainie absorbuje większość rosyjskich zasobów i uniemożliwia im skoncentrowanie się na nas i innych krajach wschodniej flanki NATO. W przypadku szybkiego sukcesu Rosji na Ukrainie, już teraz mielibyśmy zupełnie inny poziom eskalacji na naszych wschodnich granicach. Przyczyną tego konfliktu jest to, że Rosja postrzega nas jako jednego z priorytetowych wrogów, który w tej części Europy stoi na przeszkodzie w realizowaniu ich celów geopolitycznych. I nic, co robimy, nie zmieni tego faktu. Niezależnie od tego, jakie działania podejmujemy i kto rządzi Polską, dopóki kraj ten jest zdolny do prowadzenia niezależnej polityki zagranicznej, będzie on celem rosyjskich ataków.
W Polsce temat wojny hybrydowej jest często omawiany, ale mimo to nie jesteśmy do niej odpowiednio przygotowani. Kiedyś, gdy pisałem, że Polska może doświadczyć takiej samej agresji hybrydowej jak kiedyś Ukraina, wielu ludzi odpowiadało, że to niemożliwe, bo nie mamy tutaj ludności rosyjskojęzycznej ani mniejszości rosyjskiej jak w krajach bałtyckich. To pokazuje niezrozumienie mechanizmu agresji hybrydowej. Głównym celem ataku nie jest oderwanie jakiegoś terenu; to tylko narzędzie. Głównym celem jest destabilizacja i wywoływanie rozłamów i konfliktów wśród przeciwników Rosji. Jeśli można grać na separatyzmie w danym regionie, Rosja to wykorzysta. Jeśli nie, znajdzie inne słabe punkty. Lewica kontra prawica, PiS kontra PO, obrońcy praw migrantów kontra Straż Graniczna – wszystko, co można użyć do manipulowania emocjami, będzie wykorzystane. Rosyjskie metody prowadzenia wojny hybrydowej są zawsze takie same. I wojna na Ukrainie zaczynała się podobnie. Część społeczeństwa stanęła po przeciwnej stronie niż własni żołnierze, argumentując, że "oni po prostu chcą chronić swoje prawa", a tutaj "oni po prostu szukają lepszego życia". Społeczeństwo czuło się zdezorientowane i rozczarowane postawą władz. Po pierwszych ofiarach śmiertelnych i brutalnych atakach wymagało ostrej reakcji, doznawało szoku. Jednocześnie wielu apelowało do "nie poddawania się prowokacjom, by uniknąć dalszej eskalacji", jakby to reakcja ofiary agresji kontrolowała przebieg eskalacji. No i najważniejsze, Rosja zawsze zaprzecza jakiejkolwiek roli w tych atakach. To "ukraińscy separatyści" albo "ludność Donbasu" miała być stroną konfliktu. Teraz argumentują, że strzelamy do biedaków szukających lepszego życia, może do funkcjonariuszy służb białoruskich, ale Rosja oczywiście "nie ma z tym nic wspólnego". W tym kontekście fakt, że Rosja prowadzi wojnę na wschodzie Ukrainy, działa na naszą korzyść, ponieważ zmienia sposób, w jaki inne kraje postrzegają ten konflikt na naszej granicy, i daje nam większą swobodę działania. W przeciwnym razie moglibyśmy spotkać się z o wiele większymi oskarżeniami o łamanie praw człowieka i naciskami, aby zaprzestać prowokowania i eskalowania sytuacji.
Ta wojna nie zniknie. Ona nie ustanie. Ona będzie eskalować i prowadzić do nowych ofiar. Pierwszym krokiem jest zaakceptowanie i oswojenie się z tym faktem. Żyjemy w takich czasach i w takim środowisku. Następnie musimy wymagać od naszych władz odpowiednich działań, przygotowując się na to, że sytuacja będzie zła i może się jeszcze pogorszyć, zamiast udawać, że nic specjalnego się nie dzieje. Śmierć żołnierza 1. Brygady Pancernej oraz aresztowanie dwóch kolejnych żołnierzy za oddanie strzałów ostrzegawczych nad głowami – to wszystko demoralizuje nasze służby i wojsko. To musi być głównym przedmiotem naszej troski w tej chwili. Po pierwsze, musimy zapewnić naszym mundurowym odpowiednie szkolenie, które uwzględnia każdą możliwą sytuację. Powinniśmy wyposażyć ich w odpowiedni sprzęt, aby mogli skutecznie reagować na każdą sytuację, nie będąc zmuszonymi do użycia broni palnej, gdy nie jest to konieczne. Musimy również poważnie przemyśleć, jak dostosować nasze prawo do okoliczności, jakie mają miejsce na granicy. Wyraźnie widać chaos w tej dziedzinie, a podobne tragedie są bezpośrednim wynikiem tego chaosu. Musimy także jasno informować naszych sojuszników i społeczność międzynarodową o tym, co naprawdę dzieje się na granicy, jak te wydarzenia oceniamy i jaki jest nasz plan działania w przypadku dalszej eskalacji. Jeżeli w określonych wypadkach chcemy działać ostro, musimy o tym mówić, by później nie było to nie dla kogo szokiem. Nie mam złudzeń co do tego, że odpowiednie środki zostaną szybko i sprawnie podjęte, ale wiem, że nacisk społeczny może czynić cuda. Nasza świadomość powagi sytuacji jest kluczowa.
Trwa ładowanie...