Muzyczna kolebka

Obrazek posta

Izabella Starzec: Co Wrocław i region zawdzięcza Dolnośląskiemu Towarzystwu Muzycznemu w swojej powojennej historii?

 

Maria Zawartko, prezeska Stowarzyszenia Dolnośląskie Towarzystwo Muzyczne: Nie byłoby instytucji muzycznych, których powstanie członkowie Dolnośląskiego Towarzystwa Muzycznego od 1945 roku inicjowali. Gdyby nie taki zryw, wręcz poryw serca i potrzeba edukacji muzycznej, nie mielibyśmy tak szybko szkolnictwa muzycznego różnych szczebli i zorganizowanych form upowszechniania muzyki.

 

 

Musieli to być prawdziwi pasjonaci i chyba nie tylko muzycy?

 

– To prawda, byli przedstawiciele różnych zawodów. Jednak to muzycy stanowili trzon tego 16-osobowego założycielskiego grona, a wśród nich m.in.: Radomir Reszke, Wiktor Spodenkiewicz, Adam Kopyciński, Teresa Rzepecka, Kazimierz Halpon, czy Józef Przyjemski. Stanowili taką dynamiczną grupę inicjatywną tworzenia kultury muzycznej Wrocławia i Dolnego Śląska.

 

Pierwszą szkołę muzyczną uruchomiono bardzo szybko, bo chyba już rok po wojnie?

 

– Zgadza się. Gdy w grudniu 1945 roku powstało stowarzyszenie, to już dwa miesiące później, 1 lutego 1946 roku uruchomiono pierwszą szkołę muzyczną. Nosiła imię Fryderyka Chopina i na początku mieściła się przy ulicy Kościuszki, potem Mazowieckiej. W 1947 roku kształciła już 1100 słuchaczy. I to właśnie z tej placówki wypączkowały kolejne – szkoła muzyczna przy Łowieckiej i na Podwalu. To również dzięki inicjatywie DTM powstała Państwowa Wyższa Szkoła Muzyczna (PWSM, obecnie Akademia Muzyczna im. Karola Lipińskiego), która rozpoczęła swoją działalność 1 listopada 1948 roku.

 

 

Pionierskie czasy…

 

– W archiwach radiowych zachował się wywiad Juliana Bidzińskiego, dyrektora szkoły muzycznej, który w rozmowie z red. Jadwigą Witek wspominał właśnie o tamtych latach.

 

Wspaniale, że te świadectwa organizowania życia społecznego można odnaleźć w różnych źródłach. Ta organizacja szkolnictwa we Wrocławiu była niejedynym zadaniem, jakie postawiło przed sobą stowarzyszenie. Co jeszcze było w tych działaniach widoczne?

 

 

– Bardzo ważną rolę odegrała sieć zakładanych na całym Dolnym Śląsku ognisk muzycznych. To właśnie one umożliwiły wprowadzenie w świat muzyki muzycznie otwartych amatorów, u których należało rozbudzić pasję. Członkowie DTM dbali o to, żeby dotrzeć do jak najmniejszych miejscowości Dolnego Śląska, by dać szansę dzieciom i młodzieży na kształcenie w mniej zobowiązujących ramach. W ślad za tą inicjatywą szło również przygotowanie całego zaplecza pedagogicznego i metodycznego, bo przecież tego rodzaju kształcenie nie opierało się na programach ze szkół muzycznych.

 

 

Zatem DTM wzięło na swoje barki fachowe przygotowanie programów kształcenia, jak rozumiem?

 

– Oczywiście, że tak. Dzięki muzykom – pedagogom ze stowarzyszenia zapewniano stopniowo odpowiedni poziom kształcenia, tworząc na potrzeby Społecznych Ognisk Muzycznych (SOM) programy nauczania dla poszczególnych instrumentów. Na akordeon zrobili to Witold Kulpowicz i Joachim Pichura. Jerzy Filc zajął się opracowaniem programu na fortepian, Tadeusz Wybraniec na gitarę, a Ryszard Bukowski opracował metodycznie umuzykalnienie. Programy te wydane zostały pod auspicjami Ministerstwa Kultury i Sztuki przez Ludowy Instytut Muzyczny w Łodzi. Ponadto DTM utworzyło w latach 70. jedyny w kraju, co warto podkreślić, ośrodek metodyczny na użytek swoich nauczycieli. Dodam, że wówczas byli to nauczyciele, w tej chwili są już instruktorzy.

 

 

Jak przedstawiała się liczebność ognisk?

 

– W 1957 roku było ich już dziesięć, a cztery lata później aż 55 i kształcono w nich około 4000 uczniów. W 1974 roku uczniów ognisk muzycznych było już ponad 4300 i dopiero po reformie administracyjnej w 1975 roku ich liczba zaczęła się zmniejszać.

Nie sposób wymienić wszystkich miejscowości objętych tym wyjątkowym programem edukacyjnym. Warto jednak podkreślić, że właśnie dzięki niemu dzieci i młodzież z różnych dolnośląskich miejscowości znalazły miejsce dla realizacji swoich marzeń.

Poza tym dzieci z ognisk miały okazję uczestniczyć w specjalnie dla nich organizowanych konkursach. Na przykład w 1973 roku zorganizowano konkurs kompozytorski, którego celem było zachęcenie polskich twórców do napisania utworu fortepianowego z towarzyszeniem orkiestry, przeznaczonego dla szkolnictwa muzycznego, z myślą o młodych wykonawcach. Rok później odbyły się prawykonania nadesłanych kompozycji na koncercie w Jeleniej Górze, który wieńczył ogólnopolski konkurs pianistyczny dla uczniów SOM.

 

 

Zmieniły się czasy, więc ta inicjatywa chyba umarła śmiercią naturalną?

 

– Tak, była obecna w latach 70-tych za kadencji dyrektorskiej Jerzego Filca, ale potem zniknęła. Nie wiem, nie mamy źródeł, które mówiłyby, dlaczego ten konkurs przestał istnieć. Natomiast zostały prezentacje muzyczne uczniów, które są dla nas bardzo ważne. Ta forma zawsze się sprawdzała, niezależnie od poziomu, czy rodzaju kształcenia muzycznego. Dawała możliwość pokazania się na scenie, skonfrontowania z innymi dziećmi. To zawsze była bardzo potrzebna wymiana doświadczeń. Dzieci i młodzież uczą się i obserwują, jak inni występują i co to znaczy trema na scenie. To są tak zwane prezentacje uczniów społecznych ognisk muzycznych i artystycznych, bo w chwili obecnej mamy nie tylko ogniska muzyczne, ale też artystyczne – rozszerzone o inne działania.

 

Ile ich jest obecnie?

 

– Dziesięć. Mamy oczywiście ognisko we Wrocławiu, przemianowane na artystyczne, w którym kształci się prawie 80 uczniów. Jest ognisko w Bystrzycy Kłodzkiej i w Mikoszowie, malutkiej wioseczce koło Strzelina. Tam prowadzimy ognisko integracyjne dla dzieci z lekkimi niepełnosprawnościami i dzieci zdrowych. Są również placówki w Oleśnicy, Oławie, Trzebnicy, Obornikach Śląskich, w Miliczu z filiami. Jest Twardogóra i Dobroszyce.

 

Zniknęły zatem placówki wokół innych miast dolnośląskich, Wałbrzycha, Jeleniej Góry, czy Legnicy.

 

– Tamte miasta i regiony stworzyły wzorem DTM-u własne stowarzyszenia i działają samodzielnie. W obecnych czasach byłoby to dla nas nie do udźwignięcia, a tak – znając swoje lokalne realia – prowadzą niezależną działalność.

 

Ważną częścią aktywności Dolnośląskiego Towarzystwa Muzycznego były audycje umuzykalniające. Przypomnijmy, jak to funkcjonowało?

 

– DTM organizowało wśród zawodowych muzyków określone składy wykonawcze, które wyjeżdżały do różnych wioseczek i miejscowości. Tych koncertów były tysiące. Zasłużonymi prelegentami, którzy prowadzili te audycje, byli niewątpliwie: Anna Zipser, pedagog Wyższej Szkoły Muzycznej, profesor Leszek Wisłocki, czy Maria Mostowska.

 

prof. Eugeniusz Sąsiadek i Anna Zipser

 

W latach potransformacyjnych do składów wykonawczych dołączyli też studenci, którzy prezentowali wysoki poziom, na czym zawsze zależało stowarzyszeniu. Owe audycje stanowiły dla odbiorców w regionie często jedyny możliwy kontakt z żywym wykonawstwem. Poparte słowem, które miało na celu przygotowanie słuchaczy do odbioru utworów, stały się również naszym znakiem firmowym.

My nadal spotykamy ludzi, którzy uczestniczyli w tych koncertach. Kiedyś z mężem występowaliśmy w jednej z dolnośląskich szkół. Po koncercie podeszła do nas osoba, która w młodym wieku słuchała tych audycji i stwierdziła, że od tamtej pory zakochała się w muzyce poważnej i stała się melomanem.

 

Dla kogo dzisiaj organizujecie tego typu koncerty?

 

– Robimy je przede wszystkim dla grupy senioralnej. Są to odbiorcy bardzo spragnieni rozrywki kulturalnej, poza tym bardzo często nie stać ich na imprezy biletowane, są też wdzięcznymi słuchaczami, no i wreszcie dlatego, że na teren szkoły nie można ot, tak sobie, wejść z koncertem, jak to było kiedyś.

 

prof. Tadeusz Natanson prowadzi koncert ognisk muzycznych.

 

Wyjaśnij to, proszę.

 

– Gdybyśmy chcieli wystąpić na terenie szkoły, to każdy z artystów musi mieć zaświadczenie o niekaralności z Krajowego Rejestru Sądowego. Oczywiście nasi instruktorzy, którzy pracują w ogniskach muzycznych, też muszą je mieć. W każdym razie tworzy to pewne organizacyjne przeszkody. Możemy takie koncerty, czy audycje proponować poza murami placówek oświatowych.

Chciałabym jeszcze, skoro poruszamy tematy historyczne, przypomnieć, że DTM miało pod swoimi organizacyjnymi skrzydłami wiele dolnośląskich festiwali.

 

W tym m.in. Festiwal Moniuszkowski w Kudowie, na który jako dziecko wielokrotnie wyjeżdżałam z rodzicami latem, dla rozrywki – oprócz koncertów – czytając libretta oper Moniuszki, które w końcu znałam na pamięć.

 

– No proszę! Do Kudowy dodajmy też Międzynarodowy Festiwal Chopinowski w Dusznikach,  Festiwal Społecznych Orkiestr Symfonicznych w Cieplicach pod Jelenią Górą, Dni Henryka Wieniawskiego w Szczawnie-Zdroju, nawet i Turniej Chórów Legnica Cantat był organizowany przez pewien czas przez DTM. Była też Złotoryjska Wiosna Muzyczna i w Sobótce impreza pod nazwą Pod Ślężą Śpiewanie.

 

 

Każdy z tych festiwali – o ile przetrwał – już żyje własnym życiem, więc obecnie stowarzyszenie koncentruje się na innych działaniach. Przed Tobą jednak pojawiło się prawdziwe wyzwanie, gdy w roku 2000 objęłaś prowadzenie DTM. Co wtedy było najważniejsze? Jakie zadania i cele sobie postawiłaś?

 

– Zostałam rzucona na głęboką wodę. Nie miałam świadomości skali zadań. Powiedziano mi, że powinnam „troszeczkę” uratować DTM i przypomnieć światu, że istnieje. Tymczasem musiałam zacząć od oddłużenia stowarzyszenia i zmiany struktury. Nie mieliśmy żadnego dofinansowania!

 

 

Trzeba było zacisnąć pasa i wszystko przemyśleć od nowa, zrezygnować z etatów, przejść na instruktorskie formy kształcenia, szukać od nowa środków, zabiegać o nowych członków, bo przecież utrzymujemy się również ze składek. To był długi proces.

Tak naprawdę uratował mnie Andrzej Kosendiak, który wtedy wymyślił Śpiewający Wrocław i nam powierzył jego organizację. To był projekt polegający na tym, że w każdej szkole podstawowej stworzymy chóry. Dostaliśmy dofinansowanie z ministerstwa i Gminy Wrocław. Pierwszym koordynatorem była Grażyna Rogala-Szczerek. I tak to się zaczęło. Potem ten projekt bardzo się rozwinął, potrzeba było rąk do pracy, czego DTM nie mógł zapewnić, został zatem przeniesiony do późniejszego Narodowego Forum Muzyki. Tam mieli lepsze możliwości administracyjne i organizacyjne, no i najwięcej środków.

A my dzięki temu projektowi mogliśmy wyjść na pozycję zerową.

 

Ulga.

 

– Oj, tak. Bardzo się cieszyłam, że stowarzyszenie może zaczynać – niejako -od nowa. Pojawił się na też nowy projekt, tym razem z inicjatywy Władysława Kosendiaka, syna Andrzeja, który wpadł na pomysł zorganizowania wzorem szkolnictwa amerykańskiego orkiestr dętych w szkołach. Nazwany został „Wszystko gra”. Wybraliśmy losowo trzy szkoły we Wrocławiu i to naprawdę bardzo dobrze funkcjonuje od kilku lat. Zostały zakupione instrumenty, mamy instruktorów, dzieci i młodzież ćwiczą i czasami się też prezentują w publicznej przestrzeni. Obecnie gra około 100 uczniów. Nie chodziło o to, by kształcić przyszłych instrumentalistów, tylko dać radość i możność wspólnego muzykowania.

 

Klub Muzyki i Literatury we Wrocławiu. Jubileusz DTM. 1996 rok.

 

 

Przyjęłaś też pod wspólny dach piękną inicjatywę, jaką jest Młodzieżowa Akademia Musicalowa, która ewoluowała od kilkunastoosobowej grupki chętnych w roku powstania 2010 do prawdziwego już „kombinatu”. Ilu obecnie jest uczestników? 

 

– Myślę, że około 400, w tym dzieci, młodzieży i dorosłych, bo jest to projekt międzypokoleniowy. Są trzylatki i ludzie po sześćdziesiątce. MAM nadal prowadzą jej założycielki, w tym moja córka Magdalena, Joasia Kurzyńska i Malwina Aleksander.

 

Stawiasz na młodzieńczą energię?

 

– Muszę i powinnam. To jest bowiem nasza przyszłość. My tylko pilnujemy, koordynujemy, czuwamy, mamy pieczę nad tymi projektami, ale naprawdę dajemy dużo swobody i możliwości, żeby te projekty pięknie się rozwijały.

 

Skoro o młodych mowa, to czy kontynuujecie tradycję przyznawania stypendiów młodym muzykom?

 

– W pewnym zakresie. Nie jest tego wiele, ale staramy się wspierać uzdolnioną młodzież jednorazową kwotą. Przypomnę, że przed laty do grona stypendystów DTM należeli: Bartosz Bryła (skrzypce), Krzysztof Jabłoński (fortepian), Ewelina i Joanna Pachuckie oraz Alicja Załucka (skrzypce, wiolonczela), Krzysztof Pełech i Andrzej Sągol (gitara).

 

Co Twoim zdaniem jest najważniejsze na teraz, ale właściwie też i na przyszłość, bo przecież kiedyś przyjdzie zmiana pokoleniowa?

 

Od wielu lat proszę młodych ludzi, żeby zechcieli poprowadzić dalej DTM, bo wiem, że mają bardzo dużo ciekawych pomysłów i nowych inicjatyw. Zobaczymy, czy to się uda. A czego życzę przyszłym naszym następcom, to żeby w DTM tchnąć jeszcze młodsze siły i nowe życie. Bardzo też bym chciała, żeby w przyszłości kultura była tak samo dobrze wspierana finansowo jak sport...

 

 

Dolnośląskie Towarzystwo Muzyczne Maria Zawartko Izabella Starzec Radomir Reszke Wiktor Spodenkiewicz Adam Kopyciński Teresa Rzepecka Kazimierz Halpon Państwowa Wyższa Szkoła Muzyczna Jerzy Filc

Zobacz również

Gdzie się podział Chopin?
Chcę zaznaczyć swoje nazwisko
Śpiewając, wywalam z siebie wszystko

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...