"Stado. Dziennik"
12.10.2025 (niedziela)
Splątanie i niepokój. Wszystko nawarstwia się w uciążliwej gonitwie myśli. Na domiar złego tegoroczny październik przynosi ze sobą wyłącznie deszcz i wszelką niepogodę, która w tej szerokości geograficznej potrafi naprawdę zajść za skórę chłodem i wilgocią.
Ostatni tydzień przeżyty pod znakiem chaotycznych przepychanek z przeciwnościami losu, które w codzienności oznaczają bezproduktywne dni i noce pełne próżnej nadziei na wytchnienie. Radek skarży się na sen, który spada na niego w najmniej oczekiwanych momentach, co uniemożliwia mu wieczorną i nocną pracę z tekstem, który czeka na opracowanie, ja natomiast doświadczam podobnych uciążliwości próbując skończyć powieść Catherine Lacey “Biografia X”, która przyszła pocztą do recenzji. Rzuciłem się na nią ponieważ z jakiegoś powodu wydała mi się interesującą. Niestety lektura nie przyniosła potwierdzenia dla oczekiwań i mówiąc szczerze, męczę się odrobinę z kolejną narracją o płynnych tożsamościach, w których coraz bardziej nieuchwytna granica pomiędzy rzeczywistym, a nierzeczywistym wzmacnia jedynie nasze poczucie zagubienia i niepewności, a to z kolei nie pozwala cieszyć się nie tylko fałszywie założonym “końcem historii”, ale i sobą samym, bo przecież kim jesteśmy uwikłani w mnogość awatarów uczestniczących w życiu pozornych wspólnot powstałych w wyniku kliknięcia w zakładkę “zaproś do znajomych” lub “obserwuj”. Po niedawnej lekturze Klein ten wątek u Lacey wydaje się wtórny - być może stąd uczucie znudzenia, które odbiera przyjemność bycia z tą książką
Krótka rozmowa z synem o “sensie życia”. Podczas spaceru, na który wybraliśmy się pomimo deszczu pyta o to niby od niechcenia, ale wiem, że w ostatnim czasie wiele się w tym chłopcu wydarza. Więc staram się na gwałt przypomnieć sobie, co na ten temat przeczytałem żeby lewarować się jakaś literaturą zamiast udawać domorosłego mędrca.
Tymczasem ukończony przeze mnie tekst Simona Blackburna deklaruje, że sens pojawia się wtedy, kiedy zanurzamy się w “potoku istotnych dla nas szczegółów”. A zatem źródłem sensu jesteśmy poniekąd my sami stanowiąc określone hierarchie naszych powszednich zajęć i czynności. Są w tym przedmioty, ludzie i zdarzenia, co sprawia, że jak zauważa Blackburn, życie potrafi nieść ze sobą owego sensu - aż za wiele. Jeżeli oczywiście potraktujemy jako sens zbiór drobnych, pojedynczych “istotnych znaczeń” nawleczonych na nitkę tego szczególnego “różańca”, który później staramy się “odmawiać” w procesie wypierania nawiedzającego nas raz po raz zwątpienia. Syn słucha w milczeniu sącząc gorącą czekoladę, którą kupiliśmy na wynos w jednej z mijanych kawiarni.
Ponadto kilka tygodni temu, czytając Michała Hellera wpadam na cytat z ojca Józefa Marii Bocheńskiego (sic!), który w "Sensie życia i innych esejach" notuje:
"Życie każdego człowieka ma sens wtedy i tylko wtedy, kiedy albo istnieje cel, do którego on w tej chwili dąży, albo on tej chwili używa."
“Używanie chwili” oznacza w tym wypadku to, że sens życia nie musi obejmować całego życia, może obejmować daną chwilę. Na przykład intensywnie przeżywany, określony moment w przestrzeni - chwila podczas spaceru w czerwcowy, ciepły wieczór, czas spędzony z kimś kto jest nam bliski, dobrze zrobiony wiersz, który do nas przyszedł, nasz spacer i tak dalej - mówię, a syn słucha.
Zdaniem Bochańskiego - o czym wzmiankuje Haller - popularność w filozofii i teoriach głoszących bezsens i beznadziejność życia ma swoje źródło w tym, że sens życia utożsamiany jest współcześnie ze szczęściem i to tym bezwzględnym tj. takim które: "oznacza stan zupełnego, jeśli wolno się tak wyrazić, 100% zadowolenia, zaspokojenia wszystkich potrzeb bez reszty (...)"
Mnie idea szczęścia jako celu naszych dążeń zdecydowanie nie przekonuje i postrzegam ją jako z gruntu fałszywe, komplikujące życie założenie, które narzuca na nas chomąto presji, której nie jesteśmy w stanie sprostać. Jeżeli miałbym zamiast szczęścia szukać czegoś innego - szukałbym wiedzy rozumianej jako drogi ku możliwie najgłębszej świadomości tego w czym uczestniczę żyjąc i z czym rozstaje się odchodząc. Nie staram się również szukać odpowiedzi na pytanie: dokąd zmierzam, ponieważ na poziomie jakiejkolwiek transcendencji odpowiedź na to pytanie będzie zawsze wróżeniem z fusów. Oczywiście ku transcendencji możemy żywić tęsknoty. Możemy mieć skłonność do wędrówki, która w efekcie okaże się formą nadziei na “inną jakość trwania”. Możemy też szukać ciszy w końcu naszego istnienia na Ziemi, jeżeli chcemy ograniczyć je do przeżyć organicznych bazując wyłącznie na materii, tym co możemy zbadać, a w konsekwencji przynajmniej spróbować opisać. Nie zawsze jednak to wystarczy, żeby zrozumieć. O wiele łatwiej zatem uznać, że znajduje sens w danej chwili niż, że posiada go w ogólności. Lubię o tym myśleć w ten sposób, że zamiast sensu ogólnego istnieje skromny, niemal niedostrzegalny ciąg małych sensów, a moim zadaniem jest je po prostu odkrywać, tak jak odkrywa się karty w hazardowej grze karcianej. Bo trudno odmówić temu procesowi jakiejś jednak losowości. To z jakim sensem wylądujemy na tej planecie w dużym stopniu zależy od tego jakie podsunięto nam karty w tej rozgrywce. Wracając do moich “małych sensów” - Heller zapyta: Czy rzeczywiście to wystarczy? Czy możemy się tym ostatecznie zadowolić? Zdaniem Hellera sens jest zawsze sensem wyłącznie dla kogoś. Po drugie wiąże się z określoną wartością, która zawiera w sobie jakiś aspekt poznawczy. Sens życia - jeżeli istnieje - powinien też spełniać funkcje terapeutyczne choć nie powinien się w nich wyczerpywać - pisze Heller w “Sensie życia i sensie wszechświata”. Ja natomiast maszeruje ostatnio po mieście z rosnącym stałe przekonaniem, że dzieją się we mnie procesy, których znaczenia nie potrafię jeszcze określić. Z całą pewnością fakt, że w kilku powyższych akapitach pojawiło się obok siebie dwóch katolickich księży świadczyć może o tym, że są to procesy interesujące z punktu widzenia światopoglądu, który w moim wypadku traktowałem do niedawna jako ugruntowany.
Tymczasem siorbiemy z synem naszą czekoladę i zdaje się że obaj mamy z tego spaceru jakąś przyjemność. “Ciągi małych sensów” - mruczy pod nosem mój syn. I ja mruczę pod nosem dla towarzystwa.
Trwa ładowanie...