"Stado. Dziennik"

Obrazek posta

23.10.2025 (czwartek)


 

Kurier doręcza mi nową książkę Stawiszyńskiego. “Ćwiczenia z dysonansu” okazują się być zbiorem dziewięćdziesięciu felietonów, które Stawiszyński opublikował w Tygodniku Powszechnym w latach 2021 - 2024. Wartość dodaną stanowi tekst napisany specjalnie do “Ćwiczeń…” znajdujący się na końcu zbioru. Liczyłem na inny rodzaj narracji, ale Stawiszyński budzi moje zaufanie jako filozof, który potrafi odejść od metajęzyka na rzecz drożnej komunikacji, więc jeszcze dzisiaj zacznę czytać i z całą pewnością skończy się to recenzją, którą z tej książki napiszę. Zresztą, w tym celu Znak przysłał mi ten tytuł. 

Poza tym Borges przysłany przez PIW i Zalewski nadesłany przez Instytut Józefa Tischnera, więc zdaje się, że Harstad i jego tysiąc dwieście stron powieści ponownie zejść musi na plan dalszy. Tysiąc dwieście stron to może być wielka przygoda, ale też wielkie rozczarowanie jeśli okaże się, że to jednak nie jest to samo, co ponad dwa tysiące stron z Knausgrarda. Tym bardziej, że Knausgard przeniósł mnie na jakiś czas w surowe plenery Norwegii, a powieść Harstada wydarza się w przeważającej części w Stanach Zjednoczonych, a ja mam do tamtejszych plenerów i okoliczności przyrody awersję, która odsuwa mnie od Ameryki nawet na poziomie podróży odbywanych w wyobraźni. 

Andrzejewski od kilku dni nietknięty, ale do Andrzejewskiego będę wracał, bo dobrze mi robią chwile spędzone w rzeczywistości gruntownie analogowej, w której jeśli coś miało miejsce to mogliśmy mieć przynajmniej pewność, że brali w tym udział żywi ludzie, a granica między tym co rzeczywiste i nierzeczywiste pozwalała jedno od drugiego odróżnić. Tymczasem Filip Konopczyński na łamach Krytyki Politycznej piszę o uzależnieniu od AI. W kontekście pojawia się spostrzeżenie, że narzędzie Sama Altmana, stawia dziś nie na automatyzację pracy lecz na imitację ludzkich relacji, a to dlatego, że “po sierpniowej aktualizacji ChatGPT do wersji piątej użytkownicy mówili o „utratcie więzi” z botem i emocjonalnej zdradzie.” W konsekwencji OpenAI przywróciło elementy dające poczucie ciągłości rozmów – kosztem większego zużycia mocy obliczeniowej. W październiku firma Sama Altmana „rozluźniła” zasady dotyczące treści erotycznych, otwierając drogę do tworzenia intymnych czatbotów. No właśnie. Tak że na moich oczach (choć wciąż ze zdolnością umykania mojej uwadze) dzieje się wielkie przeprogramowanie współczesności, której “użytkownicy” zrobili sobie z AI przyjemną w dotyku zabawkę, podczas gdy mamy do czynienia z możliwym Armagedonem. 

Justa zadowolona z pobytu we Frankfurcie dzieli się wrażeniami w kilkuminutowej audiokorespondencji. W odpowiedzi nagrywam bezwstydnie długi “podcast”, który dorównuje standardom stosowanym w nagrywkach z Radkiem. Czy Justa to znosi cierpliwie, bo chce tego słuchać? Mimo jej gorących zapewnień, że tak jest - nie wiem. Nie mam pewności. Nie zostałem nauczony tego, że ktoś bezinteresownie poświęca mi szczególnie dużo uwagi. Mam w sobie fałszywą skromność unikania “zawracania sobą głowy”. Wewnętrzną sprzeczność pomiędzy tym, co próżne i bezwstydnie żądające, a tym, czego źródłem jest samoograniczenie (powściągliwość?). Tak czy inaczej Justa poprawia swój tom wierszy, co mnie z kolei przypomina o tym, że i ja mam pewne obowiązki związane ze swoją książką z wierszami, do której nie bardzo mam ochotę zaglądać, ale zdaje się nie ucieknę od tego jeśli chce pchnąć kwestie wydawnicze chociaż odrobinę do przodu. 

Od dwóch dni powrót łaskawej aury. Słonecznie i ciepło. Po raz pierwszy tej jesieni zapala się na złoto październik, a to jest miesiąc, który w tej części Europy potrafi płonąć spektakularnie. Na dodatek zapach opadłych z drzew liści przenosi mnie we wspomnieniu do pierwszej bałuckiej jesieni, której doświadczyłem w roku 1996 jako świeżo upieczony student wydziały prawa. Tamten październik na Bałutach płonął w słońcu żółtym płomieniem klonów i zasadniczo niósł wiele nowego przez co zapach tamtego października, tych liści, powietrza rozgrzanego późnym, jesiennym słońcem zostanie we mnie do końca życia - to wiem na pewno, ponieważ od tamtych dni minęło już niemal trzydzieści lat, a ja wciąż wracam tam natychmiast, kiedy tylko jesień zaczyna wdzięczyć się “po polsku”. Więc wieczorem decyduje się jeszcze na spacer, odsłuchuję korespondencję od Radka, odpowiadam na nią natychmiast, żeby do rana nie pogubić wątków i wracam do domu z zamiarem oddania się lekturze Stawiszyńskiego, czemu z parapetu okna przyglądał się będzie zazdrosny Andrzejewski, którego odłożyłem w to miejsce dwa dni temu. 



 

Zobacz również

"Stado. Dziennik"
"Stado. Dziennik"
"Stado. Dziennik"

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...