"Stado. Dziennik"

Obrazek posta

28.10.2025 (wtorek)


 

Koko - króliczka mojej córki, została dziś wysterylizowana. Wprawdzie zabieg jest zalecany przez hodowców i weterynarzy, ja jednak czuję się jak eugeniczny potwór, który pozbawił płodności zwierzę, które ową płodność wpisaną ma w gatunkową charakterystyczność. Nie bez powodu przecież powtarzamy frazes o “mnożeniu się jak króliki”. Koko od dzisiaj czeka rekonwalescencja. Nas czekają wydatki. I dobrze nam tak. Chcieliśmy to mamy. 

Skończyłem czytać Stawiszyńskiego. Ponadto - napisałem i opublikowałem recenzję z jego książki. Dziś prawdopodobnie dokonam wyboru kolejnej lektury. Lubię ten dość ulotny moment, kiedy jeszcze nie wiem, czym zajmę się teraz. A książki w stosach atakują zewsząd. A każdy stos inne ma znaczenie. Każdy stos inne miejsce zajmuje w hierarchii. Stosy na parapecie - podręczne, do czytania ukradkiem lub z nudów. Stosy przy łóżku - ważne - żeby nie zapomnieć. Stosy na biurku oraz w nieodległych jego okolicach - przeczytane, do powtórnego użycia, do wykorzystania w tekście, w felietonie, w dzienniku. Stosy u wezgłowia - koniecznie napisać recenzję. Stosy u stóp łóżka - książki towarzyszki w życiowej podróży, książki kamienie milowe, książki kierunkowskazy, zagadki, książki odpowiedzi. Stosy wedle ścian - książki, do których powracał nie będę, które jednak zostawiam w zasięgu wzroku z uwagi na dobre wspomnienie związane z ich lekturą. Czasami decyduje drobiazg. Szczegół, który mnie z tekstem wiąże, więc układam stosik. 

Trzeba mieć w sobie spokój i pokorę, żeby przyjąć z godnością smutną prawdę o tym, że jednak nie starczy życia - że dwóch żyć nie starczy by przeczytać choćby jedną piątą tego, co przeczytać chciałbym lub powinienem. Męczę się z tym potwornie, a książek przybywa. Z miesiąca na miesiąc jest ich coraz więcej. Kurierzy z zadyszką, smutni listonosze doręczają je w trudzie ich codziennej pracy. Klęska urodzaju, a urodzaj tej klęski ciąży mi coraz częściej, chociaż w głębi serca wiele związanej z tym przecież radości. 

Proszę bardzo. Wystarczy, że człowiek zaczyna o książkach, a chyłkiem dopada go styl wzniosły. Więc zdaje się, że nadeszła pora na Zalewskiego i jego “W poszukiwaniu nadziei” - zbiór esejów, który przysłał na moją prośbę Instytut Myśli Józefa Tischnera. Oto kolejny kapłan katolicki został wspomniany w tym dzienniku. Strefa komfortu została porzucona. Nie wiem do czego to prowadzi, ale znajduję w tym coraz mniej krępującą przyjemność. Dożyliśmy bowiem czasu, kiedy większe zgorszenie budzić może użycie słowa “chrześcijaństwo” niż “marksizm”. Jedno i drugie zresztą kładło się cieniem na wielu biografiach. W wielu biografiach - zarówno pierwsze jak i drugie - świeciło równie jasno.

Poza tym wyrzut sumienia, o którym należy wspomnieć. Wbrew temu bowiem, co obiecałem sobie w minionym tygodniu, wciąż nie zabrałem się do redakcji mojej nowej książki z wierszami, a przecież jestem po wstępnej rozmowie z Bartkiem M. z Biblioteki Śląskiej i nikt tego za mnie nie zrobi. Skoro jednak z takim trudem zabieram się do tej pracy, czy nie oznacza to przypadkiem, że nie ma to już dla mnie takiego znaczenia jak kiedyś? Gdybym był młodszy być może szukałbym na to pytanie odpowiedzi. Dziś - zamiast tego - wolę zacytować Catherine Lacey, która w swojej powieści “Biografia X” pisze o tym, że literatury nie tworzą ludzie szczęśliwi. Skoro tak, to w jakimś stopniu mój świat porządkuje aktywność, która szczęściu nie sprzyja. A ludzie poza orbitą szczęścia patrzą na pewne sprawy inaczej niż ci, którzy wierzą w jego zbawcze moce. Nieustannie szukają go tak - jak szuka się ulgi -  w kłamstwie albo w innym podobnym złudzeniu. Nie wiem czy trzeźwość widzenia to jest zapowiedź klęski “szczęśliwych projektów”, chcę natomiast wierzyć w życie, które nie musi być szczęśliwe aby pozostać dobrym.

 

Zobacz również

"Stado. Dziennik"
"Stado. Dziennik"
"Stado. Dziennik"

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...