#91 Herbert – „Struna światła”
Szanowni Państwo!
Wielki nieobecny „Pełni Literatury”, Zbigniew Herbert, rozpoczyna jak się zdaje obiecujący i tryumfalny marsz przez nasze odcinki. I zaczyna od początku – debiutanckiego tomu „Struna światła” z 1956 roku. Książki o której pisano, że trudno wyobrazić sobie, by jej autor stworzył następną: tak dojrzała była ta poezja i – no właśnie – pełna.
Wymykała się przy tym klasyfikacjom, bo niezaprzeczalny estetyzm debiutanta był formą jego buntu wobec rzeczywistości, ale i afirmacji jej materialnego wymiaru. Filozoficzne wątki, o których pisano w poetyce pomieszanego z podziwem zarzutu, prowadziły do konstatacji o przemocy, cierpieniu i strachu, które burzą filozoficzne systemy. Więc proponowały inną, „antyfilozoficzną” filozofię, zbliżoną do zachodniego egzystencjalizmu. Ale pogłębioną przez polskie doświadczenie, w którym imaginacyjny budowniczy Wawelu był barbarzyńcą, „co się od krzyżów i szubienic/ dowiedział równowagi brył”. Czytelnik Marka Aurelego zalecał zaś wspólny płacz pod ciemnym gwiaździstym niebem. I ten pesymizm zostawał jednak przełamany. Antyczny śpiewak Arijon z jednej strony, drewniany stołek („mały czworonóg o dębowych nogach”) z drugiej, przywracali światu przewidywalność i harmonię. Uczyli czułości wobec niego. A niezwykły w debiutanckim tomie „Testament”, aktualny już na zawsze, mówił o tym, dlaczego „płomień, który myśli” nie zniknie z tego świata.
O tych wszystkich kwestiach opowiadam w #91 „Pełni Literatury”. Serdecznie zapraszam do wysłuchania jej i wierszy Zbigniewa Herberta z tomu „Struna światła”.
Dziękując za Obecność, która sprawiła, że przygotowanie tej "Pełni" było możliwe, życzę miłego odsłuchu!
Radosław Romaniuk
Trwa ładowanie...