"Stado. Dziennik"

Obrazek posta

07.11.2025 (piątek) 


 

Podczas wieczornego spaceru odwiedzam księgarnię, w której zgodnie z wcześniejszą zapowiedzią kupuję egzemplarz powieści Stephena Kinga, “To”. 

Książka wydana w estetyce wzruszającego kiczu znajduje swoje miejsce na stosie książek przeznaczonych do lektury w przyszłości. Czuję jednak, że owa przyszłość jest jak najbardziej nieodległa, a może nawet łączy się już z teraźniejszością, ponieważ z niezrozumiałych dla mnie powodów mam na Kinga apetyt. Żeby jednak pozostać w kręgu intelektualnych aktywności, które są “istotnymi dla mnie szczegółami”, o których pisząc o sensie życia wspomina Blackburn, zaczynam lekturę Zalewskiego, co przez jakiś czas wtrąci mnie w nurt rozmyślań o nadziei, o która jak twierdzi Gabriel Marcel, rodzi się zawsze w sytuacji egzystencjalnej próby. Próby, która wskazuje na nieprzerwany wybór: między nadzieją a rozpaczą. Nadzieja rodzi się w sytuacji granicznej. W odróżnieniu od rozpaczy nadzieja nie ugina się pod natłokiem trudu i zła, lecz przeciwnie zwraca się całą mocą przeciwko nim. Nadzieja i rozpacz są ze sobą związane. Rozważania nad tym związkiem stanowią jedno z najpilniejszych wyzwań filozofii nadziei - puentuje Zalewski, który już na wstępie zauważa, że “Nadzieja to wewnętrzny sprzeciw wolnego podmiotu wobec natłoku nieszczęścia, jakie go dotyka. (...) To rozpoznanie pozytywnej nadwyżki, które sprzeciw z podmiotu wydobywa, kierując go w stronę nieokreślonej, lecz przeczuwanej mocy dobra." 

Dlaczego ten rodzaj postawy wydaje mi się interesujący, skoro nierozerwalnie łączy się on z myśleniem o charakterze religijnym? W swoich rozważaniach - o czym pisałem wcześniej - Zalewski wyjmuje jednak nadzieję spod dominacji tego rodzaju rozumowania, podkreślając, że w pewnym sensie - jest w nadzieję wpisana idea transcendencji - nadzieja sięga “po więcej”. Nadzieja nie realizuje się w prostym spełnieniu lub nadejściu oczekiwanego. “Filozofia nadziei, stawiając na możliwość, nie zaś na rzekomo twardą konieczność, (...) jest równocześnie filozofią wolności. Jako taka nie jest, i jak mogłoby się wydawać, filozofią apologetyczną, wyznaniową. Jej zadaniem nie jest nawracanie, lecz naświetlanie możliwości – prawomocnych składowych nadziei, która może być przynajmniej nadzieją na nie definitywność skończoności.” - pisze. I chyba to mnie przekonuje, że w jakimś sensie nadzieja może być formą oporu wobec współczesności, którą późny kapitalizm z jego gigantyczną presją produktywności wepchnął w tryby bezrefleksyjnej w gruncie rzeczy niewoli. Zostaliśmy zaprzęgnięci do pługa budowania własnego dobrobytu, który często niewiele ma wspólnego z tym, co lubimy nazywać dobrostanem. Tracimy jednocześnie z oczu wszystko to, co nie łączy się wprost z poprawą naszej pozycji - nie tylko ekonomicznej. Również tej, którą zajmujemy wobec samych siebie - uwikłani w wymóg produktywności i efektywności. Przed statusem nieudaczników ratuje nas już tylko diagnoza, która pozwala nam odetchnąć z ulgą, że to jest jednak nie nasza wina - “nie móc”, “nie osiągnąć”, “nie wytrwać”, “nie zwyciężać”. Tymczasem u Zalewskiego w nadziei - wolność. W tym sensie nadzieja będzie również tym, co wyzwala nas od uwikłania w zło (jakkolwiek rozumiane), a stąd już tylko krok do jakiejś formy religijności proponowanego namysłu, od której trudno w tym wypadku (co Zalewski podkreśla) abstrahować, przy jednoczesnym zachowaniu koniecznego, krytycznego stosunku również do tego rodzaju myślenia.

Jest dla mnie czymś interesującym przyglądanie się sobie w procesie, w którym pojawia się wątek zaufania, bo przecież jest w tej postawie konieczność zwrócenia się w kierunku potencjalności jaką jest wspomniane wyżej “dobro”. Dobro, które nie musi nas spotkać. Wystarczy, że istnieje. Jest w postawach związanych z nadzieją konieczność odrzucenia wszelkiej ostrożności, o którą prosi się życie, jeśli chcemy oprzeć je na poczuciu kontroli lub urealnieniach, które często są jedynie przebraniem dla postaw wprost cynicznych. Nadzieja wymaga odwagi, a przez to - podobnie jak odwaga - jest decyzją, ponieważ tam, gdzie większość pomyśli o ucieczce, ktoś inny podejmie decyzję - żeby jednak zostać. Oczywiście, w tekstach Zalewskiego, nie chodzi o kapitalizm i opór wobec produktywności. Stawką jest życie i śmierć. Stawką może być również “wybawienie”. Wolność rozumiana duchu myślenia religijnego, ale też wolność wyjęta z ram konfesyjności. Nadzieja w tym wypadku jest formą postawy, która nie oczekuje spełnienia się konkretnej obietnicy - projekcji, a jednak otwiera się na możliwe i potencjalnie dostępne dobro, które może nas spotkać. Czytam eseje Zalewskiego z ostrożnością. Wiele w nich jednak z myślenia, w którym filozofia zostaje zastąpiona teologią. Co może być samo w sobie zarzutem i z całą pewnością w wielu przypadkach nim będzie. 

Dość już o tym. W miejsce tego raport z codzienności: wizyta kontrolna u weterynarza z wysterylizowaną króliczką naszej córki. Koko wraca do formy, rana po zabiegu goi się prawidłowo, temperament wskutek radykalnych rozwiązań dotyczących jej płodności ulega wystudzeniu, co nie oznacza, że szkody, które ów puszysty zwierzak zostawia jako ślad swojego istnienia - skończą się. Tak czy owak, sprawy zmierzają ku lepszemu.

Wieczorem czytam Kinga i bez zakłopotania przyznaję, że dobrze się bawię. Życzyłbym wielu proziaikom i prozaiczką, którzy tę literaturę zaliczają to popularnej - takiej warsztatowej sprawności, podobnej przenikliwości w opisie typów ludzkich oraz takiego talentu w umiejętności konstruowania wiarygodnego i urzekającego uniwersum. Innymi słowy - nie mam zamiaru porzucać lektury, ponieważ w nadchodzących dniach zamierzam odpocząć, zamiast nieustannie pracować w tekście, z tekstem, obok tekstu i w związku z tekstem. Owa praca stanowi wprawdzie część rzeczywistości z obszaru “istotnych dla mnie szczegółów” pozwalających budować poczucia partykularnych sensów, wiąże się jednak z narastającym uczuciem wyczerpania i często przybiera postać zachowań kompulsywnych. 

Po zmroku spacer. Stąpając w ciemności bezwstydnie zaglądam do okien mijanych mieszkań i domów. Nie ulegam w tym jednak żądzom podglądacza. Więcej w tym wyobraźni, która szuka w cudzych wnętrzach równoległych światów, gdzie na kilka sekund - nie dłużej niż spojrzenie, zjawiam się, żeby po chwili zniknąć - przychodząc i odchodząc z niczym. 

Śpię słabo i płytko. Być może dlatego, że nie śpię u siebie, a może przez Kinga, który jednak w jakimś stopniu zostawia we mnie złą energię zmyślonego miasteczka Derry. Siła zmyślenia potrafi być jednak dużo większa niż moc faktów. 



 

Zobacz również

"Stado. Dziennik"
"Stado. Dziennik"
"Stado. Dziennik"

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...