Niedawno dotarły do mnie aż trzy informacje na temat śmierci moich byłych podopiecznych w ich nowych domach. Śmigalski, Doktor Quinn i Podstolina odeszli, zaznawszy raptem chwili szczęśliwego życia u boku swoich właścicieli; wcześniej zaś pożegnałam kilka zwierząt w swoim domu, gdzie mimo dania z siebie stu procent, by je uratować, postanowiły odejść. Przedwczesna śmierć to najtrudniejsze doświadczenie w pracy ze zwierzętami. Ale i z nią należy się pogodzić i żyć dalej.
Pierwszym zwierzęciem, które zmarło w moich rękach, była Tokio - maleńka, chora i niedożywiona kotka, znaleziona w piwnicy na sąsiednim osiedlu, jedna z piątki kociąt, które trafiły pod moją opiekę. Mimo szoku, jaki przeżyłam, nie miałam czasu, by pozwolić sobie na żałobę - pod moją opieką zostało jej rodzeństwo w krytycznym stanie. Niestety, jeszcze tego samego dnia Danger i Piksel postanowili odejść, w odstępach zaledwie kilku godzin. Byłam zdruzgotana. Płakałam i wyrzucałam sobie, że zrobiłam coś źle, jednocześnie karmiąc Balbinę i Tadeusza (który okazał się potem Tadelą) i bojąc się, że i tej dwójce coś się może stać. Byłam gotowa na najgorsze. Rodzina, widząc mój stan, prosiła, bym więcej się tego nie podejmowała. A jednak.
Czas mijał. Zmieniało się moje doświadczenie i rosła wiedza, znajomość fizjologii, objawów, elementów opieki. Nie zmieniła się jednak moja wrażliwość i miłość do zwierząt. Każdą kolejną śmierć przeżywałam równie mocno, jednak z biegiem czasu byłam w stanie coraz lepiej wytłumaczyć sobie w racjonalny - nie mylić z chłodnym - sposób, że to nie moja wina. Że tak widocznie musiało się stać. Że dałam z siebie wszystko, absolutnie i niezaprzeczalnie wszystko. Że już go nie boli. Że “dzięki” tej śmierci jestem bogatsza o kolejną wiedzę. Oraz że nie mogę się załamywać śmiercią jednego zwierzęcia i przez nią przekreślać swoją działalność, podczas gdy jeszcze tyle zwierząt mogę z sukcesem uratować. Że nie mogę zapominać, ilu zwierzętom już zdołałam do tej pory pomóc, mimo że nie było łatwo.
Najważniejsze to nie zgrywać twardziela i nie zabraniać sobie smutku, bo stąd już prosta droga do wypalenia. W końcu decydując się na ratowanie zwierząt, chcemy przeżywać radość i cieszyć się z kolejnych sukcesów - nie możemy więc odmawiać sobie innych uczuć. One też są ważne. Ważna jest żałoba i płacz. Możliwe, że na początku będą trwały po kilka dni, z biegiem czasu może będą kwestią jednego popołudnia. Nic nie zmienia jednak faktu, że mamy prawo płakać i czuć się źle po śmierci zwierzęcia, nawet takiego, które znaliśmy dzień, dwa. Wszak trafiło pod naszą opiekę, bo kochamy je wszystkie tak samo. I nie jesteśmy maszynami.
Gdy umiera zwierzę, jest mi przykro. Czasem chcę płakać. Zawsze chcę - i wiem, że mogę i powinnam, bo mi to pomoże - porozmawiać z moimi bliskimi, którzy wiedzą, czym się zajmuję i chętnie dzielą się ze mną w tym momencie swoim współczuciem i empatią. Jeśli ja zapomnę - to oni mi przypomną, że dałam z siebie wszystko i zrobiłam co mogłam. Zazwyczaj takie wydarzenie jest związane ze wzmożoną opieką medyczną nad takim zwierzęciem, co oznacza np. wizyty u weterynarza w środku nocy, jestem więc także zmęczona. Odsypiam. Siadam na kanapie i przeglądam zdjęcia, by jak najlepiej zapamiętać tę małą, wdzięczną istotę. Zamawiam ulubione jedzenie, wypijam lampkę wina albo szklankę soku, zależy na co mam ochotę. Oglądam film. Może jeszcze chwilę popłaczę. A potem wszystko wraca do normy, bo przecież kolejne maluchy czekają, żeby je nakarmić, przytulić, dać im szansę na lepsze życie.
Jeśli borykasz się ze śmiercią podopiecznych przy okazji wszelkiego wolontariatu bądź pracy ze zwierzętami - pamiętaj, by zachować higienę pracy i choć raz na jakiś czas dać sobie czas bez ciągłego poczucia odpowiedzialności za czyjeś życie. Zostaw zwierzęta pod opieką bliskiej osoby, wyjedź na weekend, wyjdź na miasto. Jeśli jesteś wyczerpany, wstrzymaj się chwilę z przyjmowaniem kolejnych tymczasów pod swój dach. Podaruj sobie jedną pełną dobę bez rozmawiania o zwierzętach. Przede wszystkim pamiętaj, że masz prawo do zmęczenia i odpoczynku, do smutku i do żałoby. Oraz że los wszystkich zwierząt tego świata nie spoczywa jedynie na twoich barkach - a większej ilości z nich będziesz w stanie pomóc, będąc wypoczętym i w pełni sił dzięki zachowaniu odpowiedniego balansu w życiu.
To nie zwierzęta są najważniejsze w twojej działalności - najważniejszy jesteś TY, bo bez ciebie to wszystko nie istnieje.
Trwa ładowanie...