„Terapia jest tylko dla tych, którzy mają jakieś problemy, a ja żadnych nie mam”. „Chodzenie na terapię to oznaka słabości”. „Ja sobie świetnie radzę sam”. „Żaden terapeuta nie powinien decydować za mnie, jak mam żyć”. „Co to za moda na terapię się zrobiła - ludzie na siłę wymyślają sobie problemy. Za moich czasów tego nie było i wszystko było okej”. „Po co ciągle rozprawiać się z przeszłością?” „Płacisz tyle, bo nie masz z kim pogadać?” „Przez tę terapię stałeś się bardzo egoistyczny!”
Znacie te mity? Jest ich znacznie, znacznie więcej... Ja spotykałam się z nimi na co dzień. Dziś, po roku terapii, w końcu mogę się z nimi zmierzyć i na nie odpowiedzieć.
Na początku chciałabym jeszcze podziękować wspierającym mnie Patronom, bez których absolutnie nie mogłabym finansowo pozwolić sobie na terapię. Dzięki niej nie tylko stanęłam na nogi po wielu życiowych kryzysach, dzięki niej nie tylko zmieniło się moje życie. Dzięki terapii mam też znacznie większą wiedzę o tym, jak zdrowo pomagać innym (bo cała moja twórczość i działalność mają na celu właśnie niesienie pomocy) oraz mogę szerzyć świadomość na jej temat. Wcześniej nie zdawałam sobie sprawy z tego, czym tak naprawdę terapia jest i jak może pomóc. A dziś mam siłę i wiedzę, żeby wyciągnąć pomocną dłoń do innych! Ponieważ Patroni umożliwili mi terapię, teraz ja chciałabym umożliwiać ją innym. Póki co staram się to robić poprzez szerzenie świadomości w tym temacie, głównie poprzez moje rysunki. (Ale cieszę się, że również część pieniędzy ze zbiórki na moje billboardy „Kochajcie mnie, mamo i tato” poszła na terapię dla osób LGBT+. Natomiast w DOMEQ do tej pory możecie zakupić moje torby i nie tylko, z których cały dochód idzie na wsparcie terapeutyczne dla potrzebujących.)
W najbliższym czasie planuję napisać jeszcze jeden artykuł na temat terapii – tym razem o moich własnych doświadczeniach. O tym, jak i dlaczego zaczęłam chodzić na terapię, co mi dała… ale również o moich złych doświadczeniach z przeszłości (między innymi o doświadczeniach z psycholożką szkolną oraz ze zbyt późną diagnozą ASD). Wstępnie pisałam już artykuł na ten temat – 9 miesięcy temu – ale jest dostępny tylko dla Patronów, bo jest bardzo osobisty.
Słowem wyjaśnienia: terapia, na którą chodzę, jest w nurcie poznawczo-behawioralnym. Numer do terapeutki znalazłam totalnie przypadkiem w Googlach – ale trafiłam bardzo dobrze! No to zaczynamy:
„Terapia jest tylko dla tych, którzy mają jakieś problemy, a ja żadnych nie mam”.
Początkowo wydawało mi się tak samo – że przecież nie mam żadnych większych problemów, żadnych zaburzeń osobowości czy depresji. Że przecież radzę sobie... jako-tako. Ale po roku terapii jakość mojego życia po prostu nieporównywalnie wzrosła. Terapia dodała mi skrzydeł – jest mi znacznie łatwiej i lżej żyć. Chaos życia stał się mniej chaotyczny – wszystko stało się bardziej zrozumiałe, poukładane, uzasadnione, a ja mam więcej momentów, kiedy mogę oddychać spokojniej. Dlatego proszę, nie powtarzajcie opinii, że jeśli ktoś "nie ma problemów", to nie musi iść na terapię. Terapia jest dobra dla każdego, a podstawy terapii poznawczo-behawioralnej (rozróżnianie emocji itp.) śmiało mogłyby być uczone w szkołach.
„Chodzenie na terapię to oznaka słabości”.
Po pierwsze, terapia wymaga siły. Praca nad sobą, chęć zmiany, chęć wzrastania, dbania o siebie, bycia dla siebie dobrym oraz robienie postępów wymaga często ogromnych pokładów energii. Po drugie, największą siłą jest właśnie wrażliwość, dobroć, empatia, pozwalanie sobie na emocje, rozumienie siebie i innych. Nie jest to ten rodzaj siły, gdzie trzeba zacisnąć zęby, gdzie trzeba ciągle komuś coś udowadniać oraz przez który trzeba rywalizować z innymi. Ale jest to siła, która pozwala na akceptację i odpuszczenie. Która pozwala na chwile słabości, płaczu czy lęku.
„Ja sobie świetnie radzę sam”.
Coś, co dla niektórych jest naprawdę bardzo trudne, to proszenie o pomoc. Pozwolenie sobie na przyznanie, że nie wszystko wiemy, nie ze wszystkim jesteśmy sobie w stanie poradzić sami. Że może jest ktoś, kto chce dla nas dobrze i dzięki swojej wiedzy i doświadczeniu jest w stanie podciągnąć nas do góry.
„Żaden terapeuta nie powinien decydować za mnie, jak mam żyć”.
To, za co jestem ogromnie wdzięczna mojej terapeutce, to umiejętność częstego mówienia… „nie wiem”. Moja terapeutka nie podejmuje za mnie żadnych decyzji. Nie wie, które z nich będą „dobre”, a które „złe”. I tego uczy też mnie: ja też nie wiem, które decyzje są dobre i złe, ponieważ… nie ma dobrych i złych decyzji. Są tylko i wyłącznie różne decyzje – podjęcie ich zależy tylko od nas samych. Możemy tylko przewidzieć ich konsekwencje i wziąć je na siebie. Terapeuci owszem dają nam narzędzia i wskazówki, wyjaśniają różne mechanizmy, ale to tylko od nas zależy, jak je wykorzystamy.
„Co to za moda na terapię się zrobiła - ludzie na siłę wymyślają sobie problemy. Za moich czasów tego nie było i wszystko było okej”.
Nawet jeżeli przyjąć, że jest to moda, to na pewno jest to moda na coś dobrego. Medycyna i nauka idą do przodu, czemu by więc nie korzystać? Jasne, kiedyś nie było tylu osób z ADHD i autyzmem, ponieważ… nie było takiej świadomości w tym temacie. Nie było odpowiedniego diagnozowania, nie było pomocy, tylko olewanie tematu i bicie pasem w domu za niegrzeczność. Naprawdę chcemy do tego wrócić? I czy naprawdę było to lepsze?
„Po co ciągle rozprawiać się z przeszłością?”
Terapia poznawczo-behawioralna skupia się na „tu i teraz”. Na każdym spotkaniu mogę omówić jakiś bieżący, codzienny problem. I owszem – po roku terapii wiem już, że niektóre moje działania, myśli czy emocje wynikają z przekonań, które wyniosłam z czasów dzieciństwa. Dlatego do tematu dzieciństwa czasem się w rozmowach wraca – żeby zobaczyć, skąd to wszystko się wzięło; że nie wzięło się znikąd, tylko ma swoją przyczynę. Ale to wszystko ostatecznie dotyczy teraźniejszości i zmian, jakie chce się stopniowo wprowadzać we własnym życiu. (A jeśli chodzi o roztrząsanie przeszłości, czyli ruminowanie – nawet jeśli przynosi tymczasową ulgę, to na dłuższą metę jest bardzo szkodliwe. Nie pozwala stanąć na nogi i ruszyć dalej.)
„Płacisz tyle, bo nie masz z kim pogadać?”
Rozmowa z terapeutą nie jest jak zwykła rozmowa ze znajomym, bo nie ma tu dwóch subiektywnych, emocjonalnych punktów widzenia. Terapeuta w sposób bardzo jasny i klarowny jest nam w stanie przedstawić wszystko z bardzo obiektywnego punktu widzenia. Nie spotkamy się w jego wypowiedzi z oceną, z krytyką czy z radą. Na terapii spotykamy się tak naprawdę z samym sobą, z własnym umysłem i z własnymi mechanizmami działania i myślenia. Tymczasem zwykły znajomy, przyjaciel czy partner nigdy nie będzie Twoim terapeutą – nie taka jest jego rola (a myślenie w stylu „związek rozwiąże wszystkie moje problemy” jest bardzo szkodliwe). Tak samo terapią nie jest poradnik ani żadna inna książka; nie jest nią też kołczing na Youtubie, jakakolwiek duchowość i religia, medycyna alternatywna czy chodzenie po lesie.
„Przez tę terapię stałeś się bardzo egoistyczny!”
Terapia uczy nas stawiania własnych granic, dbania o siebie, myślenia o sobie. Jeśli komuś przeszkadza to, że zacząłeś o sobie myśleć – taka relacja i tak ci nie służy. Nie każda relacja jest warta podtrzymania, nie każdy żart musi cię śmieszyć, nie na wszystko musisz się zgadzać, nie dla wszystkich musisz być miły. Za to jeśli będziesz szanował siebie i swoje potrzeby, wokół ciebie coraz częściej będą się pojawiać ludzie, którzy również ciebie szanują, którzy są empatyczni i sami nad sobą pracują. Mi osobiście terapia pomaga tworzyć zdrowe i wartościowe dla mnie relacje. (Btw. jeśli jesteś rodzicem dziecka/nastolatka, które chodzi na terapię – nie oczekuj, że dzięki terapii stanie się bardziej posłuszny i grzeczny.)
A Wy jakie szkodliwe stereotypy i mity słyszeliście na temat terapii? Pamiętajcie, że najczęściej wypowiadają je osoby, które nie mają wiedzy w tym temacie. Jeśli czujecie, że terapia jest dla Was – nie bójcie się spróbować. Pozwólcie sobie pomóc!
Karolina Szarosen Plewińska
wsparcie na Patronite: [link]
jednorazowe wsparcie: [link]
fanpage: [link]
instagram: [link]
Trwa ładowanie...