Wilcza rzeka. Wioletta Grzegorzewska. Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2021. 400 stron.
Musiałem przejść przyspieszony kurs z twórczości Wioletty Grzegorzewskiej. Bo co ja tam wiem?! Wciąż niewiele, wciąż licho i skąpo. Zatem przy okazji „Wilczej rzeki” pochłonąłem „Dodatkową duszę”. Wcześniej znałem t y l k o „Guguły”.
„Guguły” to świetna fabuła, „...dusza” jest średnia, a „Wilcza rzeka” bardzo przyzwoita.
To nadal nie wszystko, co stworzyła Wioletta Greg, zatem wiele pracy mnie jeszcze czeka. Muszę zgłębić się w jej poezję, którą liznąłem szczątkowo, urywkowo.
A do lektury „Wilczej rzeki”, która powinna nosić tytuł „Fuga, zachęcam, bo:
Użycie i przywołanie. Fragmenty z życia Wioli, kobiety w czasach zarazy. Opis bólu matki, żony, kochanki. Strategia prób zamiany „tak” na „nie” i odwrotnie. Tułaczka „Siłaczki”.
Mamy bohaterkę mieszkającą, tak jak pisarka, na Wyspach. Brytyjska mgła, deszcze niespokojne, szum fal. Covid w tle i na wierzchu. Powidoki prób samobójczych. Roztargnienie, wytrącenie, zniechęcenie.
I faceci. Bydlęca przemoc. Próby łagodności. I mężczyźni utkani z tęsknot i pragnień.
Ale przede wszystkim kobiety. Dużo kobiet. Od malutkich po wielkie. Dziewczynki, nastolatki, matki niematki, kochanki odrzucone, porzucone, odtrącone. Apetyt na życie w teatrze codzienności.
I fuga. Tak FUGA!
Rozszczelnienie. Wyżłobienie. Nieszczelność. Dziura.
I fuga jako „dysocjacyjne zaburzenie nerwicowe, polegające na ucieczce z dotychczasowej sytuacji, prawie zawsze nieprzyjemnej”.
Oraz fuga muzyczna - „jedna z najbardziej kunsztownych struktur muzycznych, oparta na ścisłej polifonii i imitacji”.
Bohaterka to kopia. Alter ego pisarki. Coś je łączy, urokliwie i paskudnie dzieli. Polifonia równouprawnienia, a jednocześnie rozdźwięk w bólu i w cierpieniu.
Zaczyna się pandemia. I zaczyna się droga przez mękę, przez meliny, stancje, przybudówki, protezy domu. Matka z córką wracają na niebezpieczną odległość do męża, ojca alkoholika. Szukają nowego schronu dla siebie, a trafiają z deszczu po rynnę. Grzegorzewska niezwykle WIARYGODNIE opisuje przejścia i zajścia z życia kobiety, która kocha i chce wierzyć, że jest kochana. Kobiety starganej, uwiązanej do „tego, co wczoraj”, a tak bardzo chciałaby ujrzeć na horyzoncie „jutro”.
A „jutro” nie jest bajką. Jest marną imitacją życia. Kończy się to wszystko w przytulisku dla cierpiących… Dla zmaltretowanych, dla powykręcanych życiem kobiet.
„Czy istnieje sposób, by życie samemu powiedziało »nie«: „nie” ciągłości, „nie” wytrzymałości pamięci?”. Czary-mary, hokus-pokus! Nic z tego. Musimy w „tym” uczestniczyć. Brać (bardzo) czynny udział. Bo, gdy stajemy się bierni, dopada nas zło depresji. Zatem bohaterka walczy i żyje iluzją. Aż wreszcie ląduje w miejscu, w którym zauważa nie tylko siebie i córkę, ale także innych. A finałowe narodziny dziecka, są na wskroś metaforyczne. Są pełne nadziei niewypowiedzianej. Są polem czytelniczych interpretacji.
Straszy o ponad dekadę kochanek czy mąż pijak, męski bokser? Wybór jest prosty. Ale w emocjach każdy się gubi i popełnia błędy. Bo zamiast uciekać od zła, nasza bohaterka wciąż z nim obcuje, styka, dotyka. Wciąż je przyciąga. Zatem karmi się wspomnieniem pojedynczego spotkania z podstarzałym Apollo. Sny, wizje, powidoki. Ten stan utrzymuje kobietę na powierzchni. I córka. Bez obecności, bliskości; bez potrzeb i oczekiwań córki nie byłoby szans na przetrwanie, na wyrwanie się z matni.
Wyskoczył zza śmietników
w połowie East Hill Road w Ryde,
przeciął ulicę i pomknął w stronę zagajnika.
— Lis! — krzyknęłam tak głośno,
że przestraszyłam idące przede mną Angielki.
— Lis — powtórzyłam ciszej
i w tej chwili zdałam sobie sprawę,
jak piękne polskie słowo wypowiadam:
coś pomiędzy listem, liściem i snem.
(Lis, Wioletta Grzegorzewska)
Wiara, że słowa można odmieniać, wymieniać jest uzasadniona, jest realną, nie tylko poetycką próbą. Czy życie da się zastąpić? Zastąpić coś, co już do nas przylgnęło? Co rzuca cień?!
Bohaterka „Wilczej rzeki” nie zawsze wierzy, często traci nadzieję; jednak na powierzchni trzymają ją ludzie i rojenia. Wiara, że można ból zamienić w „lub”, „bulla”, „bułka” z masłem…
Że jeszcze będzie normalnie, że jeszcze będzie przepięknie. Wystarczy INACZEJ patrzeć, widzieć. Należy się rozejrzeć.
Na okładce książki są przywołane słowa Olgi Tokarczuk. „Apokaliptyczny klimat intymnej, biograficznej prozy hipnotyzuje i niepokoi”.
Wielu wie, że noblistka jest dla „literackim drogowskazem”. Tym razem nie tędy droga. Po życie ogólnie jest złowrogie, bo intymność to cecha podstawowa pisarstwa Grzegorzewskiej, a biografia zwykle hipnotyzuje i niepokoi.
Właściwsze były te słowa (także Olgi Tokarczuk):
[…] „Żeby łatwiej nam było to znieść dostajemy numery, identyfikatory, karty, toporne plastikowe tożsamości, które próbują nas zredukować do użytkowania jakiejś jednej cząstki tej całości, którą przestaliśmy już dostrzegać. Świat umiera, a my nawet tego nie zauważamy. Nie zauważamy, że świat staje się zbiorem rzeczy i wydarzeń, martwą przestrzenią, w której poruszamy się samotni i zagubieni, miotani czyimiś decyzjami, zniewoleni niezrozumiałym fatum, poczuciem bycia igraszką wielkich sił historii czy przypadku. Nasza duchowość zanika albo staje się powierzchowna i rytualna […]”.
Oczywiście, że to fragment z „Przemowy noblowskiej” i że jest wyrwany z kontekstu, ale gdy poznacie światłocienie „Wilczej rzeki”, to zrozumiecie to przywołanie. To wywołanie i wyłowienie człowieka. Duszy, a nie ciągu cyferek w systemie ubezpieczeń i kont bankowych.
Grzegorzewska w swojej książce portretuje wielu. Masa facetów i facetek. Ale najlepiej wychodzi pisarce portret duszy. … „Portret Doriana Graya”. Inny jest jednak anturaż. Raczej symbolistyczne to odwołanie niż nachalne.
Ale są wypowiadane życzenia, bo jest chęć sprzedania duszy, bo jest pragnienie młodości.
Znane „Ludzie znają dziś cenę wszystkiego, nie znając wartości niczego” jest tutaj rozpisane na pierwiastki. Komponenty tych słów odnajdziemy w „Wilczej rzece”. Tylko, że autorka użyła innego kąta, innego spojrzenia, innej lupy.
Przed napisaniem własnej opinii, nie spoglądam się na recepcje, nie czytam recenzji Innych, ale mam nieodparte wrażenie, że Grzegorzewskiej powinno być więcej. Że jej pisanie jest niepodważalne. Ma siłę przyciągania.
Nigdy tego nie robię, ale po lekturze „Wilczej rzeki” napisałem do autorki, że ta powieść mnie „porobiła”.
To słowo – dwa dni po zakończeniu prozy – było wówczas najwłaściwsze. Adekwatne. Dzisiaj, kiedy już minęło trochę czasu, gdy opadły emocje, mogę dodać: Porobiła mnie wiarygodność, uwiódł autentyzm. Szczerość zapisu dziennika Kobiety Prawdziwej!
8/10
* Wioletta Grzegorzewska – pisarka i tłumaczka. Jej zbiór opowiadań „Guguły” z 2014 roku znalazł się w finale Nagrody Literackiej Nike oraz w finale Nagrody Literackiej Gdynia, a jego tłumaczenie (autorstwa Elizy Marciniak) otrzymało nominację do międzynarodowej Nagrody Bookera. W 2017 roku ukazała się jej powieść „Stancje” a w 2020 „Dodatkowa dusza”. Mieszka w Wielkiej Brytanii.
*Zdjęcie pisarki - https://www.wydawnictwoliterackie.pl/autor/1324/wioletta-grzegorzewska
Trwa ładowanie...