Stanowiska

Obrazek posta

Pytacie, jak będzie wyglądał 2023 rok w Ukrainie? Czy nastąpi zasadniczy przełom, dla której ze stron korzystny, czy zwieńczy go pokój? Nie chcę tu – niczym zapijaczony dmitrij miedwiediew – snuć odrealnionych prognoz. Opiszę więc sytuacje, co do których mam dużą pewność, że nastąpią – i podaruję sobie dobro (czy zło)- chciejstwo. Zacznę od diagnozy, wedle której ani Kijów, ani moskwa nie zamierzają obecnie siadać do stołu rokowań. Wskazanie przyczyn takiego stanu rzeczy stanowić będzie pierwszą część tekstu.

Wszelkie spekulacje na temat rzekomej presji Zachodu na Ukrainę – by zaczęła z rosją „na poważnie” rozmawiać – okazały się nic niewarte. Wizyta Wołodymyra Zełenskiego w USA jasno pokazała, że Waszyngton zamierza wspierać Kijów w walce o pełne zwycięstwo, rozumiane jako wypędzenie okupantów ze wszystkich zajętych ziem. Oczywiście, skala tej pomocy mogłaby być większa – na przeszkodzie stoi przekonanie amerykańskich władz, że porażka rosji powinna być bolesna, ale rozłożona w czasie. O stopniowym gotowaniu rosyjskiej żaby pisałem już wielokrotnie, wspomnę więc tylko, że podczas spotkania obu prezydentów, Joe Biden dał wprost do zrozumienia, że właśnie taką strategią kieruje się rząd USA. Tak bowiem należy rozumieć jego słowa o niechęci wplątania się w III wojnę światową, o uwzględnianiu obaw (przed eskalacją) zachodnioeuropejskich sojuszników, i jednoczesną deklarację o staniu za Ukrainą do szczęśliwego końca konfliktu.

Wsparcie Waszyngtonu usztywnia stanowisko Kijowa – co jest stwierdzeniem faktu chętnie przywoływanego przez (pro)rosyjskich aktywistów medialnych. Piszą oni, że „bez udziału USA ta wojna już dawno by się skończyła i wreszcie przestaliby ginąć ludzie”. Ta refleksja jest klasycznym przykładem robienia k… z logiki. Winni hekatombie są nie rosjanie, ale Ukraińcy i ich sprzymierzeńcy – bo się bronią (i pomagają się bronić). Na tej samej zasadzie można by stwierdzić, że we wrześniu 1939 roku dałoby się ocalić życie 70 tys. żołnierzy WP i 200 tysięcy cywilnych obywateli RP – gdyby Polacy nie stanęli do walki i posłusznie przyjęli reguły niemieckiej okupacji. Zapewne wielu z nich i tak by w jej trakcie zginęło/zostało zamordowanych, podobnie jak część ukraińskich elit, które moskwa planowała eksterminować po podporządkowaniu sobie Ukrainy – co ostatecznie pogrąża tę niby-humanistyczną narrację.

Ale wróćmy do sedna. Stanowczość władz w Kijowie wynika także z powszechnego poparcia dla dalszej walki – takie deklaracje składa 90 proc. Ukraińców. Oczywiście, dla prezydenta i rządu jest to obecnie źródło siły, gwoli uczciwości trzeba jednak zaznaczyć, że może stać się również presją; Zełenski w przyszłości – potencjalnie gotowy do jakichś kompromisów – byłby wówczas zakładnikiem nieprzejednanej postawy obywateli (i wyborców).

Siłę czerpie Kijów z jakości, wielkości i kompetencji własnej armii. Te cechy wojska zostały potwierdzone najpierw powstrzymaniem marszu rosjan, a potem zwycięskimi kontrofensywami. Mając taki atut władze Ukrainy mogą planować dalszą rekonkwistę; w istotnej mierze samodzielnie zdefiniować warunki dla rozmów pokojowych w przyszłości.

Sztywność Kremla wynika z innych powodów. Spektakularna porażka „specjalnej operacji wojskowej” zrujnowałaby narrację o wielkiej i silnej rosji, na czym osadza się zarówno wewnętrzna legitymizacja reżimu, jak i międzynarodowa pozycja kraju. Dziesięć miesięcy nieudanych prób pokonania Ukrainy wystawiło imperialną reputację na szwank, ale jej nie zburzyło. rosja wciąż ma dobrą prasę w Afryce i w części Ameryki Południowej, w Azji Centralnej – mimo postępującego dystansowania się od moskwy – nadal mówimy o rosyjskiej strefie wpływów. Chiny – jakkolwiek zdumione i rozczarowane słabością federacji – stoją z boku. Pekin nie daje putinowi realnego wsparcia, ale też nie tworzy presji, która mogłaby Kreml zaniepokoić. Tym niemniej – patrząc z perspektywy rosjan – założyć należy, że ten komfort nie jest dany raz na zawsze. Trzeba więc działać, żeby chociaż utrzymać iluzję militarnej potęgi, z którą sąsiedzi muszą się liczyć.

W kontekście wewnątrzrosyjskim dość wspomnieć, że putin nadal rządzi, co więcej, wiele wskazuje na to (jak na przykład „seryjne samobójstwa” wpływowych osób), że konsoliduje władzę. Dramatyczne straty na froncie, coraz gorsza sytuacja ekonomiczna ludności, ba, nawet niechciana mobilizacja nie wywołały społecznego buntu (który osiągnąłby odpowiednią masę krytyczną). Putinowscy generałowie „nałapali” dość rekrutów, by kontynuować wojnę – z zamiarem przeciągnięcia jej przez zimę, by wiosną próbować odzyskać inicjatywę.

Bo właśnie, Ukraina weszła do wojny z istotną przewagą liczebną. Jej siły zbrojne – po kilku tygodniach od inwazji rozbudowane do 700 tys. żołnierzy – były na różnych etapach wojny 2-3,5 razy większe od rosyjskich wojsk inwazyjnych. Te drugie dysponowały miażdżącą przewagą sprzętową, ale nie potrafiły jej wykorzystać. Tak czy inaczej, w nowej odsłonie rosjan ma być o 200 tys. więcej, co oznacza 500-600 tys. osób bezpośrednio i pośrednio zaangażowanych w konflikt. Zdaniem części analityków, kres wydolności rosyjskiej logistyki – i tak już kulawej – to 300 tys. żołnierzy „na teatrze”, ale przecież Ukraińcy też nie trzymają całości sił na froncie i w strefie przyfrontowej. Większa równowaga potencjału ludzkiego to szansa – oceniają tymczasem rosyjscy wojskowi.

Wpływ na postawę Kremla ma też nieustająca nadzieja na zmęczenie Zachodu. Sankcje to broń obusieczna, a Europejczycy, w przeciwieństwie do rosjan, nie są tak odporni na skutki kryzysu ekonomicznego – kalkuluje putin i spółka.

Podobne wyobrażenia stoją za zainicjowaną przez rosjan kampanią terrorystycznych ataków rakietowych. Pozbawienie ukraińskich cywilów wody, prądu i ogrzewania ma ich złamać, zmuszając armię do zaprzestania walki. Kreml zaproponuje wtedy pokój na własnych warunkach – dla rosyjskiej wierchuszki to wciąż realny scenariusz. I choć rozumiem, że wiara weń może być przyczyną niechęci do szybkiego zakończenia wojny, samej wiary już nie rozumiem. Podczas II wojny światowej alianci zachodni przeprowadzili brutalną kampanię nalotów lotniczych. Ponieśli przy tym ogromne koszty i choć wiele miast III Rzeszy obrócili w perzynę, woli oporu niemieckiego społeczeństwa stłamsić nie zdołali. Zatem już w 1945 roku można było założyć, że bombardowanie cywilnej infrastruktury jest przedsięwzięciem nieefektywnym. Amerykanie potrzebowali jeszcze 20-kilku lat, by się do tego przekonać – w połowie lat 60. równie bezskutecznie usiłowali poharatać morale Wietnamczyków. W kolejnych wojnach uznali, że z cywilami walczyć nie ma sensu. Kilka dekad później rosjanie nadal próbują, zmuszając ukraińską armię do konkretnych reakcji. Obserwujemy je dziś, obserwować będziemy w 2023 roku – zapewne w bardziej spektakularnych odsłonach.

Ale o tym jutro w drugiej części tekstu.

 

-----

A już dziś chciałbym podziękować swoim najszczodrzejszym Patronom: Andrzejowi Kardasiowi, Pawłowi Ostojskiemu, Magdalenie Kaczmarek, Bartoszowi Wojciechowskiemu, Maciejowi Szulcowi, Piotrowi Maćkowiakowi, Przemkowi Piotrowskiemu, Tomkowi Lewandowskiemu, Przemkowi Klimajowi i Tomaszowi Frontczakowi. A także: Michałowi Wielickiemu, Monice Rani, Monice Kołakowskiej, Jarosławowi Grabowskiemu, Bożenie Bolechale, Aleksandrowi Stępieniowi, Szymonowi Jończykowi, Mateuszowi Jasinie, Remiemu Schleicherowi, Miko Kopczakowi, Grzegorzowi Dąbrowskiemu, Arturowi Żakowi, Bernardowi Afeltowiczowi i Justynie Miodowskiej.

Szanowni, to dzięki Wam – i licznemu gronu innych Donatorów – powstają moje materiały. Raz jeszcze dziękuję!

Nz. Chersoń tuż po rosyjskim ostrzale. 24 grudnia br./fot. Центр стратегічних комунікацій та інформаційної безпеки

wołodymyr zełenski Władimir Putin Kijów Moskwa rokowania pokojowe 2023 rok wojna w ukrainie

Zobacz również

Bateria
Konieczności
Emocje

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...