Ośli brzuch. Andrea Abreu. Tłumaczenie: Agata Ostrowska. Wydawnictwo ArtRage, Warszawa 2022.
Po przejrzeniu zaledwie kilku stron wszedłem „w spór”, że to takie „barysowe” pisanie, zatem nie wiem, czy będę kończył...
Łukasz Barys to niezły pisarz, ale wciąż czekam, żeby był bardzo dobry, a – ze względu na początkowy sposób narracji (jak mi się zdawało) i wiek pisarki – „Oślego brzucha” - porównanie do tego pisarstwa było błędem.
Jeśli już szukać skojarzeń to (fragmentami) to „gadanie” Doroty Kotas, a sposobem wykonania i stopniowania emocji oraz opisu biedoty z Teneryfy, to jest bliźniactwo z „Apokalipsą ludzi pracy”.
Językowy zakalec. Rozmysł. Pomysł. Oraz wybitne tłumaczenie.
Że jest nieźle, niech świadczą rekomendacje:
„Ośli brzuch” Andrei Abreu to najgłośniejszy hiszpański debiut ostatnich lat, porównywany najczęściej z „Genialną przyjaciółką” Eleny Ferrante i „Życiem Adeli” Abdellatifa Kechiche’a. W samej Hiszpanii powieść doczekała się już sześciu wydań i sprzedała się w ponad 60 000 egzemplarzy. Prawa do wydania zostały sprzedane do 22 krajów, El Estudio nabyło prawa do ekranizacji, „New York Times” uwzględnił książkę w gronie najlepszych lektur na lato, „Corriere della Sera” uznała jej tłumaczenie za najlepszy przekład 2021 roku na język włoski, a samą Abreu wyróżniono za „Ośli brzuch” prestiżową Nagrodą im. Dulce Chacón (wśród wcześniejszych laureatów m.in. Javier Marias i Fernando Aramburu).
Że jest nieźle, niech świadczy moje zaskoczenie. Najpierw gadałem na boku o Barysie, potem myślałem o Kotas, wpadł do głowy także Valter Hugo Lemos. Okazuje się, że ta napisana na jednym oddechu książka, oddycha na sto sposobów.
Po swojemu.
Jest opisem, wypisem ludzi umęczonych, strapionych, którzy nie mają czasu na wychowanie dzieci. Jedyną rzeczą, którą mogą dać potomstwu, jest posiłek.
A dzieci jedzenie lubią, ale nim wymiotują. Dostają rozwolnienia. Jedzenie jest pamiątką, którą chce się zatrzymać i natychmiast chce się jej pozbyć.
Pierwszoplanowy jest dotyk. Bliskość między porzuconymi dziesięciolatkami, które miotają się po dzielnicy. Uciekają, wracają, krzyczą, syczą, łuskają się, ocierają. Wpadają w seksualną wibrację!
Andrea Abreu z pomocą Agaty Ostrowskiej oddała nam książkę trudną, ale piękną. Bo ból, strata, cierpienie mają swoje odcienie.
Nie będę opisywał, rozpisywał fabuły, jednakże, gdy dziewczynki (główne bohaterki) biją się na pięści, to komu dopingujecie? Narratorce, a co Isorą? Dlaczego ona jest ta gorsza? W tej jednej scenie i w tych rozdziałach, które następują tuż po?!
Isora, ideał! Isora, diablica?!
Narratorka, autsajderka! Narratorka, tchórz?!
Nic się tu nie zgadza, wszystko tutaj pasuje do siebie.
Isora bez matki, z ciętą babką i ciotką. Narratorka z dobrą babcią, z zapracowanymi, nieobecnymi rodzicami. Każdy ma swoje role. Każdy coś gra. Na końcu przychodzi śmierć.
Bo klimat dla „Śmierci” jest tutaj wspaniały. Tak gęsto, tak dziwacznie pusto…
Isora, która urasta do miana (przez większość trwania narracji) złego dzieciaka, jest figurą, którą zajmujemy się od początku. Bo narratorka Isorę kocha, wielbi. Pragnie jej. Bo narratorka Isorę opisuje i przedstawia.
- Oto macie, oto patrzcie!
Andrea Abreu pisze na bezdechu. Łamie zasady ortografii. A wszystko po to i dlatego by zwiększyć emocjonalny obiór tej prozy.
Ale to nie jest sztuczka. To opisywanie historii prawdziwej, bo dlaczego nie mogła się wydarzyć?
Teneryfa to nie tylko cel wakacyjnych wojaży, ale miejsce codzienności setek tysięcy ludzi, których turyści nie zauważają, których pomijają, bo po co im Oni?!
Agata Ostrowska w sposób emocjonalny podsumowuje swoją pracę nad książką. Przekonuje nas do niej. To nie jest ekshibicjonizm, to jest otwartość, zwłaszcza że tłumaczka, bardzo żałuje, iż tej książki nie przeczyta jej zmarła matka.
Taką otwartość należy uszanować.
Pisarka nie napisała historii miłości – przyjaźni dwóch dziewczynek. To za proste przełożenie.
Punktem odniesienia nie jest wielka literatura liberyjska, lecz wszystko toczy się w malignie rozmów, fanzinów, kadrów z komiksów, dlatego nie dziwi podpisanie umowy na ekranizacje tej książki.
To są gotowe obrazy. Nawet wiadomo, kiedy należy zrobić cięcie, kiedy przyspieszyć i kiedy zwolnić. Jest jednak scena, która przeraża. To gwałt chłopca na narratorce.
Nie można tego wydarzenia nazwać „zbliżeniem seksualnym”, to jest gwałt.
Narratorka wtedy zostaje sama. Isora albo nie wie, albo nie chce wiedzieć, jak wielkie zło się wydarzyło. I zamiast rozmowy mamy agresję, bijatykę.
Nic nie jest dokończone, a tak wiele się zaczęło i nagle morze powiedziało: - Dość!
Sny i wyobrażenia stanowią ucieczkę dla lirycznego „ja”, ale zamiast krainy szczęśliwości, mamy apokalipsę. Mamy wybuch wulkanu, który trawi wszystko.
Ale przecież „WSZYSTKO” jest kolażem. Kolaż materii.
„Wszystko, co istnieje w czasie i przestrzeni, obiektywna rzeczywistość niezależna od świadomości”…
Faktura wizualna „Oślego brzucha” to coś, co najmocniej działa na czytelnika. Te opisy, wypisy. To niebo, ta sraczka, te wciąż obierane ziemniaki i tabun ludzi bez twarzy, którzy plotkują w małym sklepie babki Isory.
Nieustanne jedzenie, które ma zapewnić ciepło. Ma być substytutem dotyku. I te sączone trawy, łodygi, szczaw i wiele owoców i warzyw, które pojawiają się w jadłospisie.
Krajobraz samotności. Przestrzeń pełna niedopowiedzeń.
A jako dodatek stworzona sala komputerowa ze spoconym wciąż opiekunem, który chce mieć święty spokój. Dziewczynki jednak głównie Isora, szukają zabawy, serdeczności. Poufale walczą o siebie.
Wszystek po troszku trzeba spróbować. Po troszku się żyje, po troszku umiera.
I jeszcze scena, gdy narratorka poznaje inną dziewczynkę. Ta chce się bawić. Jednak ich spotkanie kończy się w lesie, w najbardziej oddalonym od dzielnicy. A tam zamiast odskoczni od kontaktów z Isorą, narratorka prosi i dostaje BÓL.
Bo udręka i przykrość to w pewien sposób synonimy relacji obu dziewczynek. Między słowami jest tyle niedopowiedzeń.
Szczęście nie skryło się w marzeniu o „zmniejszeniu żołądka”, to nie jest najważniejsze, by być szczupłą, piękną, powabną.
Dziesięciolatki wciąż szukają akceptacji. U innych i u siebie. A diety, które funduje zła babka, to tylko zły, zniekształcony lanszaft.
Isora jedząca przez tydzień zupę z cebuli wcale nie schudnie, ale pisarsko wybór niektórych potraw, przypraw, wypraw jest doskonały, lecz smutny.
Stwarza „lepsze” możliwości odbioru, gdy wpadamy w ocean alegorii i symboliki.
Nie mogę się nadziwić, że tak późno przeczytałem „Ośli brzuch”. To naprawdę świetna proza!
9/10
Trwa ładowanie...