Zegar

Obrazek posta
W najnowszym amerykańskim pakiecie pomocy wojskowej dla Ukrainy – o wartości ponad 2 mld dol. – znajdzie się amunicja GLSDB. To nic innego jak lotnicze bomby, doposażone w silniki rakietowe i nawigację satelitarną, dostosowane do wystrzeliwania z naziemnych wyrzutni Himars. Pociski GLSDB przenoszą 93-kilogramowe głowice odłamkowo-burzące i są piekielne precyzyjne (odchylenie od celu wynosi maksymalnie metr). Nad stosowaną dotychczas przez Ukraińców amunicją do himarsów mają zasadniczą przewagę – zasięg wynoszący nie 80 a 150 km.
 
Himarsy pojawiły się na ukraińskim froncie późną wiosną ub.r. i w kilka tygodni poturbowały rosyjską logistykę, co zmusiło agresorów do cofnięcia zaplecza na odległość 100 km. To z kolei przełożyło się na narastającą niewydolność zaopatrzenia, co było jednym z ważniejszych powodów jesiennej serii rosyjskich klęsk. Ponieważ pociski GLSDB polecą dalej, rosjanie stają przed widmem kompletnego paraliżu logistyki. Wyjaśnię to, przywołując fragment tekstu, który opublikowałem na początku stycznia:
 
 
Kremliny przeklinają więc Waszyngton, a ich propagandyści plują sobie w brody, bo poświęcili mnóstwo czasu na ostrzeganie Zachodu przed wysyłaniem samolotów bojowych do Ukrainy. USA niespecjalnie się groźbami przejęły, ale myśliwców jak na razie Ukraińcom odmawiają. Wyślą za to – niejako w zastępstwie – amunicję GLSDB, która wykona większość zadań przewidzianych dla lotnictwa. I zrobi to znacznie taniej, bez względu na warunki pogodowe, bez ryzyka utraty wartych majątek samolotów i cennych pilotów. Ale…
 
Ale pociski GLSDB nie trafią do Ukrainy z dnia na dzień. Bloomberg pisze nawet o trzech kwartałach, potrzebnych na wyprodukowanie niezbędnej ilości amunicji, której Amerykanom „na dziś” nie zbywa. To zapewne pesymistyczny scenariusz, lecz wiarygodność agencji każe na poważnie traktować obawy związane z terminowością dostaw. A to niejedyny problem. Obiecane Ukrainie abramsy mają pochodzić z linii fabrycznej, nie z zapasów, co również przekłada się na miesiące. Leopardy? Centrum, które szkoli naszych czołgistów, zapowiada skrócenie podstawowego kursu dla pancerniaków z Ukrainy z 10 do pięciu tygodni (pracę w nadgodzinach i w weekendy). Ale jeszcze trzeba zunifikować maszyny używane do tej pory przez kilka armii, no i podstawowe umiejętności załóg to nadal za mało, by mówić o skutecznym użyciu broni. Zgrywanie, szkolenie taktyczne z poziomu batalionu i brygady – na to także trzeba miesięcy.
 
A czasu Ukraina nie ma za wiele. Jak już pisałem, Moskwa przygotowuje się do kolejnej ofensywy. Testowanie ukraińskiej obrony trwa w wielu miejscach, trudno zatem wskazać, skąd konkretnie ta ofensywa wyjdzie i kiedy. Niewykluczone, że sami rosjanie jeszcze nie podjęli decyzji, które z kierunków będą maskirówką, a gdzie nastąpi zasadniczy atak. Że jest nieuchronny i nieodległy, twierdzą nie tylko ukraińskie, ale i zachodnie służby specjalne oraz rzesze niezależnych analityków. Wtórują im ukraińscy żołnierze, u których powszechne jest przekonanie, że „coś się szykuje”.
 
Są więc obiektywne powody dla sporej dawki fatalizmu. Sam wróciłem z Ukrainy z nieco wygaszonym optymizmem. Przerażony skalą destrukcji, jakiej poddano kraj. Ukraińcy są już wojną potwornie zmęczeni i widać to na każdym kroku. Ale daleko im do defetyzmu.
 
Ten tymczasem znów rozpanoszył się w europejskich mediach, także i u nas. Czytając różne analizy i komentarze, trudno oprzeć się wrażeniu, że gra właściwie jest już skończona. Że lada moment rosyjski miecz zdekapituje ukraińską głowę. Bo – to jeden z elementów wspólnych wielu materiałów – Ukraińcy przespali swoją szansę. Latem zeszłego roku przejęli inicjatywę na froncie i nie poszli za ciosem (nie wyzwolili kolejnych ziem), rosja tymczasem się pozbierała – przeprowadziła mobilizację i przestawiła gospodarkę na wojenne tryby.
 
Tak, ruskie jakoś się ogarnęły. Tak, próbują odzyskać inicjatywę. Nie, Ukraińcy niczego nie przespali – nie mieli dość sił, by kontynuować operacje kontrofensywne. Ale czasu nie zmarnowali. Szkolili ludzi, gromadzili zapasy, rozbudowywali linie obronne i dziś – mimo poniesionych strat i zużytych zasobów – ich armia jest lepiej przygotowana do odparcia ataków wroga niż w lutym 2022 roku. A rosjanie? Po prostu, będzie ich więcej (niż przed rokiem), za to na gorszym sprzęcie, bo lepszy wytracili. Jakościowo będą się dalej degradować, bo przemysł w realiach sankcji nie zapewni im odpowiedniej oferty. Na front trafiają właśnie czołgi z wojennej produkcji, pozbawione najwartościowszych komponentów w postaci zachodniej opto-elektroniki. Nowe, dużo, ale w bieda-wersji.
 
Kreml liczy, że masą rozstrzygnie tę wojnę. Zanim jakość w większej skali pojawi się na froncie.
 
Zegar tyka obu stronom…
-----
Nz. rosjanie tymczasem kontynuują terrorystyczne ataki rakietowe na obiekty cywilne. Dwa dni temu uderzyli w Kramatorsk.../fot. Центр стратегічних комунікацій та інформаційної безпеки
 
Ukraina Donbas Kreml defetyzm GLSDB wojna w ukrainie

Zobacz również

Indianie
Konsekwencja
Krótkowzroczność?

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...