Tworzenie bagaży

Obrazek posta

„Objawienie Bogini-Świni”, Marcin Czub. Wydawnictwo HA!ART., Kraków 2023.

6,5/10

Tak naprawdę to wszyscy ściągają od Mariana Pilota!

Na dwoje babka wróżyła, ale dziad (czyli ja) gapi się w sufit i pozostaje bezradny wobec takiego pisania.
„Objawienie Bogini-Świni” przeczytałem w dwie godziny. I było to niezwykle traumatyczne przeżycie.

Ale
po
kolei.
Może moja metryka powoduje, że książka wybudziła, a zarazem wynudziła mnie niebywale.
Efekciarstwo czystej wody.
Ale napisane tak, że chapeau bas. Fabuła otworzyła (też) wielką ranę mojego jestestwa.

Sztuka czytania to sztuka pamięci. Stworzyłem ZAMEK, w którym tkwią słowa, postaci, sny, zwierzęta, płacz dziecka i rechot dorosłego. Jest śmierć, jest szpula, a na niej nawinięta nić udawania życia.
W tym Zamku jest milion drzwi i kluczy tyle samo. Dlatego, gdy czytam, gdy Robert Rybicki okazuje swoje zdziwienie przechodzące w zachwyt, że podobnej prozy po polsku nie czytał, gdy ja to widzę, to zwyczajnie mówię bestialsko: - Dzieciaku, co ty wiesz o zabijaniu. (Pan Robert jest tylko pięć lat młodszy ode mnie, przepraszam zatem za te impertynencje).
Ale nie będę się czepiał Rybickiego, tylko Marcina Czuba. A może inaczej dokonam małej wiwisekcji korporacji (wydawnictwa) Ha!Art

Fakt pierwszy. Ha! Art często ryzykuje, bo wydaje fabuły, które innych nawet nie zainteresowały. I tak jest z polskim pisarstwem i z serią przekładów. Czytam wiele książek tej oficyny, bo wiem, że ZAWSZE coś się ze mną zadzieje. Narkotyczne wręcz przeżycie.

Fakt drugi. Marcin Czub napisał, a raczej popisał się koncepcją na książkę, która mogłaby się zrodzić jako pomysł w trakcie rozmowy w pubie. Sporo piwa, trochę towaru. Mnóstwo wariactwa.

 

Gdy miałem 17 lat (czyli już duży byłem) ojciec zaprowadził mnie na świniobicie. To jedno z najważniejszych wydarzeń mojego życia. Maciora dostała wielkim młotem w głowę (łeb). Potem wyciągarką podciągnięto ją pod sufit. Jeszcze kwiczała, płakała. Pan Klemens, miejscowy rzeźnik wsadził nóż w podgardle i rozciął ją. Byłem zafascynowany tym wydarzeniem, bo jeszcze tego samego dnia, jadłem okrasę, „krwawą” (tak na Kaszubach mówi się na wyśmienity salceson).
A potem przyszły sny. Świnia, która została zamordowana na moich oczach, wraca, powraca, zawraca. Dotyka czasami moich stóp, liże je… chociaż język podano w sosie chrzanowym. Czuję jej szczecinę.
Ezoteryka Marcina Czuba jest może i zabawna, ale ten śmiech mnie (po) prześladuję, boli. Wkurwia.

A Oni piszą, że „Objawienie Bogini-Świni” to oryginalna w treści i nowoczesna w stylu powieść o opętaniu młodego mężczyzny przez ducha świńskiego bóstwa. Absurdalny w zarysie pomysł zostaje opracowany z pełną powagą (choć język książki jest przepełniony humorem). Wrażenie robi nagromadzenie „świńskich” wątków w kulturze czy historii.

Ja mam swoją świnię. W Zamku Pamięci jest zamordowaną kobietą. Nawet ją nazwałem. Może infantylnie, ale jestem współwinnym morderstwa JAŚMINY.

Fakt trzeci. Ha! Art wydało kiedyś podobną Kingę. I ja JĄ wolę. Mowa o "Dropie". Natalka Suszczyńska LEPIEJ mnie przekonała, że z literaturą można zrobić wszystko (wiele).
O „Dropie” pisałem tak:
Pamiętacie „Delicatessen”, francuską czarną komedię z 1991 roku? Możecie nie pamiętać. Zatem w skrócie kilka kadrów: bieda, wszystko szare lub w kolorach żywności. A żywność to ludzkie mięso dozorcy zatrudnionego na krótki termin ważności. Każdy czeka na śmierć, każdy czeka na jedzenie. Ci, którym kanibalizm jest obcy, zajadają się ślimakami. Na śniadanie, obiad, kolację, a i na podwieczorek. Ile można?! Trzeba nam cynaderek, karkówki, wątróbki. Ale zabijanie tym razem nie wychodzi, a co gorsza, pojawia się coś tak dziwacznego, jak miłość i to ona bierze górę nad gorszącym konsumpcjonizmem.
Czy o tym są „Dropie”? Nie, ależ skąd. Ale poziom absurdu jest podobny.

Ogólnie „Dropie” (wtedy) skrytykowałem, ale opowieść dojrzała we mnie, podobnie jak śmierć Jaśminy!

Kolejny FAKT: „Berdyczów” i Marta Kozłowska. Rewelacyjna książka, którą Marcin Czub powinien deklamować przed lustrem, by zrozumieć, że robienie „sobie beki” jest może i fajne, ale jak w ogóle porównać te fabuły. „Berdyczów” jedna z książek 2022 roku, a „Bogini-Świni”, przestańmy sobie robić jaja!

Idźmy dalej: „Mambo Dżambo” i Ishmael Reed. To jest dopiero jazda. Marcin Czub nie jeździ w tej lidze.

Kolejny Dowód na moją złość, na moje niezrozumienie! Rok 2019 i „Dziwka” – Anna Mazurek. Kompozycja, przebiegłe roztargnienie śmierci, igranie z życiem. To jest TOP.
Wygląda na to, żer Marcin Czub zakpił z dobrego pisania, a ja przez to czytanie dostałem obuchem w (mój) łeb.

Cenię PRZEWROTNOŚĆ i tak w „Bogini-Świni” mamy jej całe klimatogramy. Jest pobudzenie, obudzenie, rozbudzenie. I powtarzam: - mnie to nudziło, ale wróciła Jaśmina i przez kilka dni byłem zupełnie wybity z rytmu.
Marcin Czub i mój ojciec. Oni to uczynili. Pan Klemens włożył tylko nóż, a krew leciała potokiem do wiadra, Była gorąca. Kobiety już czekałyby robić z niej (bardzo smaczną) „krwawą”.

Albo uznamy, że „Objawienie” jest ekologicznym manifestem, to mamy problem. Bo jest to zbyt płytkie. Ale jeśli dołączymy – włączymy się w narrację i np., gdy Klara odbiera telefon. Gdy dzwoni Mieczysław, ojciec Roberta.
Dziecięca ekspiacja powoduje, następuje, postępuje. Buzuje!  Dopasowujemy własnych Mieczysławów, osobistego Konstantego. Mieszamy sobie w głowie i zaczynają się intrygi. Manipulujemy czasem przeszłym. Tak. Marcin Czub zmanipulował czytelnika i gdy pada pytanie: - Czy słyszy pan głos, a Mieczysław zaprzecza, to wiemy, że to bujda na resorach.

Lub „Konsekwencje”. (Nina Weijers. Przełożyła Jadwiga Jędryas). Ha!Art wydało mnóstwo dziwnej prozy. W „Konsekwencjach” jest podobny zabieg jak u „Bogini-Świni” Otóż Bohaterka zamknięta w swojej powłoce szuka odpowiedzi, drąży świat sztuki i własnej przeszłości z ciągłymi odwołaniami do zdarzeń, które przytrafiły się (chyba) innym.

A zatem wyrok: Uważajcie na Marcina Czuba! Na Homera też!
Na co się mamy dręczyć? Próżne nasze smutki,
Żadne z nich dobre dla nas nie wynikną skutki.
Smutek dostali ludzie od bogów podziałem
Oni się tylko cieszą szczęściem doskonałem.
Dwoiste pod Zeusowym tronem jest naczynie:
Z jednego złe, z drugiego dobre dla nas płynie.
Czyje losy z obydwu naczyń Zeus miesza,
Tego na przemian smuci, na przemian pociesza

(Iliada)

ezoteryka powieść debiut Marcin Czub zwierzęta sny Wydawnictwo HA! ART inowacja Jarek Holden

Zobacz również

Dykteryjki odrzańskie
Paradoksy czeskiej gospody
„Wynoszę na śmietnik poojcowski zegarek”

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...