„Zsunęła się z krzesła. Ciennik” – Krzysztof Bielecki. Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2023.
9/10
Objawianie, aż chce się lecieć, polecieć, wylecieć, (zalecieć) w KOSMOS! A w tak zwanym między czacie umieranie i zmartwychwstanie. Jedno bez drugiego popsułoby opowieść.
Najlepiej napisana PO POLSKU KSIĄŻKA od… dawna.
„Zsunęła się z krzesła” – Matka, ale (do cholery!) nieistotne kto, sama frazeologia jest tak ujmująca, że książkę chce się przeczytać, jeść, połykać, chłonąć. Zatrzymać dla siebie.
A potem czytelnik nie ma już wyjścia. Wciągnęło mnie to czytanie do spodu.
Objawieniem jest „Zsunęła się z krzesła. Ciennik” Proza nie tyle dojrzała, ile kpiarska mając atrybuty smutku i radości i setek odwołań do współczesnej polskiej literatury.
Śmiałem się i płakałam, zastanawiając się, dlaczego dopiero trafiam na tego autora?!
Licho za mną chodziło od dwóch miesięcy. Jestem zbieraczem słów, a „Licho” jest tak brzydkie, tak piękne, że nie mogłem się oprzeć w poszukiwaniu synonimów. Nie będę ich wymieniał, bo mam dla Was „Objawienie”. Podobno najpierw powinien być kutnowski „Nóż", ale ja przygodę z pisarstwem Krzysztofa Bieleckiego zaczynam od fenomenalnej książki napisanej po polsku „Zsunęła się z krzesła".
Tytułowa ”ZSUNĘŁA SIĘ” to matka narratora, opowiadacza. Tytułowa ”ZSUNĘŁA SIĘ” to liczba.
Bo gdy ja wyrywam grzyba z leśnej ściółki, to robi to w tej chwili tysiące „grzybiarzy. Gdy całuję kobietę , to tych kobiet jest mnogo, tych ust jest bez liku. A może nie na NIC? Może systematyka zawodzi?
Licho przechodzi do przeszłości. Jest nim „Objawienie”.
Objawieniem jest „Zsunęła się z krzesła. Ciennik:”
Ilustracje, które dopełniają słowa, przypominają, a raczej reanimują Teatr Grotowskiego. To naciągane porównanie, ale — moim zdaniem dopuszczalne -.
A może przesadzam? A może autor żongluje słowami dla zwykłej blagi. Dla pokazania jak bardzo można bawić się językiem polskim.
W tym nieutworzeniu baśni, truizm goni... turpizm, banał wyprzedza peleton banałów. Ale jest poskładane tak, że nie drażni, acz wciąga czytelnika w głąb tych dwustu paru stron. Bo wszystko to już było, trochę inaczej, trochę poważniej, trochę śmieszniej, trochę smutniej…
„Epoka tanich wód kwiatowych”.
„Wstęga losu, Picasso wyprawiał z mamą cuda. Po operacji prawego biodra w 2008 w Otwocku, lewe, zawieszone w 1949 roku przez profesora Derę zaczęło – jak przewidywała nauka – wędrować w górę i „przewracać mamę na bok”.
Właśnie „na bok”.
Pisarz jest dla mnie perfekcjonistą języka. Bawi się nim, ale kontroluje rewolucje i ewolucje kolegów po piórze, których wymienia z nazwiska, np. Libich, Orzeł.
Autor opowiada historię miłości, straty, cienia. A jednak nieodzownie nawiązuje do tego, co się na arenie dzieje. A dzieje się sporo, bo wymienieni i skojarzeni są duchem tego pisarstwa. To jest opowieść podwójna Na wierzchu i dla rzeszy poetów i prozaików, błądzących od Kingi do Kingi.
„Święte osoby się palą”, jak również „Bo spalone jest niczym”.
Książka, która zasługuje na laury, ma w sobie wielokrotności. Tutaj metaforyka jest zwycięska i przegrana. Jednakże przegrana to nie błąd, to celowy wybór autora, Bo się TU słowem bawi, żongluję, kugluje i – co najważniejsze – wszystkie teatralne zabiegi ma pod kontrolką. Pond nadzorem.
Bo piszę pięknie, cudownie, przejmująco o Matce, ale czy „matka jest tylko jedna” – „Tylko Moja” — „Tylko Twoja”? Czy jest rodzicielką, a może umęczonym człowiekiem, dla której trzeba szukać nagrobnego kamienia?
Pisarstwem Krzysztofa Bieleckiego można jak ptactwem, zajmować się, karmić je i hołdować świergot.
Ale co powiecie na taki fragment:
„Święte osoby nie palą. A moja mama miała niejasną skłonność do palenia czegoś, co przeszło. Do stawiania na tym pieczęci z popiołu. Stawiania niczego na niczym. Bo spalone jest niczym. Wokół niczego obracało się parę rzeczy”.
Gdyby ożyć innej wersyfikacji, to czy nie mamy do czynienia z czystą, zajebistą, wieloraką poezją?
Ja — pisarstwem Krzysztofa Bieleckiego – się zachwycam. Bo żaden polski prozaik dawno mnie tak nie rozjuszył, wzruszył, poruszył.
Lećmy dalej – bez opowiadania (jak to robi większość, „pisząc” o książankach) – o fabule. Ona jest z pozoru przejmująca, wzruszająca, wiercąca i świdrująca. Mnie jednak obchodzi coś innego.
Na przykład to:
KONFLIKTY:, które przechodzą jakby niezauważalnie (początek rozdziału Cień trzeci):
„- W bramce?
- Bolesta.
W prawej obronie/
- Dziuba,Wójcicki, Wijas, Podsiadło
- W pomocy?
-Wraga Myśliński jako defensywnym Jaworski i Święty.
- W ataku?
- Karino i Dwadzieścia jeden milionów.
Mama pracowała w dziale rozliczeń „Społem”, a ja wchodziłem po schodach przy ul. Kilińskiego do tonącej w papierosowym dymie salce.
STOP!
Dla mnie to ustęp, który daje i oddaje. Zabiera i daje. Pragnienie i przeklina. Drużyna ŁKS? Matka...która stawia pieczątki z popiołu.
Ciągnie do matczynej uwagi. Ciągnie na boiska ligi.
***
„Wszystko to popiół i dym. Wszytko nam się tylko wydaje, bo tak wiele wydarza się naprawdę”.
***
A może ja idiocieje i w książce, gdzie bohater – to prawda kpi z literatury – cierpi, boleje, ginie w popiele?
***
Jednak gdy czytam takie zwroty -:wywroty: to wiem, że ta książka zasługuje na dostrzeżenie, docenienie, wycenienie. Bo:
:próbowaliśmy się bronić, a nie nie mieliśmy już rąk, by zasłonić oczy. Krzysio! Mama zaczęła wołać przerażona. Oczy! Mamo! Oczy! Krzyczałem. Trzymaj je. Niech mama je ściśnie czymś, nie wiem czym, ale czymś może się uda. Głową, czaszką, kością czołową! Bożę, ja kto było na biologii”.
Cytaty, których używam, są wyrwane z kontekstu, a jednak są budulcem całości; wyśmienitej prozy poetyckiej.
***
Tu się odbywa walka między narracją a literaturą i trudno mi zaklasyfikować ten sposób pisania, opowiadania Na pewno jest przemyślany, na pewno AUTOR proponuje, byśmy przez te kilkaset stron uważali. Bo sens jest wciąż, on nie umyka, on nie zmyka. On nie jest wytworem wyobraźni.
***
Pisarstwem Krzysztofa Bieleckiego można opisać nuty i grać i zadziwiać i wpadać „w wir ciemności”. A zewsząd I WOKÓŁ: DYM. A MOŻE tylko popiół wyobrażeń.
Warto, czytając prozę Krzysztofa Bieleckiego, sięgnąć (jednocześnie) po muzykę Hani Rani z jej ostatniej płyty „Dreamy”.
To się uzupełnia – dopełnia; to iskrzy!
***
Aby Was nie zanudzać moim umiłowaniem do książki – ciennnika, dziennika, wieloznacznego trenu, to jednak przytoczę notę Wydawcy:
Państwowy Instytut Wydawniczy: „Czy Krzysztof Bielecki poleciał z matką w kosmos? Oto tajemnica jego najnowszej powieści „Zsunęła się z krzesła. Ciennik”. Nawet wątki autobiograficzne czyta się z niedowierzaniem. Kosmos odsłania rzekę myśli, obrazów, lęków: wieczność prześladuje sekunda; ogrom rani drobiazg; człowiek potyka się o… nic. Zimna antyteza kładzie się cieniem na wszelkich porządkach świata. Opowieść niepokoi, dziwi, czasem bawi. Jest poruszającą historią zanikania. Nieograniczone przestrzenie języka żyją, umierają i znów żyją. Jak żyje, umiera i znów żyje matka autora”.
***
Czy TA MATKA jest Bolesna – Święta. Dla większości z nas przez pewien okres życia jest święta, z czasem staje się BOLESNA – PRZEKLĘTA – WYKLĘTA. A jednak wciąż za nią tęsknimy. Wciąż zabralibyśmy ją do Nibylandii, na drugą stronę „nieżycia”, do Nieba, w Kosmos.
Czytajcie „Zsunęła się z krzesła. Ciennik”. To jedna z najważniejszych książek, które przeczytałem tej jesieni, tego roku.
***
Krzysztof Bielecki (ur. 5 maja 1960 w Płocku) – polski prozaik.
Ukończył filologię polską na Uniwersytecie Łódzkim. Debiutował w 1980 r. na łamach miesięcznika „Nowy Wyraz” jako prozaik. Od lat publikuje w „Twórczości”. Laureat nagród literackich: im. Wyspiańskiego, Piętaka, Gall.
Trwa ładowanie...