„Czempionki”, Jovana Reisinger. Tłumaczenie: Zofia Sucharska. Wydawnictwo Marpress, Gdańsk 2023.
7/10
Drodzy Panowie; bierzcie się za bary z tym „wy-spalonym” pisaniem.
Czytam, bo traktuję ten proces jak spacer po lesie, jak oddychanie. Codziennie nowa niespodzianka. Nawet gdy świat jest bliski upadkowi, to literatura mnie ratuje. Najzabawniejsze (sic!) jest to, że tak wiele utworów jest… nieprzetłumaczalnych. Niby literki kleją się do siebie, ale całość narracji to erupcja lirycznego wulkanu. Coś się zapada pod ziemię, coś wylatuje kamieniami Ostro W Górę.
Panowie! Czytajcie „Czempionki”! Pastisz, a może pamflet? Kolorowy przegląd prasy pełnej stereotypów.
„Czempionki” przywiozłem z ubiegłorocznych sopockich targów książki, czyli dawno temu to było. Ale zawsze „coś było ważniejszego”, istotniejszego. Basta! Przepadam za gdańskim wydawnictwem MARPRESS.
Nie było książki, która by mnie zawiodła. Częściej było zaskoczenie. Częściej było „literackie przemienianie”.
Były bajki, były kopenhaskie opowiadania, duńskie sagi rodzinne czy?! No właśnie! Oto moja (okrojona) prywatna lista bestselerów Marpressu.
1. Ulica dzieciństwa. Tove Ditlevsen. Przekład Agata Lubowicka. Seria Bałtyk, Gdańsk 2021
2. Człowiek, który znał mowę węży. Andrus Kivirähk. Przełożyła Anna Michalczuk-Podlecki. Gdańsk 2021. Seria Bałtyk
3. Piękno ludu. Merete Pryds Helle. Tłumaczenie: Justyna Haber – Biały, Gdańsk 2022. Seria wydawnicza „Bałtyk”.
Jak w tym zestawieniu mają się „czempionki”? Nie mam pojęcia, bo to książka feministyczna, pobudzająca i rujnująca stereotypy.
Trochę to kalendarz, trochę pamiętnik, na pewno stronniczy przegląd prasy kolorowej.
Siedzę u dentysty. Czekam na swoją kolejkę o fryzjerki. Anturaż podobny. Na stolikach i pojemnikach na prasę, pełno kolorowych frontów. Uśmiechnięte lub zatroskane kobiety. Jest temat przewodni, są listy do redakcji i oczywiście propozycja prenumeraty elektronicznej. Na zdjęciach tęczowe uśmiechy, rzadko pochmurne „wykręty i skręty” twarzy. Więcej tutaj facetek, faceci raczej wypadają tutaj blado, chyba że są paprotkami swoich Pań!
Oczywiście przerysowuje, koloryzuje lub zniekształcam. A jest mi ten landszaft potrzebny, by streścić Wam prozę, która jest napisana sposobem. Prześmiewczo, a może łzawiej już nie można było?!
Czyta się to prędko. Dokładanie jak opowieści z żurnali. Nasze bohaterki są bardzo papierowe. Ich imiona to tytuły popularnych pism. Otóż: Gala, Joy, Marie Claire, Grazia. Tina, Olivia, Elle.
Losy bohaterek się przecinają, uzupełniają. Jak w telenoweli, jak na zebraniu redakcyjnym, na którym mamy giełdę tematów – kobiecych problemów. Niespełnienie, rozczarowanie, tajemniczość. Całkowicie świadomy wachlarz artykułów prasowych według zasady „Ctrl A, Ctrl C, Ctrl V”. To spłaszczony, uproszczony schemat.
Jovana Reisinger wpadła na pomysł „przepisania kolorowej prasy”, uznała, że to niezły pomysł na prześmiewcze opowiedzenie świata, w którym mężczyźni wiedzą więcej i lepiej. Pozornie. Bo prawda jest absolutnie inna. Bo jak Gala, Joy, Marie Claire, Grazia. Tina, Olivia, Elle rezonują w życiu praktycznym, prawdziwym? Wiele zależy od konstrukcji literackiej, spory wpływ ma kondycja pisarka. Bo z jednej strony (ona) kpi, a z drugiej – ubolewa nad brakiem refleksji, nad męskim szowinizmem i próbą dopasowania się bohaterek do „świata z punktu ksero”.
***
Jovana Reisinger — urodziła się w 1989 roku w Monachium, gdzie mieszka do dziś; dorastała w Austrii. Jest pisarką, felietonistką, filmowczynią i artystką wizualną. Jej filmy krótkometrażowe były pokazywane na licznych festiwalach w Niemczech oraz między innymi w Pekinie. Jest laureatką nagrody Bayern 2-Wortspiele za debiutancką powieść „Still halten” (2017). Za powieść „Czempionki” otrzymała nominację do Bawarskiej Nagrody Literackiej (2021).
***
„Czempionki” najlepiej czytać fragmentami. I nie nie biega mi o rozdziały, śródtytuły. W mojej lekturze skupiałem się na akapitach i niczym w mieszalni farb, niczym w korowej wycinance; wybierałem poszczególne domy, działki, makijaże, rozmowy telefoniczne, spacery z psem, wymuszone dialogi z Joy i ten wstrętny, przeszywający mizoginizm.
Oczywiście, że świat nie jest dwukolorowy. Czerń i biel, to tylko (i aż) odcienie. Szarość ewaluuje. Kolory łączą się w kropki. Kropki rozłączają się we wektory.
Auto-Oczekiwania. Roszczenia. Poranne espresso (koniecznie ze słodzikiem). Niewielki croissant. Przeglądanie Facebooka i Instagramu. Pozorne i pozorowane uczucie szczęścia. Tylko że tak wiele się TUTAJ rozchodzi, rozłazi, zniekształca.
Wydawca napomina, że to książka feministyczna. Czyżby? Może jest to (po prostu) rejestrator wstrząsów, zepsuty dyktafon, który „z pierwszej ręki” podaje nam, jak na tacy, wrzątek, zmarzliny. Żadnych stanów pośrednich. Albo gorąco, albo Grenlandia.
I w tej malignie codzienności dopada nas strona 217. Tytuł „Pożądanie”. Zaczyna się od „wulwy”, a kończy, morderczym libido.
Jovana Reisinger nie jest „słodką blondynką” (bardzo przepraszam, za tak idiotyczny skrótowiec). Ona tylko pozornie jest bezrefleksyjna. Ona nawet przez moment nie jest nudna. Przerysowanie to manifestacja sprzeciwu. Bardzo proszę, korzystajcie z takiego zestawu synonimów (jest niezbędny w trakcie czytania): kpina – parodia – przejaskrawienie – wykrzywienie – wypaczenie.
Stawiam pozornie idiotycznie pytanie, ale chcę, by wybrzmiało: - Czy taką książkę mógłby (powinien) napisać samiec? Wątpię, ale nie wykluczam!
„Samotny mężczyzna” -, zwłaszcza gdy dopada mnie rewelacyjny zestaw filmowo-literacki. „A Single Man” to jeden z moich ukochanych obrazów i naprawdę jestem w stanie sobie wyobrazić spisanie takiej historii w piśmie „dla panów”, a skoro tak, to „Czempionki” śmiało mówią, że „sperma działa wybielająco na zęby”.
Albo „Łykanie kolagenu w płynie” lub „Claudia NIE CHCE TAK ŻYĆ, bo… zwierzę wciąż ucieka”. Dalej: „kto chce dzisiaj zostać femme fatale”?
***
Czytałem książkę w podróży. Od gabinetu kosmetycznego po przychodnię stomatologiczną… Pewna Pani (naprawę miała na imię Sandra, jak była żona), zapytała, czy książka powiela stereotypy i pisze „byle jak” o kobietach?!
Byłem tak bardzo zaskoczony pytaniem, że odjęło mi mowę w gębie. Najpierw zacząłem się jąkać, a potem w konsternacji obserwowałem Sandrę. Wyjęła z torebki tom Hanny Samson.
- Czy pan wie, że „Wojna żeńsko-męska i przeciwko światu”, to świat bania-luków, ale dobrze się czyta?!
Zaskoczenie i przerażenie to emocje towarzyszyły moim mimicznym grymasom. Trochę zacząłem seplenić i pytaniem odpowiedziałem na pytanie:
- A czytała pani Małe zbrodnie małżeńskie?
- Éric-Emmanuel Schmitt?
- Tak.
- Straszna mizoginistyczna pierdoła! - orzekła pani Sandra.
Obiecuję, przyrzekam i zapewniam, że „Czempionki” nie są pierdołą! Jest dobrą puentą naszej codziennej ślepoty!
Otwórzcie oczy i czytajcie! Gorzka pigułka? Słodko-kwaśny sos, którego warto zasmakować.
Trwa ładowanie...