Chyba będę pierwszy
Choć to jest błahostka
W składaniu Ci wierszy
O własnych słabostkach
Może osąd to ostry
To na pierwszy rzut oka
Człowiekiem bezlitosnym
Którego się nie kocha
Wydawać Ci się mogę
Co też wtrąca mnie w trwogę
Jednak już na początku
Zażegnam wątpliwości
Czy wstępując do wrzątku
Mych własnych namiętności
Na uśmiech liczyć mogę
I twe słowa zachęty
Czy też przejdę pożogę
I zostanę wyklętym
Nie tonę w twych oczach
Nie chcę całować po skroniach
Nie chcę głaskać po włosach
Nie chcę pieścić po dłoniach
Nie śnię o gracji twych ruchów
Nie chcę zdzierać z cię ciuchów
Nie wzdycham za tobą tęsknie
Nie chcę całować namiętnie
Nie dążę do naszej zguby
Nie chcę być twym lubym
Jednak na tym się łapię
Że gdy przed siebie człapię
Myślę o twym uśmiechu
Obecności oddechu
Czegoś mi brakuje
Coś mnie w sercu kłuje
Jakieś moce nieczystości
Żądają twej bliskości
I wbrew sztuce konwenansu
Chcę skrócenia dystansu
I stojąc gdzieś z boku
Mieć Cię po trochu
Niecierpliwy lisek
_____
Minęła prawie dekada zanim napisałem następny po “Erotyk o brzuszku” wiersz. Nie miałem czasu na bycie poetą. Walka o zdrowie i życie moje i Mrokotka była ważniejsza. Tego wiersza też nie chciałem pisać.
Powstał on, gdy postanowiłem pójść na studia informatyczne, aby móc zarabiać więcej pieniędzy i możliwie pracować z domu, aby nie musieć się narażać na stres interakcji społecznych oraz, aby mieć zawsze jedno oko na Mrokotka.
Osobowość pogranicza jest bardzo przykrą przypadłością i często pomiędzy pierwszymi natrętnymi myślami a kolejną próbą samobójczą było zaledwie kilka godzin. Musiałem być pod ręką. Bałem się nie być. Bez niej to wszystko straciłoby sens.
Troszkę mnie stresowała perspektywa studiowania. Bałem się, że sobie nie dam rady, w końcu nie jestem aż tak sprytny, jak lubiłem o sobie myśleć. Udowodniono mi to już w UK. Dlatego na dwa tygodnie przed rozpoczęciem studiów zacząłem się sam uczyć C#, aby mieć troszkę łatwiej na start.
Okazało się, że przerobiłem dwa semestry materiału i nie mam co robić… Siebie przeceniłem, fakt, ale chyba jeszcze bardziej poziom trudności studiów.
Szybko jednak polubiłem bycie wśród ludzi. O swoich problemach oczywiście nikomu nie mówiłem, tylko o sukcesach, więc od razu wszyscy mieli mnie za człowieka sukcesu chyba. Dałem radę ich namówić na koło naukowe, aby się razem pobawić w tworzenie od podstaw cyfrowego komputera. Wiadomo: w grupie fajnie się bawi.
Pomagała mi bardzo sympatyczna Wyderka. Niesamowita dziewczyna. Razem zorganizowaliśmy koło na prawie cały rocznik studentów zaocznych, co zdumiało naszego opiekuna. Niestety: okazało się, że zamiast wspólnej nauki musiałem robić za wykładowcę, ale co tam. Też było fajnie.
Czułem się jednak jak oszust. W domu tragedia. Problem z alkohol. Próby samobójcze Mrokotka. A tu w garniaku wielce czcigodny Jarosław Zięba za wykładowcę robi. Komedia po prostu.
Byłem bardzo spięty grając swoją rolę modelu do naśladowania. Był dzień przed kolosami. Spotkanie koła, aby się razem przygotować.
Podszedłem do Wyderki. Rozmowa zeszła na planszówki, bo to ją bardzo interesowało i zawsze z takim ożywieniem o tym mówiła.
Ejtyś: Skoro lubisz planszówki to polecam Go. Moja ulubiona. Od dawna szukam kogoś, aby pograć, ale nikt się nie chce nauczyć… Może tobie się spodoba.
Wyderka: Skoro mówisz, że fajne, to się mogę dla ciebie nauczyć.
Ejtyś: !!! Chyba się w tobie zakochałem. Jesteś aniołem…
Wypaliłem zanim zrozumiałem, co mówię. Jej prostolinijna serdeczność po prostu zbiła mnie z tropu. Oczekiwałem oporu. “Ech, pewnie badziewie skoro ci się podoba.” A nie “Dla ciebie w ciemno to zrobię.” Nie miałem na taką reakcję gotowej odpowiedzi, więc po prostu wypowiedziałem myśli nagłoś, zamiast przygotowaną odpowiedź.
Udało mi się to chyba obrócić w żart, ale tej nocy się nie uczyłem do kolosa. Pisałem wiersz. Po raz pierwszy od lat. Nie wiedziałem, co czuję. Co mam prawo czuć. Zszokowany byłem tym, że czuję…
Ale jakoś nie chciałem jej rozbierać. Chciałem tylko cieszyć się tą serdecznością. To nie była chyba moja Zosia z Pana Tadeusza. Tylko moja “Niepewność”.
Pokochałem ją całym sercem i tylko sercem. Było to najpiękniejsze i najbardziej platoniczne uczucie w moim życiu. Nie wiedziałem, że tak potrafię nawet. Był to szok poznawczy. Doświadczenie burzące cały mój światopogląd. To przecież nie powinno być możliwe...
Szkoda, że nikt mi nie pokazał nigdy, jak powinien się zachowywać przyjaciel. Może wtedy miałbym pierwszego członka załogi? Marzyłem, aby to ona wyszukiwała literówek w moich pracach przed publikacją. Tak pięknie się razem pracowało nad tekstami dla naszego koła naukowego.
Niestety. Powierzyła mi w opiekę swoją przyjaciółkę, która miała problemy podobne do Mrokotka. W Żabci już się zakochałem w klasycznym sensie. I zgłupiałem totalnie.
La viva Esperanto!
Niech żyje nadzieja i ci ją jeszcze posiadający!
Jarosław “Ejtyś” Zięba
Trwa ładowanie...