(Fot. flickr.com)
Papież Aleksander VI, czyli osławiony Rodrigo Borgia, napisał traktat będący wynikiem negocjacji między władcami obu krajów, wyznaczając linie podziału nowo odkrytych części świata. Został on uzupełniony o traktat w Saragossie, doprecyzowujący wcześniejsze ustalenia. Cały Nowy Świat należał do Półwyspu Iberyjskiego. Dzisiaj trudno wyobrazić sobie małą Portugalię czy średniaka Hiszpanię jako imperia. Był to moment, w którym dokonał się podział stref wpływów i powstało szereg asymetrii, które ostatecznie doprowadziły do upadku i marginalizacji państw Półwyspu Iberyjskiego. Chciałbym przedstawić ten proces, gdyż dostrzegam szereg analogii do niego w mechanizmie obecnego kryzysu na linii USA – Chiny.
XVI wiek w historiografii hiszpańskiej zwany jest złotym wiekiem Hiszpanii. Rządzona przez Habsburgów Hiszpania obejmowała swym zasięgiem tereny od Argentyny przez Amerykę Środkową i Północną po Niderlandy.
Paliwem dla kolejnych wojen i rozszerzania wpływów politycznych było złoto i srebro dostarczane z Nowego Świata rozbudowaną do tego celu flotą galeonów. Innymi słowy, nieograniczona, jak na tamte czasy, podaż pieniądza. To pozorne bogactwo doprowadziło z czasem do procesu, którego finałem była klęska Hiszpanów w bitwie morskiej z Anglikami pod Gravelines w 1588 roku.
Zanim jednak do tego doszło, miały miejsce procesy, do których analogię możemy dostrzec w obecnych czasach. Przede wszystkim Hiszpanie zaczęli się niezwykle szybko bogacić, niestety ich gospodarka nie nadążała z zaspokajaniem popytu. Nastąpiła potężna asymetria między bazą kapitałową a realnymi możliwościami gospodarki, co doprowadziło do narastającej inflacji i poszukiwania towarów na rynkach zagranicznych. Na ten głód towarów w pierwszej kolejności odpowiedziały miasta Niderlandów, kontrolowane cały czas przez Hiszpanów. Tu jednak napływ gotówki skorelowany był z dynamicznie rosnącą bazą produkcyjną. Inaczej niż Hiszpanie, niderlandzkie miasta musiały rozwinąć produkcję, która równoważyła napływ złota. Innymi słowy, złoto miało pokrycie w produkcji.
Olbrzymi napływ kapitału do miast niderlandzkich i potężny rozwój gospodarczy tamtego regionu bardzo szybko doprowadziły do próby wyrwania się spod władztwa hiszpańskiego. W roku 1566 w Niderlandach wybucha powstanie, które król Hiszpanii zamierza stłumić zbrojnie. Działania wojenne wykazały całą brutalność oderwania bazy kapitałowej od bazy produkcyjnej. Mimo olbrzymiego napływu złota i srebra z amerykańskich kolonii do Hiszpanii okazało się, że gdy zostały zerwane przepływy kapitałowo-towarowe z miastami Niderlandów, pieniądz ten okazał się jedynie narzędziem generującym inflację. Wobec niemożności utrzymania 80-tysięcznej armii i floty 300 okrętów w 1576 roku Hiszpania ogłasza bankructwo. W 1581 roku siedem zbuntowanych prowincji detronizuje króla Hiszpanii Filipa II i ogłasza suwerenność. Powstaje Republika Zjednoczonych Prowincji.
Widząc słabość hiszpańskiego imperium, królowa brytyjska Elżbieta I udziela wsparcia Zjednoczonym Prowincjom i wysyła na morze Francisa Drake’a, by zaatakował Kadyks i kontynuował swoją działalność korsarską przeciwko hiszpańskim galeonom.
Hiszpania postanowiła odpowiedzieć. Do wojny o hegemonię rzuciła całą swoja potęgę. Bitwa morska miała skruszyć brytyjską flotę, a desant najlepszej w ówczesnej Europie piechoty – hiszpańskiej tercios miał zmiażdżyć średniej jakości siły lądowe Wielkiej Brytanii. Problem był jednak taki, że Wielka Brytania miała walczyć na swoich wodach, blisko swojego lądu, a Wielka Armada musiała pokonać 1200 km i operować z dala od swoich terenów. Ostatecznie w 1588 roku połączone siły Wielkiej Brytanii i Zjednoczonych Prowincji rozbiły Wielką Armadę w bitwie morskiej pod Gravelines.
Hiszpania nie przegrała jednak swojej hegemonii pod Gravelines. To był tylko finalny akt. Hiszpania przegrała u szczytu swojej potęgi, gdy delegowała bazę produkcyjną poza swoje terytorium, skupiając się na ekspedycyjnym powiększaniu swojej władczości.
Ku rozwadze
Gdy pierwszy raz USA uruchomiły dodruk dolara, przed oczami stanęły mi kolejne floty galeonów zalewające Hiszpanię złotem i srebrem. Bardzo szybko okazało się, że oczyszczona ze środków produkcji gospodarka amerykańska nie jest w stanie obsłużyć podaży waluty i siłą rzeczy olbrzymia jej ilość ucieka do bazy produkcyjnej Chin, tworząc olbrzymie deficyty handlowe, co jeszcze bardzie wzmacnia gospodarkę Państwa Środka. USA wpadły w pułapkę polegającą na tym, że jakiekolwiek wojenne próby rozwiązania tej asymetrii spowodowałyby oderwanie chińskiej bazy produkcyjnej od stale dodrukowywanego amerykańskiego dolara, którego nadpodaż wywołałaby niekontrolowaną inflację i spadek siły nabywczej tej waluty. Próbką tej inflacji jest efekt wojny handlowej, jaką USA wypowiedziały Chinom. Wynikiem tej wojny jest nie tylko inflacja amerykańskiego dolara, ale również dalszy wzrost deficytu handlowego oraz olbrzymie kłopoty amerykańskiej gospodarki wynikające z problemów z dostarczaniem komponentów do tamtejszej produkcji. Eskalowanie konfliktu USA – Chiny do poziomu wojny kinetycznej doprowadziłoby do całkowitego zerwania przepływów USA – Chiny i oderwania dolara od najważniejszego zewnętrznego komponentu bazy produkcyjnej, co z kolei mogłoby dramatycznie zwiększyć inflację i spowodować kłopot z utrzymaniem własnego kompleksu wojskowego. Wojna u wybrzeży Chin o Tajwan mogłaby być ostatnim aktem amerykańskiej potęgi.
Czas pokaże, czy USA pójdą drogą pierwszego imperium morskiego Europy.
Autor
Krzysztof Pędziszewski
Doktor nauk społecznych, magister historii.
Trwa ładowanie...