Wojna w roku 2076 (fragment zakończenia książki „Wojna w kosmosie. Przewrót w geopolityce”)

Obrazek posta

Wczesny majowy świt pamiętnego dnia roku 2076 w bazie Sił Powietrznych USA Andersen na wyspie Guam był po prostu zjawiskowy. Rześkie poranne powietrze przyjemnie współgrało ze słońcem, które z gracją wschodziło z błękitnych fal zachodniego Pacyfiku, by majestatycznie wznieść się ponad wulkaniczne skały i bujną zieleń małej wyspy pośrodku wielkiego oceanu.

Wyspa gościła budynki, pasy startowe i całą niezbędną infrastrukturę dla wojska amerykańskiego. Dochodziły do tego ogromne składy magazynowe, gdzie trzymano uzbrojenie, amunicję, akumulatory, paliwo i materiały pędne oraz wszelakie części zamienne. Po drugiej stronie wyspy znajdował się nowoczesny port wojenny Apra z długimi pirsami dla nuklearnych okrętów podwodnych oraz specjalnymi kompaktowymi schronami dla licznych bezzałogowych morskich platform bojowych, których podstawowym zadaniem były operacje autonomiczne.

Systemy bezzałogowe stały się podstawą działań US Navy już od około 30 lat. Patrole morskie realizowane przez zautomatyzowane platformy-roboty, nieustannie wspierane przez powietrzne roje dronów przeróżnych rodzajów, rozmiarów i z wszechstronnym zakresem zastosowań, stały się na tych wodach rutynowym rodzajem działań wojskowych, które prowadzono w bezpośredniej przecież bliskości potężnego wroga, nieustannie czającego się w pobliżu.

Legendarna koncepcja operacyjna „rozproszonej śmiercionośności”, w której nawodne, podwodne i powietrzne systemy bezzałogowe odgrywały przewodnią rolę, stała się dominująca w operacjach amerykańskiej marynarki wojennej na zachodnim Pacyfiku, tworząc gęstą siatkę sensorów i efektorów bojowych, z których każdy mógł być w razie potrzeby zastąpiony przez inny, a jednocześnie każdy mógł wykonać samodzielnie powierzone zadanie w razie utraty łączności z innymi, tworząc pomiędzy platformami spójny system połączony technologiami komunikacyjno-informatycznymi. Na tym właśnie polegało znacznie systemu. Rozproszony i jednocześnie łączący sensory i efektory system miał za zadanie skutecznie zniechęcić Chińczyków do swobodnego zapuszczania się na otwarty Pacyfik poza pierwszy łańcuch wysp. Położona w centrum drugiego łańcucha wyspa Guam stanowiła najważniejszy zawias obrony USA w przypadku sytuacji wymagającej działań przeciwko bardzo groźnemu przeciwnikowi, jakim były siły zbrojne Chin.

W związku z tym Guam od ponad 50 lat, czyli od kiedy rozpoczęła się ostra rywalizacja geopolityczna między Stanami Zjednoczonymi a Chinami, stał się głównym miejscem stacjonowania operatorów systemów bezzałogowych i samych platform, z całym zapleczem logistycznym i centrami dowodzenia i łączności, co w amerykańskim żargonie wojskowym nazywano C2 (Control, Command) lub w C4ISR (Command, Control, Communications, Computers, Intelligence, Surveillance and Reconnaissance). Już szóstą dekadę Guam był też kluczowym punktem przeładunkowym dla rotacji oddziałów sił specjalnych, wojsk lądowych, a także przerzutu personelu pozawojskowego, który się pojawił w dużej liczbie wraz z rozwojem platform bezzałogowych oraz technologii sztucznej inteligencji, która pomagała spiąć działanie w ramach „rozproszonej śmiercionośności”.

Po drugiej stronie wyspy znajdowały się systemy krytyczne dla nowoczesnej wojny, w szczególności te odpowiadające za bitwę zwiadowczą (rozstrzygającą na polu walki, na którym posiadanie prawdziwych i wiarygodnych informacji szybciej od przeciwnika przesądza o zwycięstwie ), ukryte blisko szczytu góry Lamlam. Wystająca mniej więcej 400 metrów powyżej poziomu oceanu była w istocie tylko samym czubkiem przeogromnego szczytu podwodnego wrastającego swoim masywem pod wodę 12 tysięcy metrów niżej z dna Rowu Mariańskiego. Co przesądzało, o czym większość ludzi nie miało pojęcia, że Lamlam był w istocie najwyższym szczytem na Ziemi, nawet jeśli ukrytym prawie w całości pod wodami Oceanu Spokojnego. Gdyby Mount Everest stał w tym miejscu na dnie Rowu Mariańskiego, wciąż byłby jakieś 2 tysiące metrów pod powierzchnią wody.

Na podejściu pod sam wierzchołek góry, gdzie teren pokryty dżunglą na południowym skraju wyspy jest wyjątkowo niedogodny do poruszania się, znajdowało się starannie ukryte przed wścibskimi oczami ściśle tajne centrum dowodzenia i komunikacji dalekiego zasięgu siłami kosmicznymi i ziemskimi. Jedynym znakiem wojskowej obecności były równie starannie zamaskowane dysze radarów i anteny wystające w stronę nieba – by bez zakłóceń przekazywać wiązki komunikacji elektromagnetycznej i kwantowej na zachód – do podobnego centrum w Pine Gap w Australii, na wschód – w kierunku bazy Kaena Point Satellite na Oahu na Hawajach, jak również do bliźniaczych stacji dowodzenia w Yokosuce w Japonii i na Aleutach, na północy Pacyfiku. Te bazy odpowiadały za dalsze przekazywanie wiązek danych i informacji do innych centrów dowodzenia i komunikacji rozproszonych po na całym świecie.

Stacja nasłuchowa rozpoznania kosmicznego na Hawajach na Oahu była najważniejszym elementem kontroli sił kosmicznych i monitorowania świadomości sytuacyjnej w przestrzeni kosmicznej. Odpowiadała za śledzenie satelitów na orbitach, identyfikację statków kosmicznych swój-obcy, odbieranie i przekazywanie danych z powierzchni Ziemi poza atmosferę ziemską oraz za odbieranie w drugą stronę komunikacji z kosmosu. Czyli w żargonie kosmicznym – za uplink i downlink. Innymi słowy, odpowiadała za kontrolę satelitów i statków kosmicznych poprzez synchronizację działań i poleceń z licznych rozproszonych centrów dowodzenia i komunikacji na Ziemi.

Wszystkie wspominane centra zostały bezpośrednio wkomponowane w umieszczony w kosmosie (z tego Amerykanie byli bardzo dumni) system zwany Brilliant Diamonds (z grubsza tłumacząc: Genialne Diamenty), na który składały się konstelacje uzupełniających się wzajemnie satelitów umieszczonych przede wszystkim na niskich i średnich orbitach okołoziemskich, oraz, choć w mniejszym zakresie, na orbicie geostacjonarnej. System Brilliant Diamonds uzyskał pełną zdolność operacyjną jeszcze w roku 2058. Jego zadaniem było monitorowanie wszystkich interakcji pomiędzy platformami bojowymi, efektorami i sensorami zarówno na Ziemi, jak i w kosmosie oraz ich zgranie w razie konfliktu. System nie był obsługiwany przez ludzki personel – rozbudowana sztuczna inteligencja zastępowała ludzi, przetwarzając dane znacznie szybciej niż oni, co już od jakiegoś czasu było niezbędne dla osiągania błyskawicznej reakcji zarówno na ziemskim polu bitwy, jak i w razie starć w przestrzeni kosmicznej. Pomimo szybkości, jaką zapewniała technologia, wszystkie decyzje sztucznej inteligencji podlegały nadzorowi (i mogły być unieważnione lub zmienione) przez ludzki personel wojskowy przebywający na specjalnych stacjach kosmicznych orbitujących wokół Ziemi na orbicie geostacjonarnej, nazywanych nieoficjalnie w amerykańskich siłach kosmicznych gwiazdami bojowymi.

System stał się jeszcze bardziej istotny po tym, gdy w roku 2061 ujawniono, że Genialne Diamenty mają na wyposażeniu potężne działa laserowe, których zadaniem było niszczenie wrogich manewrujących pocisków hipersonicznych, które poruszając się z prędkością do 25 machów, nie opuszczają atmosfery ziemskiej. Lecąc z taką prędkością, często nisko nad powierzchnią planety, i intensywnie manewrując, stały się potężną i skuteczną bronią, której nie mogły wykryć i śledzić zlokalizowane na Ziemi radarowe systemy wykrywania i niszczenia pocisków. Gwiazdy bojowe umiejscowione były powyżej Ziemi w kilku kluczowych miejscach na geostacjonarnej orbicie, nad miejscami, gdzie na Ziemi mogło dojść do konfliktów, czyli odpowiednio, by kontrolować z wysokości (niczym z wyniosłości nad polem bitwy) ziemskie i orbitalne pole bitwy.

Port morski i lotnisko na Guamie umożliwiały działania okrętom podwodnym na całym zachodnim Pacyfiku, jak również zapewniały logistykę różnorakim platformom powietrznym, w tym jeszcze wciąż pozostającym w służbie starym bombowcom strategicznym B-21 (późniejsze wersje). Przede wszystkim zaś pasy startowe i urządzenia lotniska zapewniały stosowną infrastrukturę dla działań floty dronów bojowych różnych klas, które nieustannie patrolowały bezmiar Pacyfiku, upewniając się, że Chińczycy nie uzyskają chociażby lokalnej przewagi w nowoczesnej bitwie zwiadowczej w tym kluczowym przecież miejscu świata, gdzie równowaga między supermocarstwami była nieustannie testowana.

Ewolucja pola walki i zmieniający się charakter konfrontacji wojskowej pomiędzy USA i Chinami powodowały, że w razie utraty Guamu lub zrolowania świadomości sytuacyjnej na Pacyfiku wskutek utraty kontroli nad infrastrukturą wojskową na wyspie amerykańskie zdolności wojskowe w tym regionie zostałyby obezwładnione. Po czymś takim trudno byłoby się rozeznać, co się właściwie dzieje na wielkim obszarze między Hawajami a Szanghajem. Dlatego personel amerykański na Guamie pozostawał w stanie pełnej gotowości bojowej nieprzerwanie od Wielkiej Wojny o Tajwan z roku 2032, po której nastąpiła jeszcze seria starć na morzu i w powietrzu zwanych potem zbiorczo w historiografii Wojną Nerwów. Wybuchały one kolejno jedna po drugiej w ciągu drugiej połowy lat 30. i całą dekadę lat 40.

Co do zasady sytuacja strategiczna nie poprawiła się aż do pamiętnego majowego poranka roku 2076 i krucha równowaga pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Chinami mogła zostać w każdej chwili zachwiana, doprowadzając do otwartej wojny. Światowa opinia publiczna była bardzo niespokojna, jak to bywa w czasach walki o hegemonię. Nazwała ten długi okres „gorącym pokojem”.

Nic niestety nie zapowiadało, żeby krucha równowaga strategiczna umożliwiła ustabilizowanie systemu międzynarodowego, tak by oba supermocarstwa miały interes w uniknięciu za wszelką cenę wojny systemowej. A to zwykło cechować stabilny system międzynarodowy, który mógłby zapewnić światu pokój. W rzeczy samej codzienna rzeczywistość była zaprzeczeniem tego dążenia. Chybotliwy rozejm nader często przeradzał się w serię kryzysów uruchamianych przez wciąż pojawiające się incydenty, które szybko eskalowały do zbrojnej konfrontacji, polegającej przede wszystkim na pojedynczych walkach platform bezzałogowych, gdzie straty w ludziach były sporadyczne. Zresztą coraz rzadziej do nich dochodziło ze względu na postępującą robotyzację pola walki. Zatem zważywszy, że ofiarami Wojny Nerwów były zazwyczaj jedynie roboty i bezzałogowe platformy, politycy umieli powstrzymać eskalację, kontrolując działania wojskowe i z drugiej strony zarządzając emocjami krajowej opinii publicznej, które nie przekraczały bezpiecznego poziomu.

Z kolei cyberwojna i pojedynki w ramach wojny nawigacyjnej – czyli pojedynki w spektrum elektromagnetycznym i komunikacji kwantowej – trwały właściwie bez przerwy. Biorąc to wszystko pod uwagę, trzeba przyznać, że systemy zautomatyzowane, roboty i platformy bezzałogowe ogromnie przysłużyły się temu, by nie został przekroczony próg otwartej wojny pomiędzy dwoma supermocarstwami. Konflikt w szarej strefie poniżej progu stał się już taką rutyną, że świat się do niego przyzwyczaił. Mimo to sprzęt wojskowy był jednak niszczony. Co jakiś czas zdarzało się też, że umierali ludzie. Taka była codzienność „gorącego pokoju”.

 

Autor

Jacek Bartosiak

Założyciel i właściciel Strategy&Future, autor książek „Pacyfik i Eurazja. O wojnie”, wydanej w 2016 roku, traktującej o nadchodzącej rywalizacji wielkich mocarstw w Eurazji i o potencjalnej wojnie na zachodnim Pacyfiku, „Rzeczpospolita między lądem a morzem. O wojnie i pokoju”, wydanej w 2018 roku, i „Przeszłość jest prologiem" z roku 2019.

 

Jacek Bartosiak ANW Chiny Książki Pacyfik Technologie USA Wojsko zagraniczne

Zobacz również

O co chodzi ze zjawiskiem senility. Czyli dalsza opowieść o Armii Nowego Wzoru. Część 2 (f...
O co chodzi ze zjawiskiem senility, czyli dalsza opowieść o Armii Nowego Wzoru. Część 1 (f...
AUKUS a sprawa polska

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...