(Fot. kremlin.ru)
Zatrzymanie na Białorusi 33 mężczyzn, a potem jeszcze jednego, którzy, jak poinformował szef miejscowego KGB Waleryj Wakulczyk, należą do rosyjskiej Grupy Wagnera, uruchomiło spiralę zdarzeń, które w konsekwencji mogą gruntownie zmienić sytuację w regionie, tym bardziej że zbiegło się to w czasie, być może przypadkowo, ale być może nie, z kilkoma istotnymi wydarzeniami dyplomatycznymi. Sprawa jest, jak to się mówi, rozwojowa, nie tylko dlatego, że na terenie Białorusi ma nadal przebywać, jak powiedział sekretarz Rady Bezpieczeństwa Andriej Rawkow, jeszcze 170 przybyłych z Rosji dywersantów (zatrzymani to snajperzy, specjaliści IT oraz eksperci w zakresie ładunków wybuchowych), a dwie kolejne grupy czekają po drugiej stronie granicy białorusko-rosyjskiej, jedna pod Pskowem, a druga pod Newlem. Chodzi również o to, że obydwie strony, Moskwa i Mińsk, formułują publicznie odmienne stanowiska i oceny tego, co się stało.
Rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow powiedział agencjom, że zatrzymani na Białorusi obywatele Rosji nie złamali prawa, należy zatem niezwłocznie ich wypuścić. Z podobnym stanowiskiem wystąpił też oficjalnie rosyjski MSZ. Warto odnotować także, że Władimir Putin zwołał w tej kwestii posiedzenie rosyjskiej Rady Bezpieczeństwa, po którym również pojawił się komunikat, iż Moskwa oczekuje niezwłocznego uwolnienia zatrzymanych. Z kolei rosyjski ambasador w Mińsku Dmitrij Mieziencew w innym publicznym wystąpieniu, które, jak można przypuszczać, było odpowiedzią na oficjalną notę białoruskiego MSZ-u z prośbą o wyjaśnienie powodów, dla których rosyjscy obywatele zatrzymani pod Mińskiem znajdowali się na terenie Białorusi, argumentował, że aresztowani Rosjanie byli pracownikami jednej z firm ochroniarskich i udawali się tranzytem przez Mińsk do innego kraju, a ich pobyt na terenie Białorusi jest konsekwencją faktu spóźnienia się na samolot.
W białoruskich mediach już ujawniono pierwsze efekty śledztwa, które przeczą tej wersji. Wydaje się zatem, że mamy do czynienia z „kontrolowanym przeciekiem”, czemu towarzyszą oficjalne komentarze śledczych kwestionujących narrację Moskwy. Ujawniono m.in., że hotel w Mińsku, w którym na pierwszą noc zatrzymali się wagnerowcy, został zarezerwowany 24 lipca, czyli zanim jeszcze przybyli oni do Mińska, a korespondencja z sanatorium, w którym ich ostatecznie zatrzymano, była prowadzona jeszcze wcześniej. Dowodem na to, że wagnerowcy nie mieli zamiaru nigdzie lecieć, jest też to, że mimo spóźnienia się na lot 25 lipca nie wylecieli oni żadnym z czterech innych samolotów, które udawały się z Mińska do Turcji między tą datą a dniem zatrzymania. Kierowca, który wiózł ich od rosyjskiej granicy, również zeznał, że powodem spóźnienia były problemy „po stronie” rosyjskiej. Aleksandr Toszczenko, ekspert ds. bezpieczeństwa, powiedział dziennikowi wydawanemu przez administrację prezydenta Białorusi „Biełaruś Siehodnia”, że zadaniem zatrzymanych było „odwrócenie uwagi” i dlatego grupa mężczyzn w strojach przypominających uniformy polowe zatrzymała się demonstracyjnie w hotelu. Innymi słowy, mamy do czynienia z toczonym już na poziomie dyplomatycznym sporem, a przynajmniej dyskusją, między Moskwą a Mińskiem co do natury „wizyty” wagnerowców na Białorusi.
Obserwatorzy zwrócili uwagę, że początkowo, mimo zwołania Rady Bezpieczeństwa, Łukaszenka, znany ze swych emocjonalnych wystąpień, odnosił się do Rosji w tonie dość koncyliacyjnym, mówiąc, że „jeśli są winni, musimy wyjść z tej sytuacji z godnością. Jeśli niewinni – cóż, nie mamy powodów, aby zdyskredytować kraj, który jest nam bliski”. Niemniej jednak cała sprawa ma potencjał eskalacji w związku z już podjętymi działaniami oraz z tym, co może się stać w najbliższym czasie. Federacja Rosyjska jednostronnie rozpoczęła nasilone kontrole na granicy z Białorusią, zbierając dane przekraczających ją osób, co już doprowadziło do zakłóceń komunikacyjnych, ale winno być traktowane w kategoriach „ostrzeżenia” pod adresem Mińska. Kolejną płaszczyzną sporu może być wystąpienie Ukrainy, i reakcja na nie Mińska, dotyczące ekstradycji 28 z grupy zatrzymanych, którzy są poszukiwani przez Kijów w związku z uczestnictwem w wojnie na wschodzie Ukrainy po stronie separatystycznych „republik ludowych”.
Warto też pokusić się o odpowiedź na pytanie, w jaki sposób władze w Mińsku mogą chcieć wykorzystać historię z wagnerowcami w związku ze zbliżającymi się wyborami. W tym kontekście warto zwrócić uwagę na dwie sprawy. Tego samego dnia zatrzymano mającego obywatelstwo amerykańskie znanego rosyjskiego polittechnologa Witalija Szklarowa. Pikanterii faktowi aresztowania dodaje fakt, że najprawdopodobniej miał on amerykański paszport dyplomatyczny, jako że jego żona jest współpracownicą placówki dyplomatycznej Stanów Zjednoczonych w Kijowie. Jak się w białoruskich mediach spekuluje, powodem zatrzymania Szklarowa, który konsultował strony internetowe znajdującego się w więzieniu Siarhieja Cichanouskiego, męża Swietłany, głównej obecnie rywalki Łukaszenki w wyborach prezydenckich, może być chęć wykreowania teorii, iż jest on „moskiewskim namiestnikiem” pociągającym za sznurki w kampanii wyborczej.
W wydanym następnego dnia oświadczeniu białoruski Komitet Śledczy poinformował też, że rozszerza zarzuty, które przedstawił Cichanouskiemu. Obecnie oskarżony on będzie o „przygotowywanie zamieszek na masową skalę”. Jednocześnie śledczy łączą zatrzymanych wagnerowców z działalnością popularnego blogera, co świadczyć może o tym, iż przygotowywany jest wariant „wielkiego spisku”, w który zaangażowani mieliby być, oprócz osób już aresztowanych, również przedstawiciele zjednoczonych sztabów i sama Swietłana Cichanouska. W ostateczności może to nawet doprowadzić do zdjęcia jej kandydatury z wyborów. Zamieszki, jakie mogą wybuchnąć w rezultacie takiego kroku lub po sfałszowanych wyborach 9 sierpnia, będą przez władze przedstawiane w kategoriach ingerencji obcego państwa, to jest Rosji, w wewnętrzną sytuację Białorusi i próby zainstalowania słabego i skłonnego do uległości rządu.
Andriej Porotnikow, prowadzący Belarus Security Blog, napisał, że to, co się stało, będzie miało „katastrofalny” wpływ na stan relacji rosyjsko-białoruskich. O ile wcześniej Łukaszenka skrzętnie unikał oskarżeń pod adresem rosyjskich władz, mówiąc jedynie o tym, że oligarchowie kryjący się za Gazpromem dążą do destabilizacji sytuacji na Białorusi, o tyle obecnie tego rodzaju narracja nie będzie możliwa, jako że Grupa Wagnera podlega operacyjnie rosyjskiemu Sztabowi Generalnemu, a decyzje o jej „misjach” zapadają na Kremlu. Wciągnięcie jej przez władze Białorusi „w pułapkę” zostanie w Moskwie odebrane jako akt wrogi, z arsenału tych, o których się nie zapomina ani się ich nie przebacza. Łukaszenka musiał to wiedzieć i w związku z tym to, co się stało, trzeba traktować w kategoriach jasnego sygnału wysłanego na Kreml – jesteśmy gotowi na konfrontację, a nawet na całkowite zerwanie relacji.
Dzisiejsze media ukraińskie poinformowały o rozmowie telefonicznej między ministrem Dmytro Kułebą a szefem białoruskiego MSZ Uładzimirem Makiejem. Kułeba miał poinformować swego rozmówcę o powołaniu trójkąta lubelskiego oraz zaprosić Białoruś na najbliższe, planowane w Kijowie, spotkanie tej inicjatywy. W komentarzach pojawił się pogląd, że Mińsk zawsze powinien uczestniczyć w pracach tej inicjatywy mającej również charakter współpracy w zakresie bezpieczeństwa. W tym kontekście warto zwrócić uwagę na jeszcze jedno wydarzenie wskazujące, że afera z wagnerowcami na Białorusi może być Moskwie bardzo nie na rękę. Otóż prorosyjski ukraiński portal strana.ua ujawnił również w ubiegły czwartek kopię listu Dmitrija Kozaka, w którym ten wycofuje się z formatu normandzkiego na szczeblu pełnomocników prezydentów. Formalnie powodem takiej decyzji jest rzekome niedotrzymywanie ustaleń przez szefa administracji Zełenskiego, Andriya Yermaka, jednak faktycznie, jak się uważa, na Ukrainie może chodzić o to, aby blokując rozmowy na wyższych szczeblach, wymusić powołanie tzw. grupy konsultacyjnej, w której skład wchodziliby przedstawiciele tzw. republik ludowych Donbasu. Międzynarodowe uznanie ich statusu jest jednym z celów Moskwy od wielu lat. Afera z wagnerowcami, oskarżenie ich o przygotowywanie próby przewrotu na Białorusi oraz ujawnienie, że większość z zatrzymanych to ludzie, którzy wcześniej byli aktywni na wschodzie Ukrainy, w znacznym stopniu odbiera rosyjskim działaniom wiarygodność.
Aresztowanie na Białorusi grupy obywateli rosyjskich (Moskwa nie uznaje ich ukraińskiego obywatelstwa) musi być traktowane w kategoriach wydarzenia, które może mieć, i zapewne będzie miało, istotne konsekwencje, zarówno wewnętrzne, jak i międzynarodowe. Czy stanowić będzie Rubikon, którego przekroczenie spowoduje, że dla ekipy Łukaszenki nie będzie już powrotu do starych relacji z Moskwą, a pozostanie teraz tylko walka o przetrwanie, dowiemy się zapewne niedługo.
Autor
Marek Budzisz
Historyk, dziennikarz i publicysta specjalizujący się w tematyce Rosji i postsowieckiego Wschodu. Ostatnio opublikował „Koniec rosyjskiej Ameryki. Rozważania o przyczynach sprzedaży Alaski".
Trwa ładowanie...