Na nic zdały się baty i pokrzykiwania. Konie ślizgały się w błocie, charczały, ale jakkolwiek by napinały mięśnie, nie były w stanie posunąć się ani kroku dalej. Ich boki były już pokryte pianą, chrapy rozwarte w – zdawało się obserwującym – ostatnim wysiłku, do jakiego można je będzie zmusić tego dnia. I to na nich, na czwórce pędzonych w cztery strony świata zwierząt, było teraz skupione spojrzenie tłumu. Na nie przeniosło się współczucie, złość, wreszcie narastające z każdą chwilą zniecierpliwienie widzów. Teraz to była już ich egzekucja. Stały się jej bohaterem, przedmiotem. Jej własnością...