„Liście” rażą pretensjonalizmem. Dla kogoś, kto czyta sporo, nie ma tu zbyt wielu pereł. Są kamienie pomalowane na żółto. Udają złoto, a to falsyfikat. To tyrada, opowiedziana przy ognisku.
A jednak „Liście” są literaturą relacji zwrotnej; „między życiem zbiorowości i jej wyposażeniem komunikacyjnym”.