Dlaczego refleksja nad cnotą jest w ogóle potrzebna?

Obrazek posta

Dlaczego refleksja nad cnotą jest w ogóle potrzebna?

 

Praca nad sobą i samorozwój to dość często poruszane tematy, nawet w dzisiejszym,
stosunkowo laickim świecie. Obiektywnie można wręcz stwierdzić, że każdy człowiek dąży do szczęścia – z takim stwierdzeniem nawet katolik może i powinien się zgodzić. Diabeł jednak tkwi w szczegółach, jak to zwykle była w dzisiejszym świecie pełnym modernizmu, który pod hasłami zgodnymi z prawdziwą doktryną katolicką, dosłownie przemyca błędy szkodzące naszej naturze, a w konsekwencji, zagrażające naszemu zbawieniu – czyli właśnie osiągnięciu wiecznego szczęścia w Niebie.


Z tego właśnie powodu, jako Fundacja, skoro naszej uwagi poświęcamy właśnie pojęciu cnoty i środkom pozwalającym na jej kształtowanie. Jedna z istotniejszych zmian, jakie zaszły w dziedzinie teologii po II Soborze Watykańskim, polega na tym, że wypracowywane w ramach refleksji nad kwestiami moralnymi zasadnicze pojęcie cnoty, a więc stałą dyspozycją do dobrego czy też właściwego działania z perspektywy moralnej, zostało w znaczący sposób zmarginalizowane.

 

Wesprzyj nas finansowo w walce o polskie rodziny! Chcę pomóc! [LINK]


Dla zachowania pewnego obiektywizmu z perspektywy naukowej, należy przyznać, że tego typu trend można było już zauważyć w XVIII wieku, kiedy nowożytne nurty filozoficzne rosły w siłę, a katolicka doktryna, mimo że ponadczasowa, nie zyskiwała aprobaty ówczesnego ludu, dającego się zwieść pozornie łatwymi przepisami na szczęście. To jednak ów sobór stanowi granicę czasową, która diametralnie zmieniła nauczanie Kościoła – wystarczy tylko spojrzeć na współczesne katechizmy, zwłaszcza wydany w 1994 roku, gdzie zagadnieniu cnót jest poświęcone raptem kilka stron, nie wspominając już o katechizmach szkolnych, gdzie na ten temat praktycznie nie ma żadnych wzmianek. Próżno również szukać czegokolwiek o cnotach w dzisiejszej formacji kapłańskiej, np. w ramach zajęć z homiletyki, czego konsekwencją są ubogie, jeśli wręcz nieistniejące, treści głoszone z kościelnych ambon w ramach kazań. Główny akcent, jeśli chodzi o wyjaśnianie kwestii moralnych, został przeniesiony na Dekalog, który w porównaniu z pojęciem cnoty, jest znacznie częściej wspominany w Piśmie Świętym czy to pod pojęciami przykazań, czy też prawa.


Tymczasem, patrząc na przedsoborowe katechizmy, jak np. katechizm św. Piusa X czy też
katechizm kard. Gasparriego
, z łatwością można dostrzec obszerne traktaty o aretologii (nauce o cnotach), który dopełnia wspomnianą już naukę moralną w oparciu o przykazania, a w konsekwencji obrazuje pełnię Objawienia zawartego w Piśmie Świętym i Tradycji Apostolskiej. Taki układ nauki moralnej zawdzięczamy Doktorowi Anielskiemu, św. Tomaszowi z Akwinu, który w swojej Sumie Teologicznej osiągnął szczyt możliwości również w tej dziedzinie. Nic więc dziwnego, że doktrynę tomaszową Kościół zaaprobował jako swoją, gdyż Akwinata w doskonały sposób, posługując się metodą scholastyczną, pokazał współdziałanie łaski z naturą, pokazując nieskończone możliwości rozumu, który daje się prowadzić światłu wiary.


W swojej genialnej Sumie Teologicznej Akwinata bardzo szczegółowo zajmuje się tym
zagadnieniem, poruszając je najpierw w sposób ogólny, co ma miejsce w pierwszej części
drugiej (Prima secundae) – konkretnie temu problemowi zostały poświęcone kwestie 49 – 70, aby następnie z godną podziwu dokładnością, a może i wręcz drobiazgowością i
systematycznością omawia poszczególne cnoty w części drugiej części drugiej (Secundae
secundae), gdzie temat ten stanowi przedmiot Anielskiego Doktora w aż 170 kwestiach. Zatem łatwo można policzyć, że łącznie św. Tomasz w największym swoim dziele poświęcił cnotom aż 191 kwestii. Biorąc pod uwagę, że w całej sumie poruszonych zostało aż 613 kwestii, nauka o cnotach stanowi aż 1/3 całości doktryny katolickiej!

 

Chcę sfinansować propagowanie takich treści wśród Polaków! [LINK]


Dlaczego zatem jest to tak ważne? Czy rzeczywiście nie wystarczy oprzeć się tylko i wyłącznie na przykazaniach, idąc za przykładem samego Pisma Świętego? Niewątpliwie, w żaden sposób nie należy umniejszać obowiązków względem Boga i bliźniego (nie zapominając o sobie samych) zawartych w Dekalogu. Jednak oparcie teologii moralnej tylko na tym jednym fundamencie ma swoje istotne minusy, które wynikają chociażby z samej konstrukcji Dekalogu.

Przykazania bowiem koncentrują się na stronie negatywnej, a więc na tym, żeby unikać zła. Nie zachodzi tutaj żadna sprzeczność nawet przy założeniu, że przykazania stanowią rozwinięcie dwóch przykazań miłości, które same w sobie zawierają treść pozytywną, związaną z tym, co należy czynić, aby zbawić duszę swoją, dokładnie tak jak pytany był pan nasz Jezus Chrystus w Ewangelii. Miłość bowiem domaga się czynów wykraczających poza unikanie zła, a w praktyce często uwaga człowieka skupia się właśnie na stosowaniu uników przed złem, co w konsekwencji prowadzi do prawniczego ujęcia moralności, formalizmu religijnego, a w ekstremalnych sytuacjach, widzeniu szatana i pokus tam, gdzie ich obiektywnie nie ma. Łatwo jest również przeoczyć, że dobro wypływa nie tylko z zachowywania przykazań, ale równie z rad ewangelicznych – dobrowolnego ubóstwa, dozgonnej czystości oraz zupełnego posłuszeństwa dla miłości pana naszego Jezusa Chrystusa.


Są również takie czyny, które trudno podciągnąć pod konkretne przykazanie, a są też i takie,
które można podciągnąć pod kilka przykazań. W skutek tego mogą one zostać ocenione
niepoprawnie pod względem moralnym, co ma znaczące konsekwencje, jeśli chodzi o
kształtowanie sumienia – będzie ono wtedy albo zbyt szerokie – prowadzącego do rozluźnienia obyczajowego, albo zbyt wąskie – prowadzące do skrupułów.

 

Chcę sfinansować propagowanie takich treści wśród Polaków! [LINK]


Potrzebę dowartościowania nauki o cnotach podkreślał również nasz wielki rodak, wybitny
filozof tomistyczny, o. Jacek Woroniecki OP, który na wiele lat przed soborem tak pisał o tym temacie w swojej "Katolickiej etyce wychowawczej":

„[...] etyka nie może się zadowolić ustaleniem praw postępowania moralnego i kryteriów, podług których mamy sądzić o jego zdolności lub niezgodności z jego prawami. Nie, ona winna, i to pod grozą utraty wszelkiej doniosłości praktycznej, postawić sobie zagadnienie, co zrobić, aby ludzie do prawa moralnego przywykli i aby nabrali stałego usposobienia do zachowywania go w całym swym postępowaniu. [...] Nie może wystarczyć moraliście pouczać o pojedynczych czynach dobrych lub złych, on musi pouczyć o tym procesie psychicznym, za pomocą którego należy się do dobrych czynów usprawnić, a od złych odzwyczajać”.

Tenże cytat doskonale wyjaśnia istotę cnoty – stałą sprawność do czynienia dobra. Nie wystarczy bowiem na poziomie rozumowym odróżnić dobro od zła – trzeba je jeszcze wprowadzić w czyn, aby wydało ono dobry owoc. Łatwo tutaj dostrzec
związek formowania cnoty z pedagogiką (a zatem szkolnictwem) i kształtowaniem charakteru.


Mamy nadzieję, że powyższy wywód będzie stanowił dobrą motywację do podjęcia wysiłku
poznawczego skierowanego na dokładne zbadanie tego jakże fascynującego, ale jednocześnie praktycznego i realistycznego zagadnienia, które w połączeniu z łaską i Darami Ducha Świętego stanowi swoistą autostradę do Nieba. Jest to również dobry moment, aby uzmysłowić sobie, dlaczego w dzisiejszym nauczaniu cnoty są tak marginalnie traktowane.

Otóż samo pojęcie wywodzi się z pogańskiej filozofii greckiej, którą Kościół Święty Matka Nasza, oczyścił z błędów i ubogacił światłem Objawienia Bożego. W samym Piśmie Świętym jednak to pojęcie jest niemalże nieobecne, poza drobną wzmianką w Drugim Liście Św. Piotra: „Dlatego też właśnie wkładając całą gorliwość, dodajcie do wiary waszej cnotę, do cnoty poznanie, do poznania powściągliwość, do powściągliwości cierpliwość, do cierpliwości pobożność, do pobożności przyjaźń braterską, do przyjaźni braterskiej zaś miłość”. (2 P 5).

 

Chcę sfinansować propagowanie takich treści wśród Polaków! [LINK]

 

Sam ten fakt jest wyjątkowo niespójnym ze współczesnym ujęciem ekumenizmu, który w praktyce sprowadza się do upodobnienia katolicyzmu do (głównie) protestantyzmu, którego jedną z doktryn jest tzw. zasada „sola scriptura” (tylko pismo), co skutkuje postawieniem Pisma Świętego na pierwszym miejscu, z całkowitym pominięciem Tradycji Apostolskiej i Magisterium Kościoła. A w takich warunkach wykładnia o cnotach, niezależnie od tego jak ona będzie konserwatywna, z konieczności nie będzie posługiwała się pojęciami, które są Biblii obce i w dodatku zaczerpnięte od pogańskich mędrców. Ponadto w protestantyzmie bardzo silna jest niechęć do jakiejkolwiek filozofii, a za co za tym idzie, intelektualnej refleksji jako takiej, będąca konsekwencją nauki Marcina Lutra o całkowitym skażeniu ludzkiej (czyli rozumnej!) natury przez grzech pierworodny.


Poza tym decydujące były tu te same powody, które skłoniły posoborowy Kościół do
praktycznego odrzucenia tomizmu, z którym aretologia jest ściśle związana. Szlaban
postawiony filozofii tomistycznej, a co za tym idzie, metodzie scholastycznej, a może i nawet
idąc dalej, jakiejkolwiek myśli zakorzenionej w Tradycji katolickiej, musiał jednoznacznie
poskutkować uczynieniem zagadnieniem cnót czymś marginalnym.

 

Skoro nie usłyszymy ani słowa o cnotach z kościelnych ambon, ani również na lekcjach religii,
skoro katechizmy szkolne nie zawierają o nich żadnych treści, to jak zatem prowadzić dzieci ku świętości? Warto tutaj wspomnieć o edukacji domowej, w obronie której stanęliśmy jako
Fundacja, organizując ogólnopolską petycję w związku ze zmianami w ustawie o prawie
oświatowym, która de facto demoluje edukację domową i pozbawia rodziców realnego wpływu na wykształcenie swoich dzieci. A przecież dziecko, zanim rozpocznie edukację w szkole publicznej, uczy się w domu przede wszystkim od swoich rodziców – stawia pierwsze kroki, wypowiada pierwsze słowa i zdania, zadaje pierwsze pytania, otrzymuje i wykonuje swoje pierwsze obowiązki. To doskonałe miejsce właśnie do ćwiczenia się w cnotach, pod okiem najlepszych nauczycieli, jakie tylko nasze dzieci mogą mieć – kochających Boga, siebie wzajemnie i właśnie własne dzieci rodziców, którzy dla swoich pociech będą pragnęli tylko dobra. A rzeczą oczywistą jest, że dla katolika zbawienie duszy jest najwyższym dobrem! I to na barkach rodziców spoczywa odpowiedzialność za zbawienie dusz swoich dzieci, przynajmniej aż do czasu osiągnięcia dorosłości i samodzielności. Nauka o cnotach i prawdziwa katolicka doktryna to doskonałe remedium i młot na szalejący w placówkach publicznych modernizm.


Czytajmy zatem przedsoborowe katechizmy, uczmy się doktryny katolickiej i pojmujmy ją w taki sposób, abyśmy mogli ją potem przekazywać naszym dzieciom i przyszłym pokoleniom! Nie dość, że wypełnimy obowiązek wobec Boga, to i również wobec naszej ojczyzny – w końcu jak Jan Zamoyski stwierdził: „Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie”...


Panie, daj nam zatem wiele świętych katolickich rodzin!

 

Nasze emocje pozytywne, takie jak miłość, nadzieja, współczucie, radość, oraz emocje negatywne, takie jak nienawiść, strach, smutek, gniew, wpływają na nasz autonomiczny układ nerwowy, który jest odpowiedzialny za regulowanie wszystkich czynności życiowych.
 
Stanowi on pomost między ciałem a duszą. Z każdego z trzydziestu pięciu kręgów kręgosłupa wychodzi para nerwów, które docierają do poszczególnych narządów, aby nimi zarządzać. Wg lekarzy zajmujących się medycyną naturalną w oparciu o wizje św. Hildegardy, poprzez dotykanie trzonów kręgów kręgosłupa, można wskazać bolesne punkty wskazujące na zaburzenia zdrowotne i odpowiadające im duchowe wady. Trzydzieści pięć par duchowych sił duszy, czyli cnoty i wady, są w ścisłej relacji z wszystkimi narządami.
 
Jeśli naszym życiem kierują cnoty — wzmacniamy nasze zdrowie. Jeśli wady — wpędzamy się w choroby i złe samopoczucie.
 

 

 
 
Szanowni Państwo! Uruchomiliśmy zbiórkę, aby zebrać środki pieniężne na sfinansowanie materiałów kampanijnych w walce o polskie rodziny. Nasza praca jest odpowiedzią na pogłębiającą się wciąż masońską demoralizację i dechrystianizację naszego społeczeństwa, która skutkuje rozpadem polskich rodzin, laicyzacją procesu wychowawczego, zapaścią zdrowotną oraz wypaczeniem charakterów. Wierzymy, że tylko żywo praktykowana cnota zwycięży wady i grzechy, że rodzicielska miłość poprzez Krzyż odniesie zwycięstwo nad "bramami piekielnymi". 

Prosimy o wsparcie naszej zbiórki finansowo, modlitewnie oraz udostępnienie linku rodzinie i znajomym, w portalach społecznościowych.
Salve Maria!
 
 
 
 

       Różańcowa Husaria [LINK]      

lub przekaż darowiznę przelewem:
 
Fundacja Ave Maria, Niżatyce 44, 37-220 Kańczuga
Nr konta bankowego (Nest Bank):
44 2530 0008 2051 1072 6036 0001
Tytułem: Na cele statutowe
 
Jesteśmy katolicką Fundacją działającą na rzecz wiary, rodziny i Tradycji. Walczymy o odnowę moralną Narodu polskiego pod sztandarem Matki Bożej, aby naprawić skutki masońskiej rewolucji antychrześcijańskiej w Europie. Propagujemy wiedzę z dziedziny etyki katolickiej, czyli naukę o cnotach oraz rozkrzewiamy miłość do modlitwy różańcowej. Pragniemy pokazać Polakom drogę do doskonałości i piękna. Upowszechnianie informacji o edukacji klasycznej, a więc nauki o moralności katolickiej, jest niezbędne dla prawidłowego funkcjonowania i rozwijania się polskich rodzin i Polski.

 

PS. Zachęcamy do zakupu książeczki dla dzieci, którą opowiada o życiu po śmierci w Piekle, Czyśćcu i Niebie zgodnie z tradycyjną doktryną katolicką:

        Książeczka "Moja mama jest aniołem".  [LINK]      

 

 

Czytaj także: Przepis na szczęście i życiową harmonię wg św. Hildegardy z Bingen

Czytaj także: Cnota a zdrowie fizyczne: etapy mistycznej drogi zjednoczenia duszy z Bogiem.

  

Dziękujemy za wszystko, co Państwo robią.

 

 

Zobacz również

Brak cnoty współczucia i miłosierdzia prowadzi do chorób autoimmunologicznych
Mniej znaczy więcej! — sztuka umiaru.
Rozgoryczenie vs. wspaniałomyślność

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...