Osiem. Jerzy Franczak. Wydawnictwo Warstwy, Wrocław 2023.
Nie ma tutaj obfitości konceptualnych analiz. Jest prosto, bardzo opisowo. Ale, gdy połączymy kropki, do czego namawia sam narrator oraz autor okładki, to zauważymy, że te opowiadania łączy coś więcej niż rozpis – opis życiowych rozbitków.
„Osiem” to książka o ludziach, którym się nie udało, którzy wypadli z torów i tworzą nowe koleiny, na których przewracają się w dalszym ciągu? Stawiam znak zapytania, a to dlatego, że może Jerzy Franczak nie rozpisał losów autsajderów, tylko pisze o mnie, o tobie i (oczywiście) o sobie. I daje nam jeszcze szansę…
Zaczyna się tak; budzę się z krótkiego snu, jeszcze przed chwilą byłem z kobietą, wymarzoną. Może jedyną. Nie ma jej, a portfel pusty. A przecież tak bardzo się przygotowywałem; sprzątałem, zrobiłem sprawunki itd., itp.
Piszę w pierwszej osobie, by oddać charakter tego opisu. Jest bardzo osobisty, ale bardzo prosty. I to nie jest zarzut. To stwierdzenie faktu, że pisarz wybrał właśnie taką formę. Nie używa w swojej książce wygibasów i nie gimnastykuje się, by opisać los nieszczęśnika.
Nasz bohater zajmuje się dorywczo redakcją, korektą, pracował w antykwariacie. Ma byłą żonę, syna nastolatka, czyli buntownika.
Nasz bohater liczył, że nowa przygoda, nowa przyjaciółka, nowa miłość naprawi go. Odmieni nieodmieniane. Wprawdzie kłamał, że jest bogaty, że jeździ po świecie, że zaraz zmieni lokum na apartament. Takie tam…
Klara, kobieta, która zniknęła, odnajduje się pod koniec książki. Wtedy dowiadujemy się, że i ona jest zagubiona, pogubiona i roztargniona, gdy zalewa torebkę w publicznej toalecie. A w torebce list, który sporo wyjaśnia…
Koniec spojlerowania. Doczytacie sami, z tym że ta dwójka to nie jedyni biedacy, o których pisze pisarz.
„Eksplozja”, poprzednia książka Jerzego Franczaka – na swój sposób – była (jest) podobna, Mamy rozwarstwienie. Drobnica życia. Szczegóły ukrywane, skrywane, zakłamane, czasami wymazane. A w tle jeszcze historia wojenna z uratowaną („niewdzięczną”) Żydówką, która „dała nogę” do Izraela…
Gdy czytałem, to kipiałem. Miałem jakieś (niewyobrażone) pretensje do autora za „nieopakowane” językowo historie. Tylko że złożyło się tak, że jednocześnie czytałem opowiadania amerykańskie.
„Komu ukazał się wiatr” (będę o tej książce pisał szerzej pod koniec tygodnia) i Carson McCullers.
Jeśli Franczakowi chciałbym przedstawić zarzut językowej pustyni, to uwierzcie mi, u McCullers nie jest inaczej!
Myślę, że takim założeniem posłużył się Franczak, by o „ludziach z bloku – z podwórka” należy pisać tak, jak żyją, czyli wprost bez kamuflażu. Jednakże historia bohaterki, która marzy, by być rośliną – łodygą, jest piękna, ale jest też odstępstwem od ciągu, który pochłaniamy.
Tu dzieci bawią się smartfonami, mąż po pracy zasiada na kanapie, a żona tłucze kotlety. Czyli polski standard. Każdy ma swoje pragnienia, bolączki, ale udaje, że jest ok, bo gdy przepala się żarówka, to samiec rusza na ratunek. Wymienia przepaloną, a żona czyści klosz z martwych much…
Połącz kropki, a i tak wyjdzie labirynt. Bo Maria czuje się porzucona przez wszystkich, został jej jeszcze Bóg, czytanie Pisma, ale czy to ma sens, skoro ten, który obiecywał, że ją będzie wspierał, po prostu wszedł do bramy za potrzebą i już tam został.
NIE! Ten, to Daniel, którego historię poznajemy, gdy siedzi na kozetce u terapeutki. ...popieprzone relacje z matką, która zmarła ponad rok temu, ale wciąż go nawiedza, śledzi, męczy. I jeszcze narkotyki, i jeszcze Pismo…
Połącz kropki, szukaj dalej…
Doktorant w Paryżu i nauczyciel biologii. Każdy jest samotny. Każdy ma swój sposób na odgrywanie jakiejś roli. Naukowca, sprawiedliwego ojca. Co łączy tych dwóch? Z pozoru nic, ale czy nie wszyscy bohaterowie tej książki mogliby mieszkać w jednej kamienicy, w jednym mieście, w jednym kraju? Ich drogi się krzyżują, ich problemy się piętrzą.
Zakończenie książki jest trochę dziwaczne, ale możne je uznać za sprytne. Bo okazuje się, że narrator (pisarz) gdzieś się zapodział, wylądował na szkolnej wywiadówce. Tam jest rozproszony, tam w głowie układa kolejne zdania, spotyka niewidzianego dawno kolegę ze studiów. Rozmawiają jak bohaterowie filmów Koterskiego. Adaś Miauczyński i jego sąsiad. Coś się tworzy, coś wytwarza, coś zaczyna, rozpoczyna. Ale tak naprawdę wszystko się rwie.
No i nie zapominajmy o tytule. Rozdziały nazwano tak: „Manko” – „Pełnia” – „Bogini” – „Kobyła” – Nowe życie” – „Ok, boomer!” - „Ostatni raz” – „Pierwsze zdanie”. I niby wszystko się zgadza, mamy osiem tekstów, ale klej jest w siedmiu, bo ósme to pri pro quo.
Ale OSIEM „jest symbolem sukcesu, perfekcji. Ten odwrócony znak nieskończoności jest też synonimem równowagi, za każdy otrzymany dar 8 tyle samo dobra przekaże dalej w świat. Symbolika liczby 8 oznacza też potrzebę stabilnego otoczenia, bez częstych zmian w atmosferze wsparcia i zrozumienia”.
Jeden z naszych bohaterów liznął sukcesu, bo jest w Paryżu. Akademik, który stara się rozwijać swoje umiejętności, ale gdy otwiera swoje wnętrze, to widać tam ból i milion tęsknot.
Tak jest i u pozostałych bohaterów. Czy musi się nimi zająć pisarz, by stworzyć coś niewiarygodnego? To sugeruje narrator w ostatnim „rozdziale”. Wtedy będą działy się cuda. Będzie miłość i spełnienie. Bez prozaika ani rusz, bo życiowa proza jest szara, smutnawa i pełna pęknięć.
„A jednak ból”…
Pisanie o codzienności wymaga od autora socjologicznego warsztatu? Skądże! Wystarczy wzrok, pióro i możliwość wypowiedzenia się nabiera kolorytu, nawet jeśli opisuje szare życie Polaków.
8/10
Udostępnij
Trwa ładowanie...