Opowieści o Daseanie – Wyprawa, rozdział VIII, cz. IV

Obrazek posta

 

Musielibyście sami to sprawdzić, lecz nie wiem, czy warto narażać życie posłańców w tak niepewnym zadaniu.

Dasean pokiwał głową ze zrozumieniem. Spodziewał się tego, ale jednocześnie pielęgnował w sobie nadzieję, że jest jeszcze jedna droga. Teraz przynajmniej już znał prawdę, przez którą poczuł nieprzyjemny ucisk w sercu. Nawet nie próbował dojść jego przyczyny.

– Przykro mi – rzekł jeszcze Sani. – Może jednak któregoś dnia zdołacie znaleźć sposób, by bez problemów skontaktować się z bliskimi.

– Pewnie tak.

– A na razie chciałbym się upewnić, czy nie muszę się obawiać, że któregoś dnia usłyszę o nagłym wypłynięciu łodzi w kierunku ziem ludzi? – Zerknął na elfa z udawaną srogością.

Syn Maseana się zawahał. Z jednej strony zamierzał przytaknąć. Wiedział bowiem, że Opiekun miał rację. Niepotrzebne narażenie siebie i załogi nie wpisywało się w cechy dobrego kapitana. Z drugiej strony jednak już czuł zew przygody. Już pragnął wyruszyć, dotrzeć do ludzi i podjąć się swojego zadania. Czekanie aż do wiosny zupełnie mu nie odpowiadało.

– Daseanie. – W głosie Eliama brzmiała przestroga.

– Wiem, wiem. Nie byłoby to odpowiedzialne. – Westchnął. – Ale gdybyśmy wyruszyli jeszcze w tym tygodniu…

– Daseanie. – Przestroga w głosie zamieniła się w zawód.

– Po prostu mam już dość czekania – rzucił ostrzej niż zamierzał. – Przepraszam.

– Rozumiem twój gniew, ale ty musisz zrozumieć, że taka wyprawa powinna być jak najlepiej przemyślana. Nigdy dotąd nie podejmowaliście się takich wyzwań. A lekkomyślność może sprowadzić na was jedynie katastrofę.

– Wiem – powtórzył po raz kolejny.

Próbował przekonać sam siebie, że pół roku minie jak mgnienie oka. Nawet się nie obejrzy, gdy będą ładować zapasy na pokład i ruszą w drogę. Już wyobrażał sobie zabawę pożegnalną, ostatnie słowa wymienione z tymi, którzy pozostaną, a potem długą podróż do ludzi. Jeśli zamierzał naprawdę dobrze wywiązać się ze swojego zadania, nie mógł zachowywać się jak podrostek nieznający życia. Jego załoga liczyła na niego. Ufali mu, powierzali mu swoje życie. Nie mógł szafować ich losem, jakby nic nie znaczył.

– Niech będzie – odezwał się po dłuższym milczeniu. – Jeszcze dziś porozmawiam z innymi i przedstawię im nowy plan.

Starał się wierzyć, że każdy przyjmie zmiany bez szemrania, ale czuł inaczej. Tak jak i on pragnęli już ruszać. Będzie musiał wymyślić, jak skutecznie wybić im z głowy szaleńczy plan.

– Miło mi to słyszeć – rzekł Eliam. – Ale nie zapomnij zjawić się wieczorem, by przedstawić braciom i siostrom, co czeka ich na wiosnę.

Dasean zdusił w sobie jęk i pokręcił głową.

– Raczej nie pozwolisz mi tego przełożyć na jutro?

– Im szybciej im przedstawisz swój plan, tym lepiej.

Chcąc nie chcąc przystał na warunki i zaraz ruszył na poszukiwanie swojej załogi wybranej na zwiad. Tak jak zakładał, większość nie była zadowolona ze zmiany. Oburzali się, próbowali przekonać syna Maseana, by jeszcze raz przemyślał całą sprawę. Ten jednak pozostawał nieugięty, więc w końcu i oni poddawali się i zgadzali poczekać do wiosny. Podobnie zareagował Risean, do którego Dasean udał się na sam koniec. Tej rozmowy obawiał się bowiem najbardziej.

– Właśnie teraz rezygnujesz? Teraz, gdy prawie jesteśmy gotowi do wypłynięcia? Jeśli się postaramy, jeszcze dzisiejszej nocy moglibyśmy rozpocząć podróż.

– Nie, Eliam ma rację. Zbyt wiele by nas to kosztowało. A pół roku nie trwa wcale tak długo. Przynajmniej będziemy mieli czas, by starannie wszystko przygotować.

Risean roześmiał się.

– Nie wierzę, że rozmawiam z tym samym elfem, który pragnął już ruszać. Naprawdę jedna rozmowa sprawiła, że zmieniłeś zdanie? Pragnąłeś tej wyprawy…

– I nadal pragnę – przerwał mu Dasean. – Ale mądry kapitan to ten, który nie naraża załogi ze względu na własny kaprys. Wciąż zamierzam przeprowadzić zwiad, lecz zgodnie z radami Saniego. Popłyniemy, gdy nadejdzie odpowiednia pora, dobijemy do brzegu, a pozostali poczekają w pewnym oddaleniu, aż damy znak, by do nas dołączyli.

Kpiący uśmiech zniknął z twarzy Riseana. Potrząsnął głową, jakby miał przed sobą podrostka, a nie starszego od siebie pobratymca.

– Skoro taka twoja wola. – Podniósł się z ziemi. – Widzę, że naprawdę porzuciłeś swój pierwotny plan. I nic nie zdoła cię przekonać do ponownego przemyślenia tej sprawy.


 

Następna część

Poprzednia część

OpowieścioDaseanie opowieść elfy fantasy Wyprawa podcast

Zobacz również

Mraw, jaki jest, każdy widzi... Czy na pewno?
Opowieści o Daseanie – Wyprawa, rozdział VIII, cz. V
Opowieści o Daseanie – Wyprawa, rozdział IX, cz. I

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...