Opowieści o Daseanie – Wyprawa, rozdział VIII, cz. III

Obrazek posta

 

Przyszły kapitan wciąż milczał. Żadne słowa nie chciały mu przejść przez gardło. Nie zamierzał przepraszać. Wciąż uważał, że pomysł ze zwiadem był świetny, choć wymagał jeszcze pewnego dopracowania. Dzięki temu mogliby na spokojnie rozeznać się w sytuacji na lądzie i przekazać wieści swoim braciom i siostrom na statkach. Może też zaczęliby nawiązywać pierwszy kontakt z ludźmi po tak długim czasie. Nie było przecież w tym nic złego.

– Ale sam zwiad może się okazać dobrym pomysłem – dodał jeszcze Eliam.

Dasean nieznacznie obrócił głowę. Na tyle, by upewnić się, czy Opiekun mówi poważnie, czy jedynie żartuje. Nieznaczny, łagodny uśmiech rozświetlał jego oblicze, ale nie było w nim ani odrobiny kpiny.

– Jak zamierzałeś go przeprowadzić? – dopytał szczerze zainteresowany.

Początkowo elf zaczął przedstawiał swój plan z pewną dozą rezerwy. Jednak z każdą chwilą zapał w jego głosie był coraz wyraźniejszy. Zwłaszcza że Sani przytakiwał i chciał dowiedzieć się, jak najwięcej. Nie ganił go, jak starszy brat, ale pragnął wysłuchać do końca.

– I co myślisz? – W głosie Daseana brzmiała niepewność. Obawiał się osądu, a jednocześnie miał nadzieję na przynajmniej niewielką pochwałę.

– Że całkiem dobrze to rozważyłeś. Poza jednym. Nie powinieneś wyruszać przed wiosną. W tej kwestii musisz mi zaufać. Zimą nie będzie łatwo wam znaleźć pożywienia na Kontynencie. A mieszkające tam ludy jeszcze was nie znają i nie darzą zaufaniem. Niepotrzebnie naraziłbyś siebie oraz całą załogę. Jednak sam zwiad naprawdę może przynieść wiele korzyści. Ludzie też wypływają na połów. Mogliby być zaniepokojeni, gdyby przypadkiem dostrzegli na wodzie wasze statki. Tak, lepiej będzie, gdy większość pozostanie w pewnym oddaleniu od brzegu przynajmniej na dzień czy dwa. Oczywiście, jeśli inne okoliczności nie zmuszą was do zmiany planu.

– Co takiego? – z niepokojem zapytał Dasean.

Eliam odsunął się i oparł o burtę.

– Trudno jest przewidzieć wszystko podczas takiej wyprawy – odparł. – Moim zdaniem warto byłoby zabrać ze sobą jak najwięcej zapasów. Podróż będzie długa, pewnie niebezpieczna. Musicie przygotować się na różne wyzwania. Jak choćby to, że dotarcie do Kontynentu zajmie wam więcej czasu niż planowaliście.

Syn Maseana przytaknął. Zamierzał jeszcze tego samego dnia omówić z innymi kapitanami wszelkie problemy, jakie mogłyby ich spotkać podczas wyprawy.

– A wracając do zwiadu – podjął Opiekun. – Warto wziąć go pod uwagę. Jeśli nie pojawią się żadne przeszkody, to powinieneś go zorganizować. Ale na wiosnę – zaznaczył.

Dasean nie umiał uwierzyć własnym uszom. Sani go nie zganił, nie odrzucił jego planu. Nie, zamiast tego pochwalił i z pewnymi zmianami zaakceptował. Radość tak wypełniła serce elfa, że czuł, jakby mógł latać.

– Jest jednak jeszcze parę rzeczy, o których powinieneś pomyśleć – mówił dalej. – Przede wszystkim musicie wyszkolić ptaki do przenoszenia wieści między statkami. Dzięki temu będziesz w stanie powiadomić innych, kiedy mogą przybijać do brzegu. A skoro o tym mowa. – Odsunął się od burty. – Podczas dzisiejszego wykładu opowiesz o swoim pomyśle pozostałym.

Ta wieść nieco zestresowała elfa. Wiedział, co to oznacza. Przyznanie się przed wszystkimi, że planował wcześniejszą wyprawę. Już zamierzał się od tego wykręcić, ale stanowcze spojrzenie Eliama go odwiodło od tego.

– Niech będzie – mruknął.

Opiekun uśmiechnął się łagodnie i poklepał go po ramieniu.

– Miło mi to słyszeć. – Spojrzał znów na bezmiar wód ciągnących się po horyzont i jeszcze dalej. – Twoje pomysły nie są wcale złe, Daseanie. Jednak dobrze byłoby, gdybyś je wpierw dobrze przemyślał, zanim zaczniesz wprowadzać je w życie. Czasami zachowujesz się, jak w gorącej wodzie kąpany. Kiedyś doprowadzi to do katastrofy. Ale przynajmniej nie tym razem.

Elf przypomniałam sobie o jeszcze jednym planie, który tego dnia zaczął kiełkować w jego głowie. Wiedział, że żadna łódź nie jest w stanie pokonać granicy fal w taki sposób, by dostać się do Ojczyzny. Ale co z drogą powietrzną? Jeśli okazałoby się to możliwe, marynarze nie musieliby z tak ciężkim sercem opuszczać swoich bliskich. Wciąż pozostawałaby nadzieja, że przynajmniej listy dostarczane przez ptaki dałyby namiastkę spotkania.

Przedstawił swoje rozważania Eliamowi. Ten dłuższą chwilę się zastanawiał, zanim odpowiedział:

– Droga od Kontynentu do Ojczyzny jest długa i pełna niebezpieczeństw. A ptaki zwykle nie wybierają tras przez pełne morze. Samo pokonanie granicy fal nie będzie stanowić dla nich problemu. Ale problem może pojawić się, gdy chodzi o przeżycie całej podróży.


 

Następna część

Poprzednia część

OpowieścioDaseanie opowieść elfy Wyprawa podcast fantasy

Zobacz również

Opowieści o Daseanie – Wyprawa, rozdział VII, cz. VI
Co nas jeszcze czeka w Bielijonie?
Czy chcielibyście przeżyć Miesiąc z... Bohaterem?

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...