Syn Maseana dosyć szybko zapomniał o pobratymcu i swoich podejrzeniach. Jeszcze więcej czasu poświęcał na zdobywanie wiedzy. Wypytywał Opiekuna o wszystko, co ten tylko mógł mu powiedzieć o Kontynencie. Chciał jak najlepiej przygotować się do zbliżającego się zwiadu. Nie zamierzał pozwolić, by drobny szczegół zaważył na powodzeniu całego zadania.
Tak jak obiecał, przedstawił szczegółowo swój pomysł pobratymcom. Nie wspomniał jedynie, że planował wyruszyć jeszcze przed zimą. Ale część elfów i tak się tego domyśliła, o czym świadczyły ich pełne dezaprobaty miny. Większość jednak zgodziła się na przeprowadzenie zwiadu pod warunkiem, że okoliczności nie zmuszą ich do innego działania. Początkowo jedynie przyszli marynarze nie umieli dojść do porozumienia w tym, kto powinien udać się razem z synem Maseana. Ostatecznie kapitan ogłosił, że sam zbierze załogę, a Eliam i kilkoro starszych elfów go poparło. Tak zażegnano przynajmniej ten jeden spór. Wciąż bowiem Dasean nie umiał doprowadzić do pokoju we własnej rodzinie. Od pamiętnej rozmowy z ojcem nie zamienił z nim zbyt wiele słów.
Pomijając tę kwestię, wszystko zdawało się iść w dobrym kierunku. Statki były już gotowe do podróży i budowniczowie jedynie zabezpieczali je przed zimą. Część ekwipunku znalazła się już pod pokładem, a Vasena obiecała, że przed wypłynięciem sprawdzi wyposażenie każdej łodzi. Eliam kładł nacisk na zapasy wody i pożywienia, więc elfy wzięły sobie jego radę do serca. Choć wiele niebezpieczeństw mogło na nich czyhać w drodze, głód i pragnienie byłyby najgorszym wrogiem. A nie chciały się z nim mierzyć na pełnym morzu.
Kolejne jesienne dni mijały jeden po drugim. Czerwone i złociste liście pokrywały ziemię niczym szeleszczący dywan. A wiatr co jakiś czas zjawiał się, by go wygładzić lub nanieść kolejna warstwę. Jako że przy statkach nie pozostało zbyt wiele do zrobienia, większość elfów skupiała się na ostatnich przygotowaniach przed mroźną porą roku. Zajmowały się koniecznymi porządkami w chatach, robieniem przetworów z owoców i warzyw, a nawet zbieraniem opału, gdyby mróz okazał się większy niż przez ostatnie wiosny. Mało kto przebywał w tym czasie na plaży i pewnie nikt nie zwróciłby uwagi na samotną odpływającą łódź. Ale akurat w pobliżu bawiła się trójka dzieci. Skakały na góry liści, rozrzucały je wokół, by zaraz znów je zebrać w to samo miejsce i rozpocząć szaleństwo od nowa. Jedno z nich zauważyło poruszenie na wodach.
– Statek. – Pokazał maluch, a oczy pozostałych też zwróciły się w kierunku plaży.
I rzeczywiście ujrzały, że łódź, która powinna spokojnie oczekiwać nadejścia wiosny, sunie łagodnie po wodzie. W pierwszej chwili dzieci nie wiedziały, co powinny zrobić. Zaskoczenie sprawiło, że jedynie stały i patrzyły. W drugiej jednak otrząsnęły się z osłupienia i pognały szukać dorosłych. A gdy żadnego nie znalazły na plaży, popędziły do najbliższych chat.
– Statek, statek wypływa – okrzyk był przekazywany z ust do ust, a kolejne elfy wybiegały na piaszczyste wybrzeże, by na własne oczy przekonać się o prawdziwości słów maluchów.
W którymś momencie powtarzane hasło dotarło też do uszu Daseana, który siedział właśnie na dachu, by uszczelnić go przed zimą. Gdy tylko usłyszał wieści, zostawił wszystko, jak leżało, zszedł prędko i pognał na plażę. Nie musiał pytać o szczegóły. Domyślał się, kto był odpowiedzialny. Kto odważył się zebrać grupę pobratymców, by ruszyć w kierunku Kontynentu. Kto nie posłuchał jego zaleceń i właśnie narażał swoją załogę. Syn Maseana był niemal pewny, że nie skończy się to dobrze.
Trwa ładowanie...