Opowieści o Daseanie – Wyprawa, rozdział IX, cz. II

Obrazek posta

 

Kiedy znalazł się w końcu na wybrzeżu, jego bracia i siostry rozważali, co powinni uczynić. Większość zdawała sobie sprawę, że nie mają szans dogonić oddalającego się statku. Ale niektórzy nalegali, by spróbować. By popłynąć za nimi i być w pod ręką, gdyby doszło do najgorszego. Na rozważaniach jednak poprzestawali.

– Do zobaczenia na Kontynencie – wykrzyknął kapitan, machając swoim kapeluszem o szerokim rondzie zwężonym po przeciwnych stronach. – Przygotujemy ludzi na wasze przybycie.

Choć już odpłynął kawał drogi od brzegu, jego głos niósł się po lekko pomarszczonej tafli, by dotrzeć do czulszych uszu elfów.

Dasean nie dołączył do ogólnej dysputy. Zamiast tego zaczął się rozglądać w poszukiwaniu rozwiązania.

– Płyniemy za nimi?

– Jeszcze nie czas.

– Jak mogło do tego dojść?

Niby słyszał, co mówią jego pobratymcy, ale mało co z tego do niego docierało. Całą uwagę poświęcił temu, by czym prędzej sprowadzić Riseana i jego załogę na ląd. Dasean wiedział, że przez niego młodszy elf w ogóle pomyślał o wcześniejszej podróży. Dlatego czuł się odpowiedzialny za to, do czego doszło.

Statek łagodnie kołysał się na wodzie, coraz bardziej oddalając się od brzegu. Marynarze już rozstawiali żagle. Pogoda zdawała się im sprzyjać. Wiatr poniósłby ich aż do granicy, a pewnie i dalej.

Wtem Dasean poczuł, jak ktoś ciągnie go za ramię i wyprowadza z tłumu. Początkowo dał się prowadzić, pogrążony wciąż w myślach. Zaraz jednak otrząsnął się i zauważył ojca. Masean puścił go dopiero, gdy znacznie oddalili się od pozostałych. Odwrócił się do syna, a jego oczy błyszczały gniewnie.

– Bierz łódź, załogę i płyń za nim – polecił stanowczo.

Słowa nie od razu dotarły do syna.

– Mówię poważnie – kontynuował Masean. – Płyń, zanim rozbiją się na granicy.

– Już ich nie dogonię. Przepłyną przez fale i udadzą się na Kontynent.

Ojciec roztarł nasadę nosa.

– W ogóle nie słuchasz nauk Eliama. Granicy nie da się ot tak przekroczyć. Jest parę miejsc, w których fale to umożliwiają. A Risean wybrał jedno z najgorszych. Zginie razem z załogą.

Co ja narobiłem?, lęk ścisnął serce syna. Choć jeszcze nie doszło do katastrofy, już czuł się za nią odpowiedzialny. Czuł, że cała wina leży po jego stronie. Gdyby…

– Skup się. – Masean wyrwał go z obłędu wyrzutów sumienia. – Działaj, póki wszystko nie jest jeszcze stracone. Ochotników ci nie zabraknie. Potrzebują jedynie kogoś, kto ich poprowadzi.

Przytaknął i odsunął na bok zbędne myśli. Bez słowa pognał z powrotem do braci i sióstr, by zebrać naprędce załogę i drugim statkiem ruszyć w pościg. Wziął głębszy oddech. Pośpiech w niczym nie pomoże. Wzrokiem szybko znalazł Fisseana, Vasenę i kilkoro innych elfów, którzy mogli mu pomóc najbardziej. Rozdzielił między nich zadania. Z bratem dobrał sobie marynarzy oraz pomocników, którzy zwodowali statek. Elfka zebrała wokół siebie innych, którzy mieli pozostać na plaży, by zająć się rannymi. Dasean nie wątpił, że niejeden z pobratymców nie wyjdzie z tej wyprawy bez szwanku. Sam stanął za sterem i zamierzał poprowadzić pościg.

Risean zabrał ze sobą łódź, która była przeznaczona na zwiad. Nieco mniejsza, smuklejsza, miała szybciej poruszać się po wodzie. Zwłaszcza gdy wiał pożądany wiatr. Jednak – jakby na prośby Daseana – ten nagle zamilkł, a powierzchnia niemalże się wygładziła. Przez co elfy musiały zrezygnować z żagli i postawić na siłę własnych ramion.

– Do wioseł! – zakrzyknął kapitan, a załoga od razu się przegrupowała.

W duchu ucieszył się, że zabrał ze sobą więcej marynarzy niż w pośpiechu planował. Dzięki temu mniej więcej połowa siedziała przy wiosłach, a pozostali byli gotowi, by ich zmienić lub podjąć się innego zadania. Radość jednak wyparowała, gdy spostrzegł, jaki kawał drogi mają do pokonania. Risean miał przecież sporo czasu, by oddalić się od brzegu, a z każdą chwilą tylko zwiększał ten dystans. Nawet mimo braku wiatru.

– Zawracajcie! – wykrzyknął Dasean.

Przez chwilę wątpił, czy ostrzeżenie dotrze do drugiego kapitana. Jednak czułe ucho zdołało pochwycić słowo niesione po wodzie.

– Sam zawracaj, skoro tchórzysz! – Risean znów zamachał kapeluszem. – Przyślemy wam wieści z Kontynentu.

– Narażasz siebie i załogę!

Młodszy elf jednak już się odwrócił i nie zamierzał kontynuować rozmowy.

Syn Maseana zerknął na własny pokład. Wahał się, jak długo powinien ciągnąć pościg. Jeśli ojciec miał rację, łódź przed nimi rozbije się na granicy. Nie chciał, by jego statek spotkało to samo. Potrząsnął głową. Jeszcze zostało im sporo czasu, który powinni jak najlepiej wykorzystać. Musiał dogonić młodszego elfa, zanim ten wpakuje się na największe fale.


 

Następna część

Poprzednia część

OpowieścioDaseanie opowieść Wyprawa elfy fantasy podcast

Zobacz również

Opowieści o Daseanie – Wyprawa, rozdział VIII, cz. IV
Opowieści o Daseanie – Wyprawa, rozdział IX, cz. III
Opowieści o Daseanie – Wyprawa, rozdział IX, cz. IV

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...