„Polak” (The Pole), John Maxwell Coetzee. Tłumaczenie Aga Zano. Wydawnictwo Znak, Kraków 2024.
John Maxwell Coetzee! Przeczytałem wszystkie jego książki. Napisałem zaledwie o jednej (o esejach).
Jestem (trochę) bezkrytyczny wobec tego pisarstwa, ale towarzyszy mi zawsze głęboka refleksja; zwłaszcza gdy pisarz podejmuje temat starości i miłości. A czyni to na tyle często, że obraz tego pisarstwa jest tak bardzo malarski, iż próbuję odtworzyć sobie kolejne literackie obrazy.
Kontekst! Bez tego aspektu, polegniemy! „Polak”, książka, którą przeczytałem dwa razy i szukałem odpowiedniej muzyki. Powinienem słuchać Chopina, bo on jest tu jednym z bohaterów, ale odczuwałem dysonans. A to wszystko przez Beatriz, główną bohaterkę. Ona nie lubiła tej muzyki, ja podzieliłem jej upodobania. Wybrałem Hanię Rani, a potem towarzyszył mi francuski kompozytor, Claude Debussy.
„Polak” – to Witold, polski pianista, który w starcie fabuły ma 73 lata. Obok niego pojawia się znudzona, ale pozornie szczęśliwa 49-letnia Beatriz. Przypadkowe spotkanie tych dwojga w Barcelonie staje... silnikiem fabuły.
John Maxwell Coetzee nie byłby sobą, gdyby nie napisał książki, jednocześnie „kombinując” ze strukturą tekstu.
Jest to napisane w sześciu rozdziałach, a te są podzielone na podpunkty. 84-letni pisarz sięga po staromodne konwencje i jest – jak zwykle – osobny. A jego osobność od zawsze mi imponowała.
Przygodę z jego pisarstwem zacząłem (oczywiście) od „Hańby”, ale to wcale nie ta narracja noblisty pasuje/leży mi najbardziej. „Mam w swoim sercu” trzy książki, za które jestem w stanie się pokroić i bronić tych fabuł przed każdym trybunałem literackim. Wspominam o „Wieku żelaza”, „Mistrzu z Petersburga” oraz „Czekając na barbarzyńców”.
Może dziwić wybór właśnie tych książek, ale jestem przywiązany do swojej selekcji. Cenię całą twórczość południowoafrykańskiego i australijskiego twórcy, jednak to „Wiek żelaza” jest moim numerem jeden.
A gdzie na tej liście umieścić „Polaka”? Zupełnie nie wiem! Za wcześnie. Dwukrotna lektura (i muzyczne zamieszanie) nadal we mnie rezonuje, tętni.
Książka opiera się na innym literackim założeniu: Dante spotkał Beatrycze (w dzieciństwie), a potem widział ją jeszcze może trzy razy. W tej relacji nie było miejsca na spełnienie, a nawet na rozwój. Ważny był nie przedmiot tej miłości, lecz jej podmiot.
I w „Polaku” Dante i Beatryczne jest opisywana na wiele sposobów. Ja jednak „Polaka” odbieram przede wszystkim jako książkę o starości.
Odsyłam do pracy „Starość – poznać, przeżyć, zrozumieć” pod redakcją Małgorzaty Halickiej, Jerzego Halickiego i Emilii Kramkowskiej (Białystok, 2016).
Na przykład (sic!): „Cierpienie – czyli moralny imperatyw będący sprawdzianem człowieczeństwa, który z teologicznego punktu widzenia jest pojmowany jako czynnik je kształtujący. Cierpienie jest uczuciem, które w sposób nieuchronny wiąże się zarówno ze śmiercią biologiczną, jak i społeczną. Jest to pojęcie wielowymiarowe, na które składają się następujące wymiary: somatyczny (np. zniedołężnienie, zmiany wyglądu ciała), psychiczny (np. złość z powodu braku efektów leczenia, strach przed bólem, śmiercią), duchowy (np. poszukiwanie sensu i mnożenie pytań „dlaczego ja”, „dlaczego mnie to spotkało” oraz socjalny (np. troska o bliskich, poczucie opuszczenia). Wydaje się, że wszystkie wskazane wyżej wymiary mogą odnosić się do śmierci społecznej”.
Witold cierpi, ale jest mężczyzną twórczym i miłość do Beatriz unieważnia jego zmagania fizyczne. W ostatnim okresie życia przestaje koncertować i poświęca się pisaniu poematu; w dużej mierze opartym o relacji Dante – Beatrycze.
Beatriz dostaje tekst w spadku. Jedzie po niego na przedmieścia Warszawy i postanawia spędzić noc w pustym po peerelowskim mieszkaniu pianisty. Zasypia w jego swetrze. I to jest jedna z najpiękniejszych scen i oczywiście należy ją zestawić z obrazami, gdy Witold odwiedza Beatriz w domu rodzinnym jej męża na Majorce. I te noce, gdy w ciemnościach się kochają, gdy kochanek odwiedza kobietę na kilka godzin, kilka chwil, by potem wrócić do domku gościnnego.
I to wszystko? To pozór, tak samo, jak „zapomnienie o miłości Witolda” przez Hiszpankę.
Można zarzucić pisarzowi stosowanie pewnych kalek, a nawet sporą niedbałość, jeśli chodzi o obraz Polski, ale co to obchodzi (na przykład) czytelnika w Brazylii, bo ważny jest kontekst. Istotna jest Miłość i Starość!
Pewna, założona nieporadność w tłumaczeniu pozostawionych wierszy przez Witolda osobiście mnie irytuje, ale bez wątpienia po każdym kolejnym odczytaniu tej prozy, nie zwrócę nawet na ten aspekt uwagi.
Ale nigdy nie zapomnę fragmentu, gdy Beatriz rozważa spalenie osiemdziesięciu czterech wierszy.
Posłuchajcie tego na głos:
„Listy się pali, bo nie zawierają informacji, które zachowałyby aktualność, albo dlatego, że stały się źródłem wstydu: na przykład są w nich wyznania od miłości z dzieciństwa. To samo, w mniejszym lub większym stopniu, tyczy się pamiętników. Osiemdziesiąt cztery wiersze Polaka to jednak niezupełnie listy, choćby nawet niezwykłe i dość nietypowe, nie tworzą też pamiętnika, chyba że również tylko w pewnym sensie. To maszynopis, zarodek książki. Spalenie wierszy byłoby bliższe zniszczeniu książki niż starych listów. Pozostaje tylko pytanie, czy rzucanie ich na pastwę ognia byłoby aktem barbarzyństwa, zapowiadającym palenie ludzi?”.
Nie tylko ten fragment robi na mnie wrażenie. Niby wiele w tym tekście pozornych oczywistości, ale dla mnie pewnego rodzaju zaskoczeniem jest puenta, zakończenie prozy. Gdy Beatriz pisze listy do zmarłego pianisty. To wydarzenie poprzedzają rozważania o życiu po życiu. Piękne!
Trwa ładowanie...