– Kapitan wielokrotnie odwracał się w kierunku wyspy. Machał bliskim i starał się nie myśleć o tym, że pewnie nigdy więcej ich nie ujrzy. Że nigdy więcej nie przejdzie się po tych ziemiach, nie dotknie tych drzew. Że zostawia to wszystko za sobą z powodu jednego celu. Pragnął pomóc ludziom. Z bólem serca odwrócił się i zapatrzył na granicę fal. Właśnie dzięki niej nikt nigdy nie zakłócił spokoju Ojczyzny. Nie dało się jej pokonać tak, by dostać się na wyspę. Ale podobno można było przez nią przepłynąć w drugą stronę. I o tym miał się niedługo przekonać. Żałował jedynie, że Opiekun im nie towarzyszy. Że pozostał na lądzie, by nadal zajmować się pozostałymi swoimi podopiecznymi. Obiecał jednak, że nie pozostawi marynarzy samych. Inny Opiekun miał do nich dołączyć i dopilnować, by poradzili sobie zarówno podczas podróży, jak i już na ziemiach ludzi.
– A teraz pokona granicę, dotrze do człowieka i wszystko dobrze się skończy – mruknął ktoś za Daseanem, ale zaraz został uciszony przez innych, którzy pragnęli usłyszeć dalszy ciąg opowieści.
Sam syn Maseana domyślał się, że właśnie tak potoczy się dalsza historia. Wątpił, by Risean chciał zasiać wątpliwości w sercach tych, którzy pragnęli wyruszyć. Mimo to też nadstawiał czujnie uszu, by nic mu nie umknęło.
– Płynęli coraz dalej i dalej, a fale wznosiły statek coraz wyżej i wyżej – kontynuował opowiadacz. – Chwilami wydawało się, że łódź po prostu się przewróci, zanim w ogóle dopłynie do granicy. Nic takiego jednak się nie wydarzało.
Trwa ładowanie...