Nie martwiłby się aż tak, gdyby wyruszał całkiem sam. Jednak wziął na siebie odpowiedzialność na swoich braci i siostry, którzy mu zaufali. Nie mógł im pokazać, że sam zaczyna mieć wątpliwości. Nie chciał, by tak jak on zaczęli się bać.
– Zostało jeszcze parę tygodni – zauważył Fissean. – Przygotujemy się jak najlepiej, a Eliam dokończy swoje wykłady.
– Ale nie uprzedzi nas o wszystkim. Nie jest w stanie przewidzieć każdej sytuacji.
– Nie, ale zrobi, co w jego mocy, byśmy byli na to wszystko przygotowani. Już całkiem sporo zrobił.
Dasean nie mógł się nie zgodzić. Jednak podskórnie wciąż miał przeczucie, że podróż nie będzie tak wspaniała jak w opowieści Riseana. Nawet nie umiał stwierdzić, czego dokładnie się obawia. Granica fal zdawała mu się do tej pory najmniejszym zagrożeniem. Miał jednak przed oczami to, co się stało ze statkiem Riseana. Przecież tak niewiele brakowało, by cała załoga zginęła. Tylko dzięki pomocy syna Maseana i innych elfów, które z nim popłynęły, udało się wszystkich ocalić.
Ale w naszym przypadku będzie inaczej, pomyślał Dasean. Nie zamierzał w ogóle dopuścić do podobnego wypadku. Zamierzał skupić się jak najbardziej na tym, by bezpiecznie przeprowadzić statek, którym będzie płynąć. I wierzył, że pozostali kapitanowie postąpią podobnie. Każdy z nich przygotowywał się do tego zadania jak najlepiej potrafił. Każdy wiedział, jak wiele od niego zależy.
– Masz rację – rzekł w końcu młodszy brat. – Będziemy gotowi. A jeśli zdarzy się coś niespodziewanego, też sobie poradzimy. Przecież Custos błogosławi naszemu przedsięwzięciu. Dotrzemy do ludzi, a potem zobaczymy, co dalej.
Trwa ładowanie...