– Jak nastawienie przed podróżą? – zagaił Eliam, gdy przedzierali się przez śnieg w kierunku wioski.
– Chciałbym, by była już wiosna.
– Jeszcze parę tygodni i wypłyniecie. Sądzisz, że jesteście gotowi?
Pytanie wydawało się proste, ale Dasean wyczuwał w nim coś więcej. Coś, co już mu się nie podobało. Zjeżył się.
– Spokojnie – odezwał się wpierw Sani, nawet nie odwracając się do elfa. – Nie miałem tego na myśli.
– Wątpię – prychnął. – Wszystko sprowadza się do mojego ojca.
– Nie, po prostu wyrzuty sumienia już nie dają ci spokoju i wszędzie słyszysz nawiązania do niego. – Uśmiechnął się przez ramię. – Czy statki są gotowe?
Opiekun starał się podtrzymywać neutralną rozmowę. Dopytywał o wszelkie przygotowania, potem sprawdził, jak wiele elf pamięta z wykładów. I ani razu nie wspomniał o Maseanie. Mimo to Dasean miał wrażenie, że w każdym pytaniu wybrzmiewa przypomnienie: zostało już tak niewiele tygodni. Potrząsnął głową, ale słowa wciąż wracały niczym natrętna mucha. A to jedynie wzmagało jego irytację. Wolałby już zakończyć tę rozmowę, znaleźć się we własnej chacie i spędzić w niej czas aż do wiosny – skoro nie dane mu było pozostać w środku lasu.
– O czym myślisz? – zapytał wtem Eliam.
– O niczym takim.
– O podróży?
– Nie możemy pomilczeć?
– Możemy.
Sani nawet się nie zasapał podczas drogi przez zaspy. Oddychał równomiernie, jakby spacerował po łące, a nie próbował walczyć z zalegającym śniegiem. Choć wyglądem przypominał człowieka, był zdecydowanie o wiele bardziej wytrzymały od każdego z ich rasy. A nawet od elfów. Dasean odczuwał już lekkie zmęczenie, a przecież szedł jako drugi i miał już nieco łatwiejszą ścieżkę do przebycia. Wysiłek jednak pozwalał odsunąć na bok wszelkie myśli. Przynajmniej na jakiś czas. gdy wreszcie wyszli na odśnieżony teren, zaatakowały z podwójna mocą.
Trwa ładowanie...