Opowieści o Daseanie – Wyprawa, rozdział IX, cz. IV

Obrazek posta

 

Dasean do tej pory nieprzerwanie wypuszczał strzałę za strzałą, ale po pierwszym skoczku kazał przerwać łucznikom. Nie chciał, by któryś ze zbłąkanych pocisków ugodził braci i siostry. Zaraz też wyznaczyć paru elfów, którzy mieli zająć się ocalałymi. Dalszy ostrzał i tak już mijał się z celem, bo statek – choć wpierw nieco wytracił szybkość – znów nabrał prędkości i zdołał uciec na bezpieczną odległość.

– Niedługo dotrą do granicy – zauważył Fissean, pomagając bratu wciągać na pokład kolejnych pobratymców.

– Wiem – mruknął kapitan.

Spojrzał na oddalającą się łódź. Wciąż żywił nadzieję, że Risean pójdzie po rozum do głowy. Ten jednak raczej nie zamierzał zmieniać swoich planów.

Dasean czuł, że zawiódł. Dostał proste zadanie: wybić młodym z głowy przedwczesny wypad, do którego sam ich wcześniej namawiał. Wierzył, że argumenty Eliama przemówią do nich tak samo, jak do niego. Ale okazało się to nie tak proste. Przecież Risean nie należał do tych, którzy łatwo odpuszczają.

Podał rękę kolejnemu pobratymcowi, który wspiął się po sznurkowej drabinie. Pomógł mu się wdrapać na pokład, a potem pozwolił, by inni się nim zajęli. Choć mógł to zadanie powierzyć komukolwiek z załogi, czuł, że musi osobiście się tym zająć. Liczył, że pozwoli mu to przynajmniej trochę uporać się z wyrzutami sumienia.

Kiedy ostatni ze skoczków znalazł się na łodzi, mógł w końcu spokojnie zebrać myśli. Wiedział, że młodemu kapitanowi zdarzyło się opuścić kilka wykładów. Stąd mógł nie zdawać sobie sprawy, w jakim miejscu postanowił przekroczyć granicę fal. Zdawało się, że w ogóle nie zauważa spienionej gniewnie wody i większych fal, które wysyłały jasne ostrzeżenie.

– Nie płyniemy dalej – rzucił do sternika.

Przez pokład przemknął szum oburzenia.

– Nie powinniśmy zbliżać się do granicy – zaczął głośno, by wszyscy marynarze go usłyszeli. – Mieliśmy ich dogonić, ale nie zdołaliśmy. Nie poślę drugiej łodzi i mojej załogi na pewną śmierć. – Obejrzał się na statek Riseana. – Zaczekamy tutaj. Zaraz i tak dopłyną do granicy.

Odwrócił się. Nie chciał patrzeć na to, co miało się wydarzyć. Wyobraźnia jednak podsunęła mu obraz. Wraz z radosnym okrzykiem niesionym po wodzie zobaczył, jak statek dociera do granicy. Zdaje się, że wbrew wszelkim domysłom, zdoła pokonać fale i popłynie dalej, aż do samego Kontynentu. Marynarze pewnie musieli zdwoić, a nawet stroić, swoje wysiłki, by łódź się nie poddała. Wierzyli w powodzenie swojego zadania.

– Zaraz przepłyną – czyiś głos oderwał go od obrazów wyobraźni.

– I popłyną do ludzi – dodał inny.

– Uda im się.

– Nie… – wyszeptał Fissean, co brzmiało straszniej niż krzyki, które rozległy się chwilę później.

Dasean wychylił się zaraz przez burtę – najbardziej, jak tylko był w stanie – by zobaczyć, co się dzieje. Łódź zdołała dotrzeć do granicy fal, a nawet zaczęła na nie wpływać. Woda była jednak zbyt wzburzona, załoga za mało doświadczona, a kapitanowi zabrakło wiedzy, co nie mogło zakończyć się spokojnym wypłynięciem w morze.

Zanim Risean w końcu zorientował się, że nie podoła wyznaczonemu sobie zadaniu, nie mógł już się wycofać. Znalazł się na jednej z większych fal, która podniosła dziób, a statek stanął pionowo. Wielu marynarzy nie zdołało się niczego złapać i wpadało do wody przy akompaniamencie krzyków i plusków. Za nimi runęły beczki i skrzynie, a załoga drugiej łodzi jedynie prosiła Custosa, by nikt przy tym nie ucierpiał. Na tej fali się nie skończyło. Druga – większa i silniejsza – uderzyła w dno, wywróciła statek i roztrzaskała, jakby był dziecięcą zabawką pozostawioną na plaży.

Wszędzie wokół zapanowała cisza. Serce Daseana biło tak głośno, że elf miał wrażenie, że zaraz ogłuchnie. Wpatrywał się z innymi w spokojna powierzchnię z narastającym lękiem. Wreszcie jednak wypłynęli pierwsi ocaleńcy, prychając wodą.

– Wysłać po nich szalupy! – Polecił zaraz i sam zajął się pierwszą. Zwodował ją, by zaraz do niej wskoczyć.

Niewielkie łódki miały dać sobie lepiej radę niż ogromny statek, choć nie pozwalały na wyłowienie od razu wszystkich pobratymców. Tym bardziej elfy nie zamierzały zwlekać. Kapitan dodawał im nadziei i siły swoimi kolejnymi rozkazami. Chętnie je wykonywali, pragnąć ocalić rozbitków, zanim opuszczą ich siły.


 

Następna część

Poprzednia część

OpowieścioDaseanie opowieść Wyprawa elfy fantasy podcast

Zobacz również

Opowieści o Daseanie – Wyprawa, rozdział IX, cz. I
Czy Ariadna zdąży się wystroić na Targi Książki – czyli o modelowaniu 3D, Miesiącu z Losin...
Czy jest na co czekać? - czyli o zastoju i tym, co będzie dalej

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...