– Rozejrzał się znów wokół. – I sądzę, że nam też może się udać. Bez względu na to, jak wygląda obecnie życie ludzi, warto do nich ruszyć i przekonać się na własne oczy, czy jeszcze jesteśmy im potrzebni, czy może całkiem dobrze radzą sobie bez nas.
– Wystarczy Riseanie – wtrącił się starszy elf. – Dziękujemy ci za opowieść, ale to nie miejsce ani czas, by nakłaniać innych do wyprawy. Ta noc ma być radością, a nie powodem do kłótni i sporów. Jeśli chcesz coś jeszcze dodać do historii, śmiało. Jeśli nie, daj miejsce innym.
Młody elf uśmiechnął się pod nosem, pokręcił głową i dał znak, że skończył. Wtedy kolejny opowiadacz zabrał głos. Jednak Dasean w ogóle się nie skupiał na jego słowach. Błądził myślami wokół tego, co mogło wydarzyć się dalej z załogą statku. I co stanie się z nim samym, gdy w końcu wsiądzie na pokład i ruszy w drogę ku Kontynentowi. Słuchał przecież uważnie Eliama i niby wiedział o najróżniejszych przeszkodach, na jakie może się natknąć. Ale czym innym była sama wiedza, a czym innym przeżycie tego na własnej skórze. Miał jedynie nadzieję, że cała podróż potoczy się mimo wszystko szczęśliwie i że zdołają dotrzeć do ziem ludzi. Ale co będzie później?
*
– Sądzisz, że nam też się tak uda? – zapytał kolejnego dnia starszego brat.
– O czym mówisz?
– O opowieści Riseana. O pokonaniu granicy fal i dotarciu do ludzi.
– Skoro Eliam mówił, że tak, to raczej sobie poradzimy. – Uśmiechnął się. – Też zaczynasz się bać?
Dasean wpierw się obruszył, ale po chwili przyznał mu rację. Im bliżej było do wiosny i wyruszenia, tym większa ekscytacja wzrastała w jego sercu. Jednak po historii Riseana zdał sobie sprawę, że tuż obok nie kiełkuje lęk. Dopiero teraz zorientował się, że podobnie jak kapitan z opowieści po prostu się boi, czy wszystko pójdzie dobrze.
Trwa ładowanie...