"(...) jako parolatek, dostałem od rodziców album państwa Gucwińskich z żyrafą na okładce. Ta książka nazywała się chyba „Znajomi z Zoo”. Rozpoczynała się dwoma zdaniami, których nauczyłem się czytać. Przychodziłem do przyszywanych ciotek i wujów, siadałem im na kolanach, otwierałem ten album i, przesuwając palcem po skomplikowanym tekście dla dwu czy trzylatka, „czytałem” je na głos ku zdumieniu dorosłych. Taki był ze mnie szpenio (...)".