"(...) Rok 2013, tydzień do świąt. W beauty, czyli w kosmetykach i perfumach, gdzie wówczas pracowałem jako asystent managera, to najlepszy i najgorszy czas. Pieniądze lecą z nieba, tylko je pakować, ale pic polega na tym, że wszystko w tej grze jest na czas. Każdy się oczywiście spieszy, prezenty na ostatnią chwilę, a ty liczysz straty, bo masz tylko dwie ręce i dwie nogi, taka z ciebie indyjska bogini czasu - Kali, jak z paluszka obwarzanek. Nie wyrabiasz się, a klienci odchodzą. Pakuję przy kasie prezent numer 12876 i kątem oka widzę Abdullaha (...)"