„Ósemka Holdena” i Karina Obara. Oglądam, podglądam, czytam, rozmyślam.
Jeden z jej obrazów wisi wśród moich starych fotografii i ta malarska para jednocześnie mnie rozczula, ale i irytuje, bo porusza struny (mojej) przeszłości.
Karina Obara wspomina, że woli papierowe książkowe, że pisze od zawsze. I to się czuję, tego się dotyka każdym ze zmysłów. O „Jak odzyskać duszę” pisałem m.in”.
„Miłość. Złość. Cierpienie. To trzy siostry, które wkradły się na strony tej książki. Nadzieja. Wiara. Pamięć. To stare krewne sióstr. A ojcem jest ból. A matką udręka.
Karina Obara, gdy patrzę na jej obrazy (Instagram, Facebook), dostrzegam, że i w swoim pisaniu jest niezmienna. Esy-floresy, tekstury, plamy, paprochy, zabrudzania. Eksperymenty.
Pisarka napisała od siebie, ale nie tylko dla siebie. Ze swojego życia uczyniła stos. Pali na nim rękopisy, długopisy, opisy, popisy.
Karina Obara rozlicza się z sobą, a nie tylko do wewnątrz. Na zewnątrz wylewa się farba żółci w relacji z matką i fala błękitnego oceanu w związku z mężczyzną”.
Czytajcie kwestionariusz „Ósemkę Holdena”!
1. Piszę, czytam, wydaję – tłumaczę – redaguję... bo:
Pisałam własne formy od trzeciej klasy szkoły podstawowej. I odkąd pamiętam czytanie i pisanie były dla mnie sposobem na regulację silnych uczuć. Jako osoba odbierająca świat w „cztery de”, czyli – w uproszczeniu – bardzo intensywnie i głęboko, potrzebowałam zawsze jakiegoś wentyla bezpieczeństwa. Pisanie i malowanie właśnie tym dla mnie były i są. Pozwalają mi ułożyć myśli, przeżyć głęboko i bez przeszkód uczucia, wypowiedzieć się precyzyjnie, co stanowi dla mnie wielką wartość komunikacyjną. Od kilku lat do mojego własnego pisania doszło jeszcze zajmowanie się pisaniem dla innych, tzw. ghost writing. Bycie pisarzem duchem ma swoje zalety. Ubieram biografie innych w słowa, których moi zleceniodawcy szukali. Jak często mówią – całe swoje życie. Ja z kolei podziwiam ich osiągnięcia, sztukę życia i karmię się różnorodnością, co odżywia moje własne pisanie i malarstwo.
2. Najlepsze polskie wydawnictwo/a?
PIW – klasa sama w sobie. Świetni redaktorzy, którzy sami reprezentują wysoki artystyczny i edytorski poziom.
3. Nazwisko tłumacza ma dla mnie znaczenie?
Tylko wówczas, gdy czytam książkę skopaną językowo. Na szczęście rzadko to się zdarza. Popieram za to pomysł, aby nazwisko tłumacza było pisane na okładce podobną czcionką, co nazwisko autora. Oboje wykonują kawał dobrej roboty, bo tłumacz często pisze książkę na nowo, aby była zrozumiana w jego kraju.
4. Papier czy ebook?
Papier, bo jestem ze starej szkoły. Lubię, gdy mój mózg odpoczywa przy słowie drukowanym. Zupełnie inaczej zresztą pracuje niż podczas czytania e-booka. Lubię też robić notatki w książkach papierowych, bo one są dla nas, do użytku, nauki, wracania do zagiętych rogów. Książka żyje dla mnie tak jak książki w „Auto da fe” Eliasa Canettiego.
5. Polacy nadal czytają niewiele, bo...?
Bo mają telewizję, media społecznościowe i inne używki za większych bogów od książek.
6. Nowości czy klasyka?
Raczej już nowości, bo w wieku pięćdziesięciu lat, które skończyłam, widzę, jak wiele jeszcze jest do przeczytania, a czasu coraz mniej. Czytam dużo literatury amerykańskiej, hiszpańskiej i japońskiej oraz polskie nowości. Ostatnio jednak czytam coraz więcej literatury fachowej, bo oprócz pisania i malowania zajmuję się też terapią transpersonalną, wspieram zawodowo w kryzysach psychicznych. I wszystkie te działania są względem siebie komplementarne. Nie byłabym terapeutką taką, jaką jestem, gdyby nie miłość do literatury, czytania w ogóle, pisania, malarstwa i wiary w moc ludzkiej transformacji.
7. Moi władcy duszy?
Nie nazwałabym ich władcami duszy, bo dusza jest wolna, ale cenię wysoko między innymi: Javiera Mariasa „Serce tak białe”, Eliasa Canettiego – wszystko, czy arcydzieło Davida Grosmana „Wchodzi koń do baru”, rzecz o zdolności człowieka do przekroczenia traumy. W ogóle w literaturze szukam człowieka, który może wstać i zobaczyć, jak siedzi. A później zrobić wszystko, co jest do zrobienia, aby dokonała się w nim przemiana.
8. Poezja czy kryminał?
Poezja. Świeża, pozbawiona grafomanii, sztuczności, ozdobników, puszystych ptaków wieczoru i tanich, banalnych chwytów. Poezja najwyższej próby, która potrafi zaboleć, po której się otrzepujesz i idziesz dalej. Polacy potrafią tak pisać, ale – jak to z poezją – mają garstkę odbiorców. Kryminał ma się za to dobrze, bo wielu ludzi, nie mając pojęcia, co się dzieje w ich rzeczywistości psychicznej, ucieka w mordercze fantazje. Czasem mi się zdaje, że współczesny człowiek stał się mistrzem świata w oszukiwaniu samego siebie. Na wyparciu i zaprzeczaniu można jechać bardzo długo, nawet jeśli po latach zorientujemy się, że nasz życiowy koń to stara, ślepa, kulawa szkapa. Ale jakoś dowiezie nas do mety.
Karina Obara, ur. 30 września 1974 roku w Wałbrzychu. Ukończyła politologię na UMK w Toruniu, Studium dziennikarstwa europejskiego w Centrum Europejskim Natolin w Warszawie oraz Akademię Terapii Transpersonalnej w Warszawie. Dziennikarka, pisarka, eseistka, artystka wizualna, terapeutka. Wydała dziewięć książek, m.in. powieści: "Grzecherezada" (2006 r.) – wyd. Dolnośląskie, "Dwa światy Zofii" (2008 r.) - wyd. Adam Marszałek, „Gracze”, thriller psychologiczny (2010 r.) – wyd. W.A.B. „Granice”, opowiadania (2017 r.) – wyd. Naukowe UMK, "Kobieta, która nie odmieniła losów świata", czarna komedia (2019 r.) – wyd. Replika, „Niebezpieczne zabawy”, thriller psychologiczny (2020) – wyd. Replika „Jak odzyskać duszę”, esej (2022), wyd. Oficynka, „Gdy nadwrażliwość wystawia rachunki. Czterdzieści dwa listy o miłości, życiu i śmierci” (wspólnie z prof. Lechem Witkowskim). Publikowała m.in. w Twórczości, Odrze, Czasie Literatury, Helikopterze, polsko-niemieckim Dialogu. Niedługo w PIW ukaże się jej zbiór opowiadań i esejów pt. „Miłość w Ejlacie”.
Jej prace malarskie były pokazywane m.in. w The New Post-literate: A Galery Of Asemic Writing in Minneapolis w Stanach Zjednoczonych oraz w Danii i Polsce.
Trwa ładowanie...