Więc może tak: w ogólności prawie nigdy nie zawiodłem się na Niemcach, od Musila po Handkego, a w ostatnich latach przeczytałem z tak zwanym zapartym tchem "Świat w płomieniach" Huvtsedt i "Księgę nowych dziwnych rzeczy" Fabera, mam też słabość do małych powieści, wyszeptywanych do ucha przez Sigrid Nunez. Prowadzę notes, zapisuję, ale teraz nie zajrzę: te przypomniałem sobie od razu i to jest miara.