Autorka nie tylko balansuje na granicy jawy i sny, ale linia podziału dotyczy choroby, dotyczy życia i obumierania. Stan nieważkości, w której poruszają się te wiersze, jest jednak złudny, bo po kolejnym czytaniu te słowa przywierają do duszy, jak zapocona koszulka do ciała.
Błądzimy w lesie lub na jego skraju, gdzie obrodziły mirabelki, gdzie jesiony, gdzie tkanki brzóz opadają na mech.