Szczodrość syreny. Denis Johnson. Przekład Krzysztof Majer. Wydawnictwo Karakter, Kraków 2022.
Zewsząd słyszę ochy i achy, a ja mam małe „ale".
Łyżka dziegciu do tej beczki miodu. Wszystko ładnie, pięknie, ale wspomnienia z odwyku i epistolografii chwała, to troszkę... „chała”.
Reszta bez zarzutu! Wyrzutów brak. Dobre to!
Amerykańskie, a jednocześnie globalnie (nadal) niezużyte…
Wywiązanie się z roli, która leży po stronie nowelisty, jest nakaz, by autor bez względnej zwłoki potrafił przejść do meritum, gdy polifonia tekstu wciąga zarówno wyżeraczy, jak i debiutantów czytania.
„Szczodrość syreny” pochłania się prędko. Jeden wieczór i po robocie. Szkoda, że refleksji z tego czytania zostaje niewiele.
Wydaniu książki Johnsona towarzyszy (nadal!) pewne larum. Bo mistrz trafia pod polskie strzechy. Półślepy czytelnik jednak nie zauważa, że ten zbiór opowiadań to w ogóle nie są najlepsze, najistotniejsze teksty tego pisarza.
Przyciągająca okładka. Dobry tytuł (zaczerpnięty z początkowej fazy tekstu) i hulaj duszo, piekła nie ma.
Niestety – o czym zresztą Denis Johnson pisze – obłęd istnieje i ma się dobrze. Wtedy, gdy Johnson pisał swoje teksty, i teraz gdy polski odbiorca entuzjastycznie je pochłania.
A czas na rozwagę i uwagę!
Nie chcę się czepiać na z uporem maniaka, ale czy aby na pewno to jest takie „pycha – mniam, mniam”?
I tu mam na podorędziu właściwe przywołanie, które tyczy się Charlesa Bukowskiego, ale tu jest przymierzane przeze mnie:
„Posługując się stylem lapidarnym i drwiącym, okraszonym surrealizmem i konfabulacjami, autor tworzy legendę człowieka odwróconego od establishmentu, niezwracającego uwagi na obowiązujące normy, ale utalentowanego i sympatycznego »starego świntucha« […]
(Krzysztof Andrzejczak, Universitas, Kraków 2022)
To jedno odniesienie. Drugie jest chyba właściwsze, bo zapożyczeń do pisania autory „Pływającej opery” jest tu jak prawdziwków w tegorocznych lasach.
John Barth zmieniał style z kpiącego na dydaktyczny, ale zawsze pozostawał krytykiem oportunizmu i ludzkiej głupoty.
Widzowie, którzy uczestniczą w przedstawieniu! Tak, to najbardziej przekonuje mnie w „Szczodrości syreny”.
Kto czytał „Syna Jezusa” (Karakter, Kraków 2020)?
W tej krótkiej przypowieści (sic!) nasz autor zamienia się w bliźniaka Bukowskiego, ale i tam jest „trzecie oko” Bartha.
Kto przyswoił, równie krótkie, „Sny o pociągach” (Czarne, Wołowiec 2021)?
Książka została uznana za jeden z najlepszych tytułów 2011 roku przez „New York Times”, „Esquire”, „The New Yorker” i „Los Angeles Times”. I to tam szukajcie indywidualizmu faceta, który garściami czerpał z twórczości koleżanek i kolegów.
No i oczywiście dłuuuga „wizja ludzkiego szaleństwa” w „Drzewie dymu”!
„Szczodrość syreny” to schodzone buty. Nie nowe trzewiki.
A jednak – przynajmniej ja – wielu chodzi w butach przez wiele sezonów, i gdy dbamy o materiał, to dziur w podeszwach nie ma. A zatem zabierajcie się za syreni śpiew…
W końcu to ostatni, wydany pośmiertnie, zbiór opowiadań amerykańskiego pisarza.
*Denis Johnson (1949–2017) – pisarz, poeta i dramaturg, uznawany za jednego z najwybitniejszych twórców amerykańskiej literatury. Jego charakterystyczny lapidarny język połączony z umiejętnością tworzenia uderzających obrazów i scen o niezapomnianym uczuciowym natężeniu przysporzyły mu niegasnącej popularności wśród czytelników i innych pisarzy. Dwukrotnie nominowany do nagrody Pulitzera, zdobył National Book Award w 2007 roku za powieść Tree of Smoke (wydanie polskie: Drzewo Dymu, 2009).
Zastanawiałem się, czy ktoś potrafi podobnie pisać w Polsce?
Nie chodzi mi o „twórczy plagiat”, ale o uwodzenie czytelnika prostymi opowieściami, które nagle wywołują migreny lub salwy śmiechu.
I oto moja lista na dzisiaj: Łukasz Orbitowski, (naprawdę) Marcin Wicha, Jakub Małecki… To tak na szybko.
(Lista na wczoraj jest o wiele szersza, ale o tym innym razem (!)).
„Karakter” niczym syrena na śpiewnie reklamuje swój wydawniczy wybór:
„Denis Johnson jednym zdaniem umie przykuć nas do lektury. „Dziś rano dopadł mnie taki smutek na myśl o tempie życia – o dystansie, jaki dzieli mnie od własnej młodości, o tym, jak uporczywie żałuje się rzeczy sprzed lat, ale też żałuje się ciągle czegoś nowego, o tym, ile wymyślnych kształtów potrafi przybrać porażka – że niemal rozbiłem auto”. Umie też sprawić, że zwyczajne epizody – towarzyskie spotkanie, telefon od byłej żony (której?), wiadomość o śmierci dawno zapomnianego znajomego – w nieuchwytny sposób łączą się i pozwalają nam dostrzec w nich inny, tajemniczy porządek”.
Nie będę dyskutował! Pójdźmy dalej!
Autor, dwukrotnie nominowany do Nagrody Pulitzera jest (był) zabawny, nurtujący, po wszędobylsku socjologiczny, dlatego NIEZWYKLE pasuje mi ten oto cytat:
„Kresem wielu wysiłków poznawczych nie jest prawdziwe ani w ogóle żadne sądzenie. To raczej ostrość spojrzenia, szerokość horyzontu niż przekonania ulegają zmianie, gdy w plątaninie kresek uchwytujemy wreszcie postać, o której wiemy, że musi tam być, gdy umiemy już ocenić stylistyczne walory dzieł odpowiednio do klasy malarza, kompozytora czy pisarza, gdy studiując obraz, koncert czy tekst, chwytamy własności i struktury, jakich wcześniej nie byliśmy w stanie wydobyć. Taki postęp wiedzy nie dokonuje się przez urabianie czy ustalanie przekonań, ale przez poszerzenie rozumienia”.
(Nelson Goodman)
Mam dziwne przeczucie, że Johnson czytał prace amerykańskiego filozofa i logika. Goodman to wciąż „otwarta księga”, z której można czerpać!
I może dlatego: Choć nigdy nie spotkaliśmy Mortona na naszej drodze, to właśnie się polubiliśmy.
Bo „Szczodrość syreny” to opowieść m.in. o sześćdziesięcioletnim twórcy reklam, mężczyźnie pełnym melancholii, który zaczyna się zastanawiać nad życiem w obliczu faktu, że większość jego przyjaciół niedawno umarła.
Ten Morton to trochę ja. Wciąż żyjący!
Zresztą ta książka jest pełna duchów, zwid i strzyg.
Dlatego warto nie zapominać o wielkim poecie i prozaiku, jakim bez wątpienia był Edgar Allan Poe.
Wprawdzie kwestia, czy Poe był „pisarzem amerykańskim”, ale nie bądźmy pedantami.
„Przebywając w Ameryce, pisząc dla tamtejszej, eklektycznej publiczności literackiej, Poe nawiązywał do współczesnej mu, europejskiej tradycji intelektualnej. Czynił to dociekliwie i z widoczną pasją, albowiem aluzje lub bezpośrednie odniesienia do literatury i kultury europejskiej można spotkać niemalże w każdym z jego utworów”.
(Edward Kasperski, „Tekstualia” nr 1 (16) 2009).
A Johnson przebywa „u siebie", a jednocześnie nawiązuje do Bukowskiego, Bartha i Edgara Laurence’a Doctorowa.
Ach, Ameryko!
8/10
*fraza z tytułu to zapożyczenie z „Końca drogi” Johna Bartha
@FOT:
https://www.newyorker.com/books/page-turner/denis-johnsons-lasting-advice
Trwa ładowanie...