Fissean zbudził go, gdy w końcu zarzucili kotwicę. Zdecydowali się zatrzymać statek na tyle daleko od brzegu, by kadłub nie szorował o piaszczyste dno. Stąd w szalupach mieli transportować rannych i całą załogę na brzeg. Dasean miał więc trochę czasu, by doprowadzić się do porządku, wybudzić i przemyśleć, co uczyni po zejściu na ląd. Trochę obawiał się, czego może oczekiwać po swoich braciach i siostrach. Jak potraktują rozbitków? Wciąż nie zmienił swojego postanowienia i zamierzał się za nimi wstawić w odpowiednim czasie.
Jego głowę zaprzątała jeszcze jedna myśl. Wciąż miał poczucie, że zawinił. Że przez niego Risean w ogóle pomyślał o wcześniejszej wyprawie i był do niej przygotowany. W miarę przygotowany, poprawił się. Choć niewiele pozostało wtedy do zrobienia. Głównie musiał zabrać prowiant, a z tym pewnie sobie poradził bez problemu. Inną sprawą było to, że nie przemyślał, którędy zamierza przepłynąć przez fale. Co omal nie doprowadziło do śmierci całej załogi.
Gdy nie mógł dłużej zwlekać z opuszczeniem statku, wyszedł na pokład i wszedł do szalupy, by ostatnim kursem dostać się na brzeg. Wiosłował z ponurą miną, nie odzywając się ani słowem do pozostałych elfów. Ci też nie byli skorzy do rozmów.
Trwa ładowanie...