Zastygł. Dlaczego ojciec niemal zmusił go do wyruszenia w drogę? Nie widział nikogo innego zdolnego do tak śmiałego czynu? Lub na tyle głupiego, by w ogóle się tego podjąć? Kto inny w ogóle wpadłby na pomysł, by strzelać do pobratymców, by ich zatrzymać? Elf pokręcił głową. Pewnie nikt.
Zszedł po drabinie i z poziomu ziemi przyjrzał się swojemu dziełu. Dach powinien wytrzymać kolejne deszcze, a także zbliżającą się zimę. Śnieg będzie dodatkową izolacją przed chłodem i pozwoli zatrzymywać ciepło w środku. Poza tym miał pełnić wiele innych funkcji. Elfy, podobnie jak ludzie, zbierali bryły lodu, które nadawały się do tworzenia podziemnych chłodni. Dzięki temu przechowywanie jedzenia tygodniami nie było problematyczne w upalne lato. Choć do zimy pozostało jeszcze parę tygodni, chłód każdego dnia zdawał się wzmagać, a przyjemne ciepło powoli odchodziło w niepamięć.
Dasean potarł ręce.
– Czyli tak wypoczywasz?
Już wcześniej usłyszał znajome kroki. Miał jednak nadzieję, że elfka nie zwróci na niego uwagi, jak i on na nią. Jakże się mylił.
– Odpocząłem, a potem dokończyłem naprawę dachu. – Odwrócił się do Vaseny.
Skrzyżowała ręce na piersi i patrzyła na niego z góry, choć była o pół głowy od niego niższa.
– Czyli masz już wolny czas?
– Zależy. – Westchnął. Rozumiał, że się nie wywinie.
– Ktoś odważył się płynąć i naraził życie całej załogi – powiedziała tak, jakby wymawianie imienia Riseana było zakazane. – Jest parę spraw do omówienia.
Zaprosił ją gestem do chaty. Wolał mieć tę rozmowę już za sobą. Usiedli przy stole w jadalni. Zanim podał przekąskę w postaci suszonych owoców, i dzban słodkiego soku, Vasena zaczęła swój własny wykład. Z początku słuchał ją jednym uchem, ale zmusił się, by skupić się na jej słowach. Miała przecież rację. Przynajmniej częściowo. Bezpieczeństwo było ważne i nie powinien go zaniedbywać z żadnego powodu. Nawet jeśli wiązało się to z przyjmowaniem reprymendy od elfki.
– Trzeba będzie też odbudować łódź – dodała na koniec. – Chyba że załoga się zmniejszyła.
Trwa ładowanie...