– Czyli mówisz, że powinniśmy być mu wdzięczni, że nie doszło do katastrofy? – odezwał się znów Fissean.
– Na to wygląda. Ale dlaczego posłał mnie, a nie kogoś innego? Dlaczego sam nie popłynął?
– Musiałbyś go zapytać. Jeśli jednak miałbym zgadywać, to stwierdziłbym, że chciał ci coś pokazać w ten sposób.
– Co takiego?
– Że jego zdaniem nadajesz się na kapitana. A może miał też nadzieję, że dzięki temu wreszcie z nim porozmawiasz.
Dasean prychnął. Wciąż nie umiał się przekonać, by porozmawiać z ojcem. Niemal każda rozmowa o wyprawie kończyła się kłótnią. Nie chciał po raz kolejny przez to przechodzić. Ale ostatnio wasza rozmowa nie przerodziła się w spór, włączył się jakiś cichy głosik w jego głowie. Prędko go przepędził. Jedna jaskółka wiosny nie czyni.
– Nie, nie zamierzam – odparł po dłuższej chwili. – Sam wiesz, jak zawsze się to kończyło. Nie rozumie, co ta podróż oznacza i dla nas, i dla ludzi.
– Skoro tak twierdzisz – rzekł Fissean. – Ale i tak uważam, że powinieneś się z nim spotkać. Zima prędko minie…
– Nie mów, jak Eliam – przerwał mu. – Przez tygodnie nagabywał mnie, bym porozmawiał z ojcem. Wystarczy.
Starszy brat chciał coś jeszcze dodać, ale zrezygnował i pokręcił głową.
– Jak uważasz, bylebyś nie żałował.
Dasean ponownie prychnął.
– Uwierz mi, nie będę.
Trwa ładowanie...