Elf skrzyżował ręce na piersi, jakby to mogło odgrodzić go od problemów, z którymi nie chciał się mierzyć.
– Nie możesz go unikać aż do wiosny.
– Dlaczego nie?
Tym razem Eliam westchnął, jakby miał do czynienia z niesfornym elfiątkiem.
– Choćby dlatego, by dawać dobry przykład swojej załodze. Warto, by każdy zamknął wszelkie sprawy, zanim opuści Ojczyznę. A mam wrażenie, że sam nie masz pojęcia, ile sporów musiałem już zażegnywać.
– Jeszcze dodaj, że przeze mnie.
– Nie, nie przez ciebie. Każdy mierzy się z własnymi kłopotami. I musi sam stawić im czoła. – Spojrzał wymownie na Daseana, ale nie wypowiedział nic więcej. wiedział, że nie ma potrzeby powtarzać czegoś, co i tak zostało już tak wiele razy powiedziane.
Elf zdusił w sobie słowa, które cisnęły mu się na usta. Ostatnie, czego teraz potrzebował, to rozmowa z ojcem. Chciał spokoju. Ciszy własnych czterech kątów. Tak, tego było mu potrzeba. Nie towarzystwa. I to jeszcze takiego. Jednocześnie wiedział, że Masean aż tak łatwo nie zrezygnuje z rozmowy z synem. Gdy raz coś postanowił, mało co mogło go odwieźć od zamiaru. A Dasean czuł, że tym razem będzie musiał ustąpić.
– Porozmawiam z nim. Niech wam będzie – mruknął.
Wyprzedził Eliama, który nie krył delikatnego uśmiechu na ustach.
– Uwierz, że to dobra decyzja. – Słowa Saniego towarzyszyły elfowi w dalszej drodze.
Trwa ładowanie...