Każdy pogrążył się we własnych myślach, ale nie tak odległych od siebie. Obaj zastanawiali się, jak będzie wyglądać spotkanie elfów i ludzi. Obaj nie łudzili się, że marynarzy czeka ciepłe powitanie. Nie, raczej będą musieli się ukrywać, bronić i walczyć o przeżycie. Ale elfy nie zamierzały z tego powodu rezygnować. Musiały wreszcie opuścić bezpieczne ziemie i ruszyć w drogę ku tym, którzy dawniej byli ich przyjaciółmi na Svate. By znów zapanowała przyjaźń między tymi rasami.
– Daseanie – odezwał się wreszcie ojciec. – Nie chciałbym, byś wypływał w gniewie. Choć, prawdę mówiąc, ucieszyłbym się, gdybyś w ogóle nie wypływał – dodał ciszej.
Tym razem syn nie zareagował irytacją, ale współczującym uśmiechem. Lepiej rozumiał swojego ojca.
– Jak zauważyłeś, i tak nie zmienisz naszych planów.
– Wiem, niestety wiem. – Westchnął. – Ale czy możemy uznać, że zapominamy o starych sporach? I że wpadniesz jeszcze parę razy do nas, zanim rozpoczniesz swoją wyprawę?
Jeszcze parę godzin wcześniej Dasean odmówiłby bez zawahania. Teraz jednak – też bez chwili namysłu – przystał na propozycję ojca. I to nie ze względu na ciasta czy inne smakołyki matki. Chciał spędzić trochę czasu z bliskimi, skoro miał już nigdy więcej ich nie zobaczyć.
Trwa ładowanie...