Tygodnie mijały. Słońce coraz mocniej rozgrzewało ziemię. Śnieg powoli topniał i wszyscy czuli, że wiosna jest tuż-tuż. Jeszcze parę dni i pojawią się pierwsze pąki liści i kwiatów. Jeszcze chwila i ptaki na nowo rozpoczną swoje radosne trele. Jeszcze krótki moment i zwierzęta zbudzą się z zimowego snu. A elfy wyruszą w drogę. W powietrzu aż czuło się pewne napięcie. Mieszkańcy Ojczyzny się niecierpliwili, ale nie marnowali ani chwili. Zanosili swój dobytek na pokłady statków, gromadzili zapasy, uzupełniali świeżą wodę. Słowem – robili wszystko, co konieczne, by móc później jak najszybciej wypłynąć.
Niektóre elfy przykładem Daseana i Vaseny godziły się z rodzinami i kończyły wszelkie spory. Nie chciały rozstawać się z bliskimi w gniewie i wrogości. Każde pojednanie radowało całą wioskę i na moment pozwało zapomnieć o zbliżającym smutku rozstania.
Większość rodzin spotykała się niemalże każdego wieczoru w jak największym gronie, by nie stracić ani jednej chwili z tych, które zostały. Wymieniali się opowieściami, ważnymi lub całkiem błahymi myślami, a czasem jedynie siedzieli wspólnie w milczeniu. Był to dosyć trudny czas w Ojczyźnie i miał zapoczątkować okres, kiedy elfy zaczną opuszczać wyspę i ruszać do ludzi rozsianych na różnych ziemiach. Jednak o tym jeszcze nie miały pojęcia. Na razie myślały tylko o tej pierwszej wyprawie. Wyprawie, która miała tak wiele zmienić. Czy na lepsze, czy na gorsze – to każdy oceniał wedle siebie. Niektórzy wciąż byli zdania, że podróż nie powinna w ogóle mieć miejsca i jedynie sprowadzi śmierć na wszystkich marynarzy. Ci nie przejmowali się tymi zapowiedziami. Wierzyli, że zdołają dopłynąć do Kontynentu, wypełnić powierzone sobie zadanie i odbudować przyjaźń z ludźmi. A to liczyło się dla nich najbardziej.
Trwa ładowanie...